Ciekawa jednak była reakcja po publikacji pierwszego zestawu danych makro w USA. Na szybki spadek kursu EUR/USD złoty zareagował wzmocnieniem do euro i stabilizacją do dolara. Sygnalizowało to, że nasza waluta jest bardzo silna. Potem było gorzej, ale dzień zakończyliśmy kosmetycznymi zmianami kursów. Dzisiaj nadal będziemy wpatrywali się w kurs EUR/USD i USD/JPY, ale rozstrzygnięcie nastąpi dopiero po 16.00, czyli po publikacji danych makro w USA. Chińska reakcja na wprowadzenie ceł przez USA nie sprzyja jednak dolarowi, a wzrost kursu EUR/USD powinien pomagać złotemu.
Na GPW piątek rozpoczął się bardzo optymistycznie. WIG20 rósł prowadzony na północ przez spółki surowcowe i banki. Widoczna była chęć ustanowienia nowego rekordu wszech czasów i został on nawet w tej części sesji przez chwilę pobity, ale potem było dużo gorzej. Indeksy zaczęły się osuwać i po publikacji pierwszego zestawu danych makro w USA znalazły się na poziomie czwartkowego zamknięcia. Wydawało się nawet, że możemy zakończyć sesję spadkiem. Dzięki dobrym danym makro z USA udało się doprowadzić do neutralnego zamknięcia, ale rynek wyglądał słabo.
Krótszy, przedświąteczny tydzień nie sprzyja biciu rekordów. Wręcz odwrotnie, przed piątkiem (wtorek lub środa) należy oczekiwać ataku podaży, bo z pewnością znajdą się inwestorzy, którzy będą chcieli opuścić nasz rynek przed czterodniową przerwą, podczas której dużo może się wydarzyć. I nie mówię nawet o geopolityce, bo nawet prezydent Bush w czasie weekendu opowiedział się za pokojowym rozwiązaniem konfliktu z Iranem, dementując w ten sposób pogłoski o mającej się rozpocząć w tym tygodniu wojnie. Nawiasem mówiąc takie oświadczenie powinno dzisiaj doprowadzić do spadku cen ropy, a to zaszkodziłoby naszemu rynkowi. Podsumowując: uważam, że w tym tygodniu byki powinny być zadowolone, jeśli indeksy nie spadną.
Groźny protekcjonizm w USA
W piątek na giełdach akcji panował spokój. Indeksy, po dużym wzroście trzymały się blisko czwartkowego zamknięcia. Gracze czekali na dane makroekonomiczne. Po nocnej zwyżce spadał kurs EUR/USD pociągnięty w dół przez przecenę brytyjskiego funta, któremu szkodziły zawirowania geopolityczne (ciągle sprawa angielskich marynarzy uwięzionych przez Iran). Niczego nie zmieniły dane o inflacji, stopie bezrobocia i nastrojach w strefie euro. Warto jednak odnotowywać, że inflacja i stopa bezrobocia były dokładnie zgodne z prognozami, a nastroje i ocena sytuacji gospodarczej dużo lepsze. Taki stan utrzymywał się przez bardzo długi czas.
Ostatni, giełdowy dzień kwartału z góry stawiał obóz niedźwiedzi w USA na straconej pozycji. Wiadomo było przecież, że fundusze zrobią wszystko, żeby podciągnąć w tym dniu kursy akcji. Potrzebne były tylko dobre dane makro. I takie właśnie dane na rynek dotarły. Raport o przychodach i wydatkach Amerykanów był korzystny dla dolara i dla całej gospodarki, bo w obu kategoriach wzrost był większy od prognoz (0,6 proc.). Wzrost ten jednak zwiększał prawdopodobieństwo utrzymania inflacji na wysokim poziomie. Podobny wniosek można było wyciągnąć z publikacji bazowego wskaźnika wydatków osobistych (PCE). Wzrósł on mocniej niż prognozowano (0,3 proc.), a w skali roku o 2,4 procenta. Takie informacje musiały wzmocnić dolara, ale nie zaszkodziły akcjom.
Bardzo dziwne były dane z rejonu Chicago. Okazało się, że indeks Chicago PMI wzrósł z 47,9 pkt. (recesja) aż do 61,7 pkt. (szybki rozwój). Wydaje się nieprawdopodobne, żeby wtedy, kiedy wszystko sygnalizuje spowolnienie gospodarki USA, Chicago było oazą rozwoju, a gospodarka się tam tak nagle zmieniła. To z pewnością albo jest jakieś przekłamanie albo jednorazowy wyskok. Jeśli spojrzy się dokładniej na ten raport to widać, że powodem takiej zwyżki indeksu był gwałtowny wzrost nowych zamówień (subindeks nowych zamówień wzrósł z 48,7 do 72,2 pkt.). Przypuszczam, że chodzi o jakąś jedną większą transakcję, która tak te dane podniosła. Nie zmienia to postaci rzeczy, że byki te dane skwapliwie wykorzystały.
Lepsze też były dane o wydatkach na konstrukcje budowlane. Oczekiwano spadku, a tymczasem wydatki wzrosły o 0,3 procenta, dzięki zwiększonej aktywności w sektorze niemieszkalnym. Jedynie indeks nastroju Uniwersytetu Michigan pozostała na poziomie najniższym od pół roku. Była to jednak weryfikacja danych z połowy miesiąca i z góry było oczywiste, że nie wpłynie na zachowanie rynków.
Wydawało się, że byki muszą wykorzystać dane makro do znacznego podniesienia indeksów, ale stało się coś zupełnie nieoczekiwanego. Administracja amerykańska obłożyła cłem import z Chin papieru powlekanego. Niby nic wielkiego, ale w ten sposób USA zerwały z dwudziestoletnią polityką niestosowania ceł na subsydiowane towary z gospodarek „nierynkowych”. Otworzyły w ten sposób puszkę Pandory. Wszyscy zaczęli zastanawiać się, jakie artykuły będą następne na liście (produkty ze stali, tekstylia?). Jak zareagują Chiny? Czy zmniejszony eksport, czyli mniejszy wpływ dewiz do Chin nie ograniczy kupna amerykańskich obligacji (co osłabiłoby dolara)? Jak mocno ucierpi gospodarka Chin, jeśli protekcjonistyczne decyzje ograniczą eksport kolejnych produktów? Jak mocno ucierpi wtedy gospodarka światowa?
Dużo pytań i zagrożeń. Nic więc dziwnego, że dolar szybko osłabł do wszystkich walut, a indeksy osunęły się. Dodatkowo niepewność zwiększana była przez ciągle napiętą sytuację geopolityczną, którą podgrzewały różne pogłoski. Na portalach rosyjskich i niemieckich pojawiały się informacje (podobno z wywiadu amerykańskiego) zgodnie z którymi 6 kwietnia USA zaatakują Iran. Radziłbym w to jednak zdecydowanie nie wierzyć. Informacje mogą pochodzić z wywiadu USA, ale mają zapewne postraszyć Iran i zmusić ten kraj do szybkiego rozwiązania kryzysu związanego z brytyjskimi marynarzami. W końcu sesji obóz byków doprowadził do neutralnego zakończenia, ale uważam, że w sytuacji, kiedy kończy się kwartał i trwa „window dressing” takie zakończenie jest bardzo dwuznacznej natury i nie można go traktować jako zapowiedź wzrostów.
Sprawa ceł będzie miała swój ciąg dalszy. Już w sobotę Chiny oświadczyły, że cła nałożone przez amerykańską administrację są „nie do zaakceptowania” i zapowiedziały, że zastrzegają sobie prawo do podjęcia „właściwej” akcji. Zapowiedź wojny handlowej między krajami będącymi silnikami gospodarki światowej jest bardzo niekorzystna dla całego świata. Jeśli dzisiaj nie dojdzie do jakiegoś zmiękczenia stanowisk to dolar może nadal tracić a akcjom to też nie pomoże. W drugą stronę będzie jednak działało przedstawione przez prezydenta Busha stanowisko w sprawie konfliktu z Iranem. Określi on co prawda zatrzymanie przez Iran 15 brytyjskich żołnierzy i marynarzy „niewybaczalnym postępowaniem” i wezwał do ich zwolnienia. Opowiedział się też jednak za pokojowym rozwiązaniem konfliktu. To zmniejszy napięcie i powinno obniżyć cenę ropy pomagając szerokiemu rynkowi akcji, ale szkodząc sektorowi paliowemu.
Krótki, przedświąteczny tydzień rozpoczynamy od danych o stanie sektora przemysłowego gospodarki w krajach UE i w USA. Publikacja indeksów PMI dla poszczególnych krajów UE i dla całej strefy euro jedynie nieznacznie (jak zwykle) przełoży się na zachowanie rynków. Jeśli nawet zobaczymy jakiś ruch to najwyżej na rynku walutowym. Po pierwsze to dane europejskie, czyli ciągle dla graczy mniej istotne, a po drugie sektor przemysłowy to w UE mniej niż 70 procent całej gospodarki. Po południu instytut ISM opublikuje swój indeks dla sektora przemysłowego w USA. Co prawda tam dotyczy to tylko niecałych 20 procent gospodarki, ale gracze żywo na tę publikację reagują. Indeks w zeszłym miesiącu utrzymał się nad poziomem 50 punktów (odgranicza recesję od rozwoju). Oczekiwany jest spadek, ale niesygnalizujący recesji. Gdyby indeks jednak wzrósł to bardzo pomogłoby dolarowi i chyba akcjom. Spadek poniżej 50 punktów zaszkodziłby amerykańskiej walucie, ale niekoniecznie musiałby się przełożyć na rynek akcji, gdzie inwestorzy wypatrują obniżki stóp.
Ważny może być też subindeks rynku pracy. W piątek giełdy nie pracują, a Bureau of Labor Statistics publikuje swój miesięczny raport o rynku pracy, więc subindeksy raporty ISM będą traktowane jako zapowiedzi piątkowych danych i mogą sprowokować większą niż zwykle reakcję. Im lepszy będzie rynek pracy tym lepiej dla dolara, ale wcale nie dla akcji, bo dobre dane zmniejszają prawdopodobieństwo obniżki stóp.