Xelion: Tajskie spadki szkodzą GPW, a wzrosty?

Wpływu na rynek walutowy nie miały dane o produkcji przemysłowej i jej cenach. Były jednak zaskoczeniem. Produkcja co prawda wzrosła, ale „tylko” o 11,7 proc., a prognozowano wzrost o 14,6 proc. Trochę to może być niepokojące szczególnie, że ciepła zima powinna sprzyjać produkcji. Mniejsza była też inflacja PPI (2,6 proc.), ale to akurat może tylko cieszyć. Nie można wyciągać wniosku z danych z jednego miesiąca, więc rynki nie mogły się zbytnio przejąć tym raportem.

Dzisiaj Rada Polityki Pieniężnej podejmie decyzje odnośnie poziomu stóp procentowych, ale z całą pewnością pozostawi je bez zmian, a w komentarzach nie znajdzie się nic nowego, więc nie wyobrażam sobie, żeby to wydarzenie miało jakikolwiek wpływ na zachowanie rynku walutowego nie mówiąc już nawet o rynku akcji.

A ten właśnie rynek zachował się we wtorek bardzo źle. Indeksom na WGPW szkodził we wtorek nie tylko tajski krach, ale i zachowanie sektora surowcowego, gdzie szczególnie mocno traciła KGHM. Fatalnie zachowywał się Bioton po artykule o wynalazku, który ma zastąpić insulinę. Niektórzy komentatorzy twierdzili, że spadki cen akcji spółek z udziałem skarbu państwa wynikają z niepewności, co do losów ich szefów, których mógłby zaszkodzić Kazimierz Marcinkiewicz. Ja jednak uważam, że to bardzo naciągana teoria. Nie wierzę, żeby inwestorzy bardziej bali się rządów Kazimierza Marcinkiewicza niż wielu ostatnich nominatów. Poza tym Węgier wpływy Kazimierza Marcinkiewicza nie sięgają, a tam indeks BUX spadł o 2,3 procenta.

Sprawa jest całkiem jasna i oczywista – sprzedawali inwestorzy (niekoniecznie zagraniczni sądząc po zachowaniu złotego), którzy przestraszyli się tego, co stało się w Tajlandii. Nawet im się nie dziwię, bo często od jednego kraju rozpoczyna się przecena, a na rynkach rozwijających się bywa ona szczególnie bolesna. Tyle tylko, że wczorajsze, częściowe odwołanie decyzji baku centralnego Tajlandii przez ministra finansów już wywołało duży wzrost tajskiego indeksu SET (skala podobna do wtorkowego spadku), więc sytuacja wraca do normy. Zobaczymy dzisiaj, czy WIG20 odrobi prawie cały trzyprocentowy spadek (bardzo pozytywny objaw), czy też będzie to jedynie jednoprocentowe drgnięcie (słaby rynek). To dużo nam powie o obecnej sytuacji na polskim rynku akcji.

Nawiasem mówiąc zobaczymy jak bank PKO BP zareaguje na nieoficjalne informacje mówiące o tym, że Kazimierz Marcinkiewicz zostanie jego szefem. Jeśli kurs wzrośnie (co zakładam) to będzie to ostateczne potwierdzenie błędności tezy o szkodliwym wpływie szefostwa Marcinkiewicza na polski rynek akcji.

Amerykanom inflacja i Tajlandia nie straszne

Wtorkowy handel na europejskich rynkach finansowych rozpoczął się w nerwowym nastroju. Widać było wpływ tego, co stało się w Tajlandii, gdzie bank centralny postanowił nałożyć wędzidła kapitałowi spekulacyjnemu (indeks SET spadł o 15 procent). Teoretycznie nie powinno to mieć wpływu na rynki rozwinięte, ale po tak długim okresie zwyżki każde takie wydarzenie wywołuje uczucie niepokoju. Na domiar złego umacniało się euro, któremu pomagało wzmocnienie funta, zapowiedź Iranu, który od marca będzie sprzedawał ropę i gaz za euro oraz bardzo dobre dane makro ze strefy euro. Okazało się też, że grudniowy indeks klimatu gospodarczego niemieckiego instytutu Ifo wzrósł mocniej niż oczekiwano i pobił rekord wszech czasów, co również umacniało euro.

W USA gracze nie przestraszyli się tego, co stało się w Tajlandii. Nie przestraszyły się też zresztą również amerykańskie rynki rozwinięte (Brazylia, czy Argentyna). To ostatnie mogło dziwić, ale wyjaśnienie jest bardzo proste. Wojskowy rząd Tajlandii, a konkretnie minister finansów, anulował część postanowień banku centralnego. Jak widać czasem dyktatura potrafi robić pożyteczne rzeczy ;-). Teraz ograniczenia dotyczą jedynie kapitału zainwestowanego w obligacje i inne komercyjne papiery wartościowe, ale wyłączone zostały inwestycje w akcje. To niewątpliwie uspokoi sytuację i już doprowadziło do dużego wzrostu indeksu w Bangkoku (w momencie pisania komentarza o 11 procent).

W tej sytuacji skupiono się na raportach makroekonomicznych i informacjach ze spółek. Raport z rynku nieruchomości był w zasadzie neutralny. Ilość rozpoczętych budów domów wzrosła (o 6,7 proc.) w stosunku do poprzedniego miesiąca. Jednak w stosunku do zeszłego roku spadła o 25,5 procenta. Gorzej było z zezwoleniami na budowę domów. Spadły o 3 procent a rok do roku aż o 31,3 proc. Dużo gorzej było z inflacją w cenach producenta (PPI). Wzrosła aż o 2 procent (największy wzrost od 32 lat), a bez żywności i energii o 1,3 procenta (w obu przypadkach spodziewano się wzrostu jedynie o 0,2 proc.). Wydawało się, że takie dane doprowadzą do dużej przeceny akcji i wzmocnienia dolara, ale tak się nie stało. Wytłumaczono sobie, że PPI jest zdecydowanie mniej istotna dla FOMC niż CPI (to prawda), która była dla rynku korzystna. Poza tym uspokojono rynki tym, że po odjęciu cen samochodów inflacja bazowa wzrosła tylko o 0,2 proc. To oczywiście jest śmieszne tłumaczenie, bo można by tak odejmować po kolei inne produkty i usługi dochodząc do deflacji, ale dla graczy ono wystarczyło.

Dolar usiłował się wzmacniać po publikacji danych o inflacji, ale ich interpretacje szybko doprowadziły do zmiany nastroju, a to wywołało wzrostową korektę ostatnich spadków kursu EUR/USD. Nie pomogły nawet amerykańskiej walucie uwagi Richarda Fishera, szefa Fed z Dallas. Ostrzegał on, że będzie rekomendował podwyżki stóp, jeśli inflacja szybko nie zejdzie do oczekiwanych poziomów. Osłabienie dolara pomogło we wzroście ceny złota i ropy, ale nie miedzi, której cena spadła.

Rynek akcji dostał we wtorek same złe informacje. Jak by nie patrzeć to inflacja PPI była jednak wysoka. Poza tym opublikowany po poniedziałkowej sesji raport kwartalny Oracle nie spodobał się inwestorom. Podobnie było z raportem Circuit City, którego taniejące prawie 20 procent akcje pociągnęły w dół część sektora sprzedaży detalicznej. Indeksy spadały, ale jedynie na indeksie NASDAQ widać było bardziej zdeterminowaną podaż. Taka sytuacja musiał wywołać do tablicy popyt i na dwie godziny przed końcem sesji indeksy ruszyły na północ. Obóz byków jest bardzo mocny i do końca roku nie da sobie zrobić krzywdy.

Dzisiaj rano trochę zamieszania na rynku walutowym mogą wywołać dwa wydarzenia. Wystąpienie Jean-Claude Trichet, szefa ECB w Parlamencie Europejskim i publikacja protokołu z posiedzenia Banku Anglii. Druga publikacje może wpłynąć na rynek najwyżej na chwilę, bo oczywiste jest, że BoE na razie zakończył cykl podnoszenia stóp procentowych. Nie wiemy, co rynek wybierze z wystąpienia szefa ECB, ale zapewne będzie on bardziej gołębi niż po posiedzeniach banku, bo ostatnio politycy atakują to, co robi bank (szczególnie francuscy). Jeśli tak rzeczywiście będzie to euro może po tym wystąpieniu stracić do dolara.

Dowiemy się też, jak zmieniły się zapasy ropy i paliw w USA, ale jak zwykle będzie to miało jedynie chwilowy wpływ na notowania ropy o ile zmiany nie będą naprawdę bardzo znaczne. Dla akcji największe znaczenie będą miały raporty kwartalne kilku ważnych dla rynku spółek.