Xelion: Nie ma szans na obniżkę stóp?

Żeby jednak dokładnie zrozumieć, co miało wpływ na poniedziałkowy handel trzeba przypomnieć sobie, co działo się na rynku w czwartek i w piątek (w ten ostatni dzień rynki były zamknięte). W czwartek kurs EUR/USD ruszył gwałtownie na północ. Najbardziej prawdopodobne było, że rynek chciał wyprzedzić raport z rynku pracy, a po pokonaniu oporu na 1,34 włączyły się zlecenia wynikające z analizy technicznej. Dzięki temu wydawało się, że poważny opór techniczny został przełamany, a kurs EUR/USD otworzył sobie drogę do bicia rekordu wszech czasów. Była to jednak, jak na razie, tylko pułapka, o czym niżej. Na amerykańskim rynku akcji wcale nie widać było w czwartek, że sesja była przedświąteczną, ostatnią w tygodniu i do tego poprzedzającą piątkową publikację danych z rynku pracy. Gracze nie boją się już niczego. Indeksy rosły przełamując poważne opory techniczne.

W piątek okazało się, że w marcu ilość miejsc pracy wzrosła o 180 tysięcy (oczekiwano wzrostu o 120 tys.), a stopa bezrobocia spadła z 4,6 do 4,4 proc. (w warunkach europejskich odpowiadałoby to bezrobociu bliskiemu 9 proc.). Zweryfikowano też w górę dane z poprzedniego miesiąca. Ten raport doprowadził obserwatorów rynku do konfuzji. Gospodarka zwalnia, inflacja rośnie, a rynek pracy jest w doskonałej formie, mimo że subindeksy rynku pracy raportów instytutu ISM sygnalizowały, że jest bardzo słaby. Jak w to wierzyć? I w co wierzyć? Jedno jest pewne: Fed nawet przez chwilę nie będzie rozważał obniżki stóp procentowych. Dobrze, jeśli nie będzie myślał o podwyżce. To nie jest dobra informacja dla rynku akcji. Niezła zaś jest dla dolara, który w piątek wyraźnie zyskał wracając pod krytyczny poziom 1,34 USD.

Kontrakty na amerykańskie indeksy po publikacji tego raportu rosły sygnalizując, że w poniedziałek rynek weźmie te dane za dobrą monetę. Podobnie odczytały to giełdy azjatyckie, gdzie większość indeksów w poniedziałek rosła (np. japoński Nikkei), a indeks z Szanghaju wzrósł o ponad dwa procent bijąc kolejny rekord wszech czasów. To wszystko zapowiadało, że rynek amerykański będzie kontynuował hossę, ale pojawiły się czynniki, które na początku sesji hamowały zapędy byków. Przede wszystkim szybko rosła rentowność amerykańskich 10-letnich obligacji skarbowych. Ten wzrost rentowności wynikał oczywiście, z lepszego od prognoz raportu z rynku pracy. Ponieważ rentowność rośnie od połowy marca to gracze zaczęli się obawiać wzrostu rynkowych stóp procentowych.

Rynkowi akcji szkodził też duży, czteroprocentowy spadek ceny ropy. Bardzo dziwne było to, że ropa tak mocno taniała, mimo że prezydent Iranu w poniedziałek oświadczył, że Iran jest w stanie produkować na skalę przemysłową paliwo nuklearne. Pokazał w ten sposób, że Teheran nic sobie nie robi z sankcji ONZ. Być może jednak dlatego dolar miał trudności z dalszym wzmacnianiem się, chociaż delikatne umocnienie jednak nastąpiło. Wzmocnienie dolara doprowadziło do nieznacznego spadku ceny złota. Miedź kontynuowała jednak trend wzrostowy z końca zeszłego tygodnia. Cena kontraktów na ten metal wzrosła o ponad 4 procent. Pretekstem były dane z amerykańskiego rynku pracy, które ponoć sygnalizują, że gospodarka amerykańska jest w dobrej formie. Nie wierzę w fundamentalne znaczenie tego pretekstu. Po prostu nadal działa sygnał kupna wygenerowany przez analizę techniczną, ą fundamenty nie mają tu nic do rzeczy.

Gracze na rynku akcji, zmrożeni trochę wzrostem rynkowych stóp procentowych, zwracali szczególną uwagę na informacje ze spółek. Już w poniedziałek AMD, rywal Intela, poinformował, że jego przychody w pierwszym kwartale były dużo niższe od prognoz. Na osłodę dodał jednak, że znacznie ograniczy koszty, co doprowadziło do wzrostu kursu akcji. Niepewność jednak wzrosła, bo co z tego, że zyski AMD wzrosną, kiedy spadek popytu pokazuje, że źle się dzieje w gospodarce. Podobne ostrzeżenie wyemitował American Home Mortgage Investment, co zaszkodziło sektorowi budowy domów. Pomagała bykom pozytywna rekomendacja Deutsche Bank dla Ebay. Po początkowych wahaniach indeksy oczywiście rosły, bo zeszłotygodniowe nastroje przeniosły się na poniedziałek, a analiza techniczna zdecydowanie kazała kupować. Jednak bykom nie udało się zamknąć sesji w przekonujący sposób. Indeksy praktycznie się nie zmieniły, co jednak nie zmieniło w niczym obrazu rynku. Sytuacja jest dla byków korzystna.

W nocy Bank Japonii pozostawił stopy bez zmian (0,5 proc.), ale nie miało to większego znaczenia dla graczy. Potwierdziła się jednak słabość dolara, bo wystarczyła zapowiedź, że USA złożą dwie skargi przeciwko Chinom do Światowej Organizacji Handlu, a kurs EUR/USD natychmiast wrócił nad poziom 1,34 USD. Zapowiada się dalsza przecena dolara. Warto zauważyć, że strat dolara nie powstrzymała informacja mówiąca o 38 – procentowym spadku w marcu przyrostu nadwyżki handlowej Chin. Dzisiaj kalendarium jest puste, ale po sesji w USA raport kwartalny publikuje Alcoa (producent aluminium). Ta publikacja rozpoczyna niejako oficjalnie sezon publikacji raportów kwartalnych w USA, które zadecydują o losie rynku akcji.

Cztery punkty od rekordu

W czwartek na naszych rynkach finansowych panował spokój. Złoty stabilizował się, a indeksy trzymały się blisko poziomu środowego zamknięcia. Jednak wybicie kursu EUR/USD ponad poziom 1,34 USD musiało ten spokój zburzyć. Złoty szybko umocnił się zarówno do euro jak i do dolara, ale już w piątek odwrócił kierunek. Tym razem też reagował wyłącznie na to, co działo się na rynku EUR/USD, gdzie kurs tej pary walut spadał po publikacji lepszych do prognoz danych z rynku pracy w USA.

W poniedziałek nastąpiła stabilizacja, a dzisiaj nadal powinniśmy reagować na zmiany kursu EUR/USD. Piątkowe zachowanie tej pary sygnalizuje, że dolar nie ma zamiaru się wzmacniać (to byłoby korzystne dla złotego), ale trzeba brać pod uwagę, że w poniedziałek nie było na rynku Europejczyków. Gdyby i dzisiaj kurs EUR/USD też nie chciał spadać to sygnalizowałoby, że niedługo dojdzie do kolejnego, dużego osłabienia dolara.

Na GPW, w czwartek, przed otwarciem sesji w USA indeks WIG20 coraz bardziej się wzmacniał najwyraźniej przymierzając się do kolejnego ataku na szczyt. Była to reakcja na wzrost optymizmu na rynkach europejskich. To wzmocnienie generowała jednak praktycznie jedna spółka: KGHM, której ciągle pomaga niezbyt zresztą racjonalny wzrost ceny miedzi. Trochę byłoby dziwne, gdyby WIG 20 pokonał właśnie w czwartek, na małym obrocie szczyt wszech czasów, więc zakończenie, dzięki któremu zatrzymał się o 4 punkty od tego poziomu, było najlepsze z możliwych. Prawdę mówiąc pobicie szczytu wszech czasów ma znaczenie wyłącznie medialne, bo przecież inne indeksy ciągle to robią, ale często takie przełamanie dodaje wiary bykom, a to przyśpiesza zwyżki.

Gdyby sesja odbywała się w poniedziałek to z całą pewnością indeksy, idąc za ich azjatyckimi odpowiednikami, w odczekiwaniu na duże zwyżki w USA, wyraźnie by wzrosły. Dzisiaj też zapewne rozpoczniemy sesję zwyżką, ale nie będzie ona już taka oczywista, skoro reakcja giełd amerykańskich na dane makro była bardzo „letnia”. Poza tym nie wiemy, czy duży spadek ceny ropy zostanie zrównoważony przez równie duży wzrost ceny miedzi. W nocy nadal surowce drożały, bo dolar znacznie stracił do euro.

O przebiegu sesji zadecyduje jednak dzisiejsze zachowanie rynku USA, a szczególnie kursu EUR/USD. Europejczycy nie reagują ostatnio w ogóle na wzrost siły euro, ale pamiętam czasy, kiedy mocne euro przeceniało indeksy (spadała konkurencyjność gospodarki europejskiej). Dlatego też nie kupowałbym akcji, gdyby początek sesji był zbyt dobry. Gdyby jednak indeksy powoli pięły się do góry to bardzo dobrze świadczyłoby o rynku. Generalnie trzeba wyraźnie powiedzieć, że sygnał kupna obowiązuje, a rynek dużych spółek (w odróżnieniu od małych) nie jest wykupiony.