Xelion: Słaba reakcja na azjatycki impuls

Można powiedzieć, że byle impuls, przy tak skrajnym wykupieniu rynku, musiał wywołać tego typu realizację zysków. Gracze mieli jeszcze w pamięci marcową przecenę, która wynikała też z obawy o odwrócenie procesu carry trade i pamiętali, że szybko nastąpił zwrot połączony z biciem rekordów, więc zachowali spokój. W zasadzie od początku sesji indeksy powoli odrabiały straty, czemu sprzyjała stabilizacja na rynku jena (po południu zaczął nawet wyraźnie tracić). Nie pomogła, ale i nie zaszkodziła rynkom publikacja słabszych od oczekiwań wyników kwartalnych Nokii. Można powiedzieć, że gracze byli nawet z nich zadowoleni. Generalnie publikacja raportów kwartalnych pomagała w uspokojeniu rynku. Nie były znakomite, ale nie zmuszały do sprzedaży akcji.

Giełdy amerykańskie zdecydowanie zlekceważyły azjatyckie obawy. Pomagało w tym uspokojenie na rynku jena. Kurs USD/JPY wrócił do poziomu zbliżonego do tego sprzed nocnej przeceny, co zmniejszyło obawy o zakończenie procesu carry trade. Jedynie gracze na rynku surowców na wszelki wypadek zamykali pozycje, co doprowadziło do dwuprocentowego spadku ceny ropy i niezbyt dużych spadków cen złota i miedzi. W przypadku ropy pretekstem do spadku ceny było wznowienie dostaw ropy z Kanady po usunięciu przecieku ropociągu. Kto chce, niech wierzy, że to był powód przeceny, ale ja uważam, że to był tylko pretekst.

Rynek walutowy i giełdy akcji zlekceważyły całkowicie słabe dane makro. Raport o tygodniowej zmianie bezrobocia był gorszy od oczekiwań, ale ponieważ dotyczył tygodnia poświątecznego to gracze rzeczywiście mogli go zlekceważyć. Indeks wskaźników wyprzedających (LEI), pokazujący (podobno) jak za kilka miesięcy będzie się rozwijała gospodarka, wzrósł o 0,1 proc. sygnalizując, że nadchodzi stagnacja. Jednak raport ten już od dawna nie ma znaczenia prognostycznego (stąd słowo „podobno”), bo przynajmniej od roku jego wskazania się nie potwierdzały. Nic dziwnego, że gracze mogli go zlekceważyć. Dziwić może jedynie kompletny brak reakcji na publikację kwietniowego indeksu Fed z Filadelfii (pokazuje jak rozwija się gospodarka w regionie). Oczekiwano wzrostu z 0,2 pkt. do 3 pkt., a tymczasem okazało się, że się nie zmienił. Poza tym subindeks cenowy wyraźnie wzrósł. Ten raport, podobnie jak raport z okolic Nowego Jorku, zapowiada nadejście stagflacji.

Można nawet zrozumieć wahania graczy na rynku walutowym (kurs EUR/USD się nie zmienił), bo w jednym kierunku działał wzrost inflacji, a w drugim spowolnienie gospodarcze, ale zachowanie indeksów giełdowych mogło być wytłumaczone tylko nastrojami. Owszem, początek sesji był słaby, ale od tego momentu indeksy rosły. Raporty kwartale spółek trochę bykom pomagały. Właściwie wszystkie duże spółki za wyjątkiem Altrii (Merck, Merrill Lynch, Bank of America) opublikowały raporty lepsze lub bardzo zbliżone do prognoz. Jednak jedynie Schering-Plough opublikował raport, do którego nie trzeba było stosować żadnych sztuczek, których z upodobaniem używa Wall Street, żeby udowodnić, że wyniki są lepsze od prognoz. Fatalny raport opublikował D.R.Horton (największy amerykański deweloper) – zysk spadł o 85 procent potwierdzając, że sytuacja na rynku nieruchomości jest fatalna. W tej sytuacji nie może dziwić, że ostatnia godzina sesji należała jednak do niedźwiedzi. Spadki indeksów były jednak symboliczne, a zamknięcie sesji można uznać za neutralne. Można nawet powiedzieć, że sesja była sukcesem byków i potwierdzeniem siły rynku.

Posesji raport kwartalny opublikował Google. Był lepszy od prognoz i cena akcji wzrosła. Rosła również cena akcji AMD, rywala Intela, który co prawda opublikował większą niż oczekiwano stratę kwartalną, ale osłodził to inwestorom informacją, że zamierza przeprowadzić restrukturyzację. Jak widać każdy pretekst jest dobry, żeby podnieść cenę akcji. Indeks handlu posesyjnego (AHI) wzrósł, ale kontrakty na amerykańskie indeksy rano nie chciały rosnąć. Nie pomagało nawet odbicie na giełdach azjatyckich zachęconych spokojnym zachowaniem graczy w USA. Uspokoił się też japoński jen. Wszystko przemawia za wzrostem indeksów w USA. Dzisiaj publikacji raportów makroekonomicznych w kalendarium nie ma, więc o ruchach indeksów będą decydowały kolejne raporty kwartalne spółek. Przed sesją w USA publikują je takie tuzy jak Caterpillar, Honeywell, SAP i Xerox. Wydaje się pewne, że jeśli wyniki będą tylko przyzwoite to indeksy wzrosną.

Zmalała aktywność inwestorów

Wzmocnienie jena doprowadziło w czwartek na początku dnia i na naszym rynku walutowym do osłabienia złotego. Zmniejszenie procesu carry trade nie jest korzystne dla walut krajów rozwijających się. Wzrost kursów walut był, tak jak i w marcu przy podobnej okazji, nieduży. Była to po prostu normalne realizacja zysków, która zresztą bardzo szybko się skończyła i kursy walut ruszyły na południe. W końcu dnia informacja o powołaniu przez (jeszcze) marszałka Sejmu Marka Jurka nowej formacji politycznej trochę złotego do dolara i euro osłabiły. Taki ruch może, teoretycznie, doprowadzić do wcześniejszych wyborów, ale po pierwsze zapewne do tego nie dojdzie, a po drugie, gdyby doszło to bardzo wątpię, żeby rynki finansowe tym się zmartwiły.

Dzisiaj dowiemy się, jaka była inflacja w cenach produkcji (PPI), ale na ten wskaźnik inwestorzy zwracają małą uwagę, więc ta publikacja nie wpłynie na zachowanie rynku. Nie powinna też mieć większego znaczenia dynamika marcowej produkcji, ale tylko wtedy, gdyby rzeczywiście, jak się prognozuje, wzrosła około dziesięciu procent. Wzrost zdecydowanie mniejszy kazałby się zastanowić nad prognozami mówiącymi o szybkim i trwałym wzroście gospodarczym, a to zaszkodziłoby złotemu i zapewne akcjom. Złoty zresztą powinien trochę dzisiaj stracić, bo rynkowi należy się już korekta, a przed weekendem o to łatwo.

Popatrzmy na to, co działo się w czwartek na GPW. Oczywiście podążyliśmy za spadającymi indeksami w Azji i Europie, więc sesja rozpoczęła się od 1,5 procentowego spadku indeksu WIG20. Potem jednak rynek się uspokoił czekając na rozwój sytuacji, a nawet, w ślad za innymi indeksami europejskimi, zaczął odrabiać straty. Nie widać był żadnego, poważnego niepokoju, co rzecz jasna musiało ośmielić obóz byków. Jeszcze lepiej zachowywał się węgierski indeks BUX, który już przed otwarciem sesji w USA przeszedł na plusy. To kolejny raz potwierdza tezę o zachęconym słabością dolara kapitale zagranicznym, który wchodzi na rynki rozwijające.

Jednoprocentowy spadek indeksu WIG20 i kosmetyczne spadki WIG i MWIG40, przy obrocie znacznie mniejszym od średniej z ostatnich dni, sygnalizuje, że inwestorzy w dużej większości postąpili tak jak radziłem we wczorajszym komentarzu – stanęli z boku czekając na rozwój sytuacji. To najlepsze, co mogło się zdarzyć po azjatyckiej przecenie. Uspokojenie na rynkach azjatyckich powinno dzisiaj zaowocować pozytywnym otwarciem sesji, a potem zadecyduje zachowanie rynków zagranicznych na publikację raportów kwartalnych amerykańskich spółek.