Xelion: Słabną waluty i giełdy regionu

Niewiele zmieniła również publikacja danych w USA. W chwilach kiedy złoty jest „na fali” wzrost kursu EUR/USD wzmacnia złotego do obu walut. Tym razem nasza waluta wyraźnie osłabła w stosunku do euro i nieznacznie do dolara. Jak widać korekta musi jeszcze trochę potrwać, ale dotknięcie przez kurs EUR/PLN górnego ograniczenia ponad 3 miesięcznego kanału trendu spadkowego może już dzisiaj wywołać korektę umacniającą złotego. Poza tym dzisiaj odbędzie się przetarg obligacji pięcioletnich, które są pewnego rodzaju wzorcem dla rynku długu. W sytuacji, kiedy złoty zaczął słabnąć wynik tego przetargu może wpłynąć na zachowanie naszej waluty. Im większy będzie stosunek popytu do podaży tym lepiej dla złotego.

GPW reagowała we wtorek od rana nie tylko na to, co działo się na giełdach europejskich, co już samo z siebie powinno obniżać również polskie indeksy. Tym razem doszły jeszcze raporty kwartalne spółek. Dobry wynik Agory, czy PKO BP nie mógł zrównoważyć bardzo słabych wyników Lotosu i PKN. Słabo spisała się też TVN. Nic dziwnego, że spadek WIG20 był zdecydowanie większy niż na rynkach rozwiniętych. Warto jednak zauważyć, że podobnie zachowywał się węgierski BUX, co w połączeniu ze słabością walut mogło sygnalizować, że zmniejsza się światowy apetyt na ryzyko.

Po początkowym spadku, do południa panował na naszym rynku spokój, ale potem rozpoczęła się kontynuacja przeceny, która dotykała coraz to nowych spółek. Tuż przed publikacją danych makro w USA WIG20 załamał się i spadał w momencie publikacji tych danych o ponad 2 procent. Dane były dobre dla akcji, więc WIG20 zaczął odbijać idąc za indeksami w Eurolandzie, ale szło to bardzo opornie. Gracze zobaczyli, że rynek nie chce odbijać, co jeszcze bardziej zwiększyło podaż i pogłębiło przecenę. Gdyby nie sama końcówka sesji, kiedy to na fixingu WIG20 odrobił około 30 punktów to zakończenie byłoby fatalne, a tak było po prostu złe.

Tak widoczna słabość naszego rynku w połączeniu z dużą niepewnością panującą już teraz na rynkach zagranicznych tworzy mieszankę niezapowidająca nic dobrego dla obozu byków. Wydaje się, że dzisiaj osiągnięciem byłoby neutralne zachowanie rynku, ale jeśli indeksy w Eurolandzie będą spadały (a powinny) i dane makro z USA rynków nie uratują to czeka nas kontynuacja spadku.

Umiarkowany wzrost cen, ale rynek nieruchomości nadal słaby

We wtorek przed południem na rynkach europejskich panowały nienajlepsze nastroje. Poniedziałkowa sesja w USA nie mogła pomóc obozowi byków, a spadki indeksów w Azji (w Szanghaju o ponad 3,5 procenta) też nie zachęcały do kupna akcji. Spadki indeksów w Eurolandzie były jednak niewielkie, bo gracze doskonale zdawali sobie sprawę, że dane z USA mogą wszystko zmienić. Na rynku walutowym panowała stabilizacja z lekką tendencją do umacniania się dolara. Po publikacji danych sytuacja diametralnie się zmieniła. Indeksy błyskawicznie zaczęły rosnąć, a dolar równie szybko tracił.

A same dane okazały się być mieszane. W kwietniu wzrost inflacji CPI był prawie zgodny z prognozami. Inflacja wzrosła o 0,4 procenta (oczekiwano wzrostu o 0,5 procenta), a inflacja bazowa o 0,2 procenta (tego oczekiwano). W skali roku inflacja bazowa wzrosła o 2,3 procenta – oczekiwano wzrostu o 2,4 procenta. Były to dane bardzo korzystne dla akcji i niekorzystne dla dolara, ale jeśli spojrzy się na cztery miesiące tego roku to inflacja CPI wzrosła o 4,8 procenta (w całym 2006 roku tylko o 2,5 proc.). Jak więc widać wcale nie jest pewne, że Fed przestanie się martwić zwyżką cen. Korzystny dla akcji był też odczyt indeksu NY Empire State (ocenia, jaka jest sytuacja w regionie Nowego Jorku). Co prawda wzrósł on mniej niż oczekiwano (z 3,8 do 8,03 pkt.) i pozostał na bardzo niskim poziomie, ale jednak wzrósł. Poza tym spadł subindeks cenowy potwierdzając spadek presji inflacyjnej (przynajmniej w tym regionie).

Rynek walutowy miał do wyboru albo reagować na pozytywny dla dolara odczyt indeksu NY Empire State albo na umiarkowany wzrost inflacji. Oczywiście wybrano tę drugą możliwość, bo przecież Fed uważa, że inflacja jest zagrożeniem dla gospodarki. Dolar tracił i nie pomógł mu raport o marcowych przepływach kapitałów do USA. Dane były zgodne z prognozami rynku, ale przepływ kapitałów netto nie wystarczy do pokrycia deficytu handlowego USA. Nie mógł również pomóc dolarowi raport stowarzyszenia budowniczych domów (NAHB). Opublikowany przez NAHB indeks rynku nieruchomości spadł z 33 do 30 punktów (oczekiwano, że się nie zmieni), czyli do poziomu 15 – letniego dna. Wartość poniżej 50 pkt. sygnalizuje, że na temat przyszłości rynku więcej jest opinii negatywnych niż pozytywnych. Szef NAHB powiedział, że kryzys rynku kredytów ryzykownych zaczyna powoli przesiąkać do pozostałych segmentów rynku, co wpływa negatywnie na psychikę konsumentów.

Osłabienie dolara bardzo pozytywnie wpłynęło na rynek surowców. Wzrosły ceny złota, ropy i miedzi. Kontrakty na ten ostatni metal zdrożały jednak trochę chyba przez przypadek. Handel kończył się dokładnie wtedy, kiedy NAHB publikował swój raport i gracze nie mieli już okazji zareagować na fatalne dane z rynku budowy domów.

Rynek akcji nie bardzo wiedział, jak reagować na te wszystkie informacje. Ze spółek też bowiem nadchodziły mieszane informacje. Bardzo słabe wyniki kwartału opublikował Home Depot. Słabą prognozę zysku podał Wal-Mart. Szkodząc indeksowi NASDAQ spadał też kurs Amgen, bo Medicare zaproponował, że ograniczy płatności za jeden z jego leków. Rósł jednak kurs General Motors po podniesieniu rekomendacji przez Lehman Brothers. Po opublikowaniu bardzo dobrego raportu kwartalnego rósł też mocno kurs Agilent Technologies.

Gracze skupili się na dobrych informacjach i danych o inflacji i do 19.00 indeksy S&P 500 oraz DJIA trzymały się na bardzo solidnych plusach. Po publikacji raportu z rynku nieruchomości nastroje jednak gwałtownie się pogorszyły, co doprowadziło do zakończenia sesji spadkiem indeksów. Szczególnie mocno ucierpiał NASDAQ, ale DJIA wzrósł o 0,3 procenta bijąc rekord wszech czasów. Nie było to jednak zakończenie, które byki mogą uznać za sukces. Rynek szykuje się do korekty.

Można powiedzieć, że dzisiaj jest dzień europejskiej inflacji. Dowiemy się przed południem, jaka była w kwietniu inflacja w strefie euro oraz jak Bank Anglii ocenia perspektywy dla inflacji w Wielkiej Brytanii. W obu przypadkach wyższa inflacja lub prognozy jej wzrostu pomagałaby funtowi i euro, a szkodziła akcjom. Mała presja inflacyjna skutkowałby odwrotnymi reakcjami.

Najważniejsze będą jak zwykle amerykańskie dane makro. Godzinę przed rozpoczęciem sesji dowiemy się ile w kwietniu rozpoczęto budów domów i ile udzielono zezwoleń na ich budowę. Zawsze przypominam, że te dane niewiele mówią o stanie rynku nieruchomości, ale gracze reagują na ich publikacje bardzo żywiołowo, więc trzeba na nie zwrócić uwagę. Im więcej będzie rozpoczętych budów tym lepiej dla dolara i akcji. Dane słabe zaszkodziłyby dolarowi, ale niekoniecznie akcjom. Prognozy są dosyć pesymistyczne, więc jest pole dla pozytywnej niespodzianki.

Drugi zestaw danych (15 minut przed rozpoczęciem sesji) nie powinien mieć większego znaczenia dla zachowania rynków (a jeśli nawet to jedynie uzupełniające). Gracze praktycznie nigdy nie reagują na dane o dynamice produkcji przemysłowej i wykorzystaniu potencjału produkcyjnego. W zasadzie słusznie, że nie reagują, bo jeśli mówimy o mniej niż 20 procentach całej gospodarki amerykańskiej to można sobie pozwolić na takie lekceważenie. Być może zobaczymy jednak jakieś ruchy kursu EUR/USD po ich publikacji. Dowiemy się też jeszcze, jakie był w ostatnim tygodniu zapasy paliw w USA, co może dać pretekst do ruchu na rynku ropy.