Ten pierwszy prognozuje nadejście światowej recesji, a ten drugi długi okres, podczas którego światowa gospodarka rozwijała się będzie w tempie niższym od potencjalnego. Również analitycy Goldman Sachs przewidują, że połowa gospodarki globalnej wejdzie w recesję.
Zapomnijmy na chwilę o tych niewesołych prognozach i popatrzmy na raporty makro. Dane o ilości noworejestrowanych w ostatnim tygodniu bezrobotnych były nieznacznie lepsze od oczekiwań (432 vs 438 tys.). Były jednak wyraźnie lepsze niż tydzień wcześniej (450 tys.). To był mały plus. Jednak publikacja indeksu wskaźników wyprzedających (LEI) mogła pomóc tylko niedźwiedziom, bo wskaźnik ten spadła aż o 0,7 procent. Już dawno takiego ostrego spadku nie widziałem. Pamiętać jednak trzeba, że gracze ten indeks lekceważą. Indeks Fed z Filadelfii pokazał, że gospodarka w okolicach Filadelfii jest nadal w recesji, chociaż kurczy się nieco wolniej niż oczekiwano. Podsumowując: tylko naprawdę niepoprawny optymista mógłby zobaczyć w tych danych coś dobrego, ale dramatu tez nie było.
Dane były jednak na tyle słabe, że rósł kurs EUR/USD. Rynek walutowy długo zbierał się do koniecznej od dawna korekty. Nie ma co się dziwić, że w końcu się rozpoczęła. Teoretycznie może ona doprowadzić kurs nawet do 1,5380 USD, ale praktycznie oczekuję, że nie dotrze wyżej niż 1,5170 USD. Poważne osłabienie dolara wyzwolił równie długo oczekiwaną korektę na rynku surowców. Wydaje się, że powstało sprzężenie zwrotne: tracący dolar podnosił ceny ropy, a to osłabiało dolara i podnosiło ceny surowców. Złoto zdrożało o 3 procent, miedź o 4,3 procent , a ropa o 4,5 procent. Dawno już nie widziałem takich zwyżek, ale jeśli sprężyna jest mocno dociśnięta to i odbicie jest silne.
Drożejąca ropa działała na rynek akcji niejednoznacznie – podnosiła ceny akcji w sektorze paliowym, ale szkodziła sieciom sprzedaży detalicznej i liniom lotniczym. W dalszym ciągu traciły spółki w sektorze finansowym, chociaż uspokoiły się (po początkowym dużym spadku) ceny akcji Freddie Mac i Fannie Mae. Złych informacji z sektora było jednak bardzo dużo. Financial Times poinformował, że Lehman Brothers nie zdołał sprzedać inwestorom z Azji około połowy nowych akcji. Azjaci stwierdzili, że zażądał zbyt wysokiej ceny. Poza tym analitycy nawzajem obniżali rekomendacje i prognozy dla spółek pokrewnych spółek. Citigroup obniżył dla Lehman Brothers, Goldman Sachs i Morgan Stanley, a Lehman Brothers dla Goldman Sachs i Morgan Stanley.
Jak widać istniały wszelkie przesłanki do wywołania przeceny, a jednak tylko w czasie pierwszych dwóch godzin sesji indeksy mocno spadały. Indeks S&P 500 po raz piąty w tym miesiącu zbliżył się do wsparcia w okolicach 1.260 pkt. (dwa razy je atakował). Normalnym odruchem technicznym było kupowanie w tej okolicy akcji. To doprowadziło do powstania sesyjnej formacji podwójnego dna, co zmusiło techników do kupna. Dodatkowo pomogło czekanie na wystąpienie Bena Bernanke (w piątek) i stąd ten dobry (bo neutralne zamknięcie było w tej sytuacji pozytywem) wynik sesji. Przy odrobinie szczęścia (sprzyjająca bykom wymowa wystąpienia szefa Fed) to zamknięcie może być wspomóc powrót indeksów do trendu wzrostowego.
GPW nie poszła śladem swoich europejskich odpowiedników. Co prawda indeksy od rana spadały, ale zdecydowanie mniej niż indeksy we Francji czy w Niemczech. Podaż zachowywała spokój czekając na dane z USA. Już po godzinie indeksy zaczęły się powoli podnosić reagując na poprawę nastrojów na innych giełdach. Zwracało uwagę to, że poprawa na giełdach europejskich była niewielka, a jednak u nas rynek wrócił po południu do poziomów środowego zamknięcia.
Przed publikacją pierwszych danych w USA indeksy zaczęły się osuwać, ale końcówka znowu była dobra, bo udało się zamknąć sesje neutralnie. Obrót był bardzo mały, co sprzyjało obronie rynku. Po wczorajszej sesji w USA indeksy w Europie będą rosły, więc u nas też byki zdobędą przewagę. Wzrost cen surowców może pomóc sektorowi surowcowemu (szczególnie KGHM). Czekanie na szefa Fed też będzie pomagało. Wydaje się więc, że sesja powinna zakończyć się wzrostem, indeksów.