Rynek akcji zaczął tydzień od kompletnego marazmu. Pisałem wczoraj, że dziwiłbym się, gdyby obóz byków nie przegrał poniedziałkowej batalii, bo wzrosło napięcie w geopolityce, a indeksy w Eurolandzie powinny spadać. Rzeczywiście spadały, ale nasz rynek jednak się wybronił. Banki w zasadzie zlekceważyły rozpoczęcie prac komisji bankowej (znakomicie zachowywał się BRE, słabiej Pekao i PKO BP), sektor paliowy rósł idąc za ceną ropy, rósł też kurs KGHM, bo rynek postanowił zareagować wzrostem ceny miedzi na informację o odrzucenie w niedzielę przez robotników nowej propozycji właścicieli chilijskiej kopalni Escondida. Poza tym surowcom oczywiście pomagał tracący w stosunku do innych walut dolar. Słabo zachowywała się para Prokom – Softbank, której nie pomogła weekendowa konferencja prasowa. Obrót był bardzo mały, aktywność rynku żadna, ale neutralne zamknięcie sesji należy uznać za sukces byków. Sukces, który jednak nie ma żadnego znaczenia prognostycznego.
Publikowany dzisiaj indeks koniunktury gospodarczej niemieckiego instytutu ZEW może wpłynąć na zachowanie naszych rynków. Jeśli chodzi o rynek walutowy to złoty „chodzi” za kursem EUR/USD, więc jego reakcja na te dane będzie po prostu zależała od reakcji euro. Rynek akcji na niezłe dane może nie zareagować, ale bardzo słabe zaszkodziłyby giełdom Eurolandu, a to pociągnęłoby za sobą nasze indeksy. Poza tym znacznie pogorszyłoby to fundamenty, bo jeśli nasz największy partner handlowy ma problemy to i my je niedługo będziemy mieli.
Jeśli chodzi o prognozy dla naszej giełdy wynikające z analizy technicznej to w dalszym ciągu obowiązuje sygnał sprzedaży. Silny wzrost (najlepiej na dużym obrocie) mógłby ten sygnał anulować, ale dopóki nie widać obrotu, a rynek jest tak bardzo chimeryczny to najlepiej stanąć z boku albo inwestować na bardzo krótki okres (najlepiej w czasie jednej sesji, czyli intra-day).
Rośnie napięcie geopolityczne
Giełdy europejskie zachowały się w poniedziałek zgodnie z oczekiwaniami – indeksy spadały. To nie mogło dziwić skoro w czasie weekendu Iran ustami rzecznika irańskiego MSZ oświadczył, że nie przewiduje wstrzymania swego programu wzbogacania uranu oraz rozpoczął wielkie manewry wojskowe. Poza tym Izrael naruszył rezolucję ONZ nakazującą zawieszenie broni w Libanie. Jedyne, co mogło trochę dziwić to niewielki jedynie niepokój graczy i nieznaczny spadek indeksów.
Bardzo ciekawe było zachowanie rynku walutowego. Kurs EUR/USD nieoczekiwanie zaatakował istotny opór na poziomie 1,2904 USD. W niektórych komentarzach można przeczytać, że to piątkowe dane o nastrojach konsumentów (indeks Uniwersytetu Michigan) tak podziałały na dolara, ale radziłbym w taką tezę nie wierzyć. Rynek miał w piątek mnóstwo czasu na reakcję (6 godzin), a dolar stracił jedynie nieznacznie. Zawsze szuka się pretekstu dla wytłumaczenia ruchu rynku i stąd to powoływanie się na ostatnio publikowane dane makro, ale tym razem to nie o to chodziło. Silne osłabienie dolara mogło wynikać ze wzrostu napięcia geopolitycznego, a przede wszystkim z techniki, czyli nastroju rynku. Pisałem ostatnio, że po 5 latach niełaski rynek wraca do traktowania dolara jako bezpiecznej przystani w sytuacji wzrostu napięcia geopolitycznego, bo tak to rzeczywiście wtedy wyglądało. Być może jednak gracze po prostu nie są pewni jak reagować, a to, co się dzieje w Iranie może zdecydowanie bardziej zaszkodzić USA niż wojna w Libanie. Z tego też powodu naturalny ostatnio brak wiary w dolara został wzmocniony przez „sprawę Iranu”. Nie udało się jednak na zamknięciu pokonać oporu, co może we wtorek obóz byków osłabić (wzmocnić dolara).
Zachowanie rynku surowców było prostą konsekwencją osłabienia dolara, a przecież dochodziły do tego właśnie czynniki geopolityczne. Drożała nie tylko ropa, ale i złoto oraz miedź. W tym ostatnim przypadku rynek postanowił zareagować wzrostem ceny na informację o odrzucenie w niedzielę przez robotników nowej propozycji właścicieli chilijskiej kopalni Escondida.
Na amerykańskich rynkach akcji początek tygodnia był bardzo niemrawy. Wzrost napięcia geopolitycznego i drożejąca ropa trochę (ale niezbyt mocno) zaniepokoiły graczy i wywołały korektę, która i tak się rynkowi już dawno należała. Pogorszył nastroje Lowe’s. Ta sieć sprzedaży artykułów do wyposażenia domów poinformowała, że zyski w drugim kwartale były niższe od oczekiwań i obniżyła prognozę na sprzedaży i zysków na kwartał następny. Nic w tym dziwnego – skoro rynek nieruchomości zaczyna się kurczyć to sprzedaż artykułów tego typu musi spadać. Korekta była jednak nieznaczna i w dalszym ciągu obraz rynku jest „byczy” – poniedziałkowa sesja nic w nim nie zmieniła szczególnie, że wolumen był wręcz szczątkowy.
Dzisiaj niemiecki instytut ZEW opublikuje swój raporty, w którym oceni sytuację gospodarczą w Niemczech. Instytuty ZEW i Ifo bardzo się od kilku miesięcy różniły w ocenie sytuacji gospodarczej (ZEW był bardzo pesymistyczny, a Ifo umiarkowanie optymistyczny), więc rynki z niepokojem będą na te dane czekały. Ifo opublikuje swój raport dopiero w czwartek, a to ten właśnie instytut bardziej jest przez graczy poważany, ale i dzisiejszy raport może wpłynąć na zachowanie rynków. Wydaje się jednak, że zdecydowanie bardziej wrażliwy niż rynek akcji będzie rynek walutowy. Im lepsze będą oceny gospodarki tym lepiej dla euro i dla akcji. Nie wierzę w to, żeby dane o czerwcowych zamówieniach przemysłowych w Eurolandzie miały jakikolwiek wpływ na rynek. Nigdy nie mają.
Dzisiaj pod wieczór wypowiadają się publicznie szefowie Fed z Atlanty i Chicago, co może wpłynąć na zachowanie rynków. Nie dlatego tak uważam, że specjalne czegoś oczekuję, ale jednak bardzo często członkowie Fed mówią coś, z czego rynek wyławia pół zdania i na to reaguje. Nie byłoby żadną nowiną, gdyby Jack Guynn i Michael Moskow twierdzili, że spowalniająca gospodarka zmniejszy presję inflacyjną, bo to rynki już zdyskontowały, ale gdyby znowu zaczęli straszyć wzrostem inflacji bazowej lub zaczęli coś mówić o zbyt dużym spowolnieniu gospodarki to rynki mogłyby bardzo negatywnie zareagować.