Rynek akcji rozpoczął sesję małym wzrostem, a potem przez 3,5 godziny indeksy się osuwały poczym zapanował marazm. Jak się popatrzy na informacje napływające na rynek to nie można oczywiście powiedzieć, że pomagały bykom, ale myślę, że gracze sprzedawali akcje nie tylko z powodu tych wieści, a przede wszystkim dlatego, że przemyśleli dane ze środy i czwartku. Stagflacja zawsze bardzo szkodzi akcjom. Popatrzmy jednak, jaki oręż dostały w piątek do ręki niedźwiedzie.
Najmocniej ucierpiały akcje w sektorze technologicznym. Intuit, producent oprogramowania zmniejszył prognozy zysku z powodu zmniejszenia sprzedaży (produkuje oprogramowanie do sprawozdawczości podatkowej). To szkodziło spółkom produkującym software. Traciły również akcje w sektorze producentów półprzewodników. Na rynek dotarł raport, zgodnie z którym zamówienia na urządzenia do produkcji półprzewodników w Ameryce Północnej spadają. Taniały też akcje spółek sektora finansowego, bo analityk firmy Sanford C. Bernstein obniżył prognozy zysku dla Goldman Sachs i Lehman Brothers o 40 procent, a analityk Merrill Lynch stwierdził, że zyski Fannie Mae i Freddie Mac będą spadały, bo problemy rynku nieruchomości utrzymywać się będą do 2011 roku. Poza tym Deutsche Bank obniżył prognozy zysku MBIA (największy na świecie ubezpieczyciel obligacji).
Jak widać twardym faktem był tylko raport o zamówieniach na urządzenia do produkcji półprzewodników, a i to te zamówienia dotyczyły tylko USA i Kanady. Pozostałe negatywne informacje to po prostu opinie analityków. Co prawda Amerykanie bardzo poważnie traktują swoich analityków, ale wyprzedaż wyłącznie z powodu tego typu opinii zdarza się stosunkowo rzadko. I tym razem, się nie zdarzyła, bo byki wykorzystały pretekst, którym było podanie na 30 minut przed końcem sesji przez telewizję CNBC informacji o tym, że w następnym tygodniu będzie ogłoszony plan uratowania Ambac Financial Group (ubezpieczyciel obligacji). Tak jakby to coś zmieniało… Ale wystarczyło do przeskoczenia indeksu S&P 500 w pół godziny 23 punktów.
Ta sesja uzupełnia obraz powstały po publikacji raportu o inflacji CPI. Wszystko wskazuje na to, że rynek ma po prostu potężnego opiekuna (Plunge Protection Team), który dba o to, żeby nie doszło do katastrofy. Jeśli banki paktują z rządem, żeby ratować sektor finansowy to dlaczego nie miałyby paktować, w celu uratowania rynku akcji? Do katastrofy mogło dojść w środę, po publikacji danych o inflacji – wtedy indeks S&P 500 skoczył do góry dwa razy w ciągu dnia po 10 punktów. Podobnie, tylko jeszcze wyraźniej interwencję te było widać w piątek. Kto chce niech wierzy, że to jedynie przypadek, iż 30 minut przed końcem sesji telewizja podaje informację, która jest pretekstem do ataku byków. Ataku zupełnie zresztą nieracjonalnego, ale wszyscy przecież wiedzieli, że jeśli w końcu sesji doprowadzi się do wzrostu to niedźwiedzie będą w popłochu zamykały krótkie pozycje zwiększając skalę wzrostu. Dlaczego akurat w piątek PPT uderzył Otóż dlatego, że indeks S&P 500 wychodził dołem z siedmiosesyjnego trendu bocznego, co groziło powstanie potężnego sygnału sprzedaży. Jeśli mam rację, to niedźwiedzie maja potężnego przeciwnika, który zrobi wszystko, co możliwe, żeby posiadaczom akcji nie stała się krzywda.
Odnotować trzeba, że w Warszawie w piątek obrót był wręcz śmiesznie mały, co doprowadza wartość prognostyczną sesji do zera. Po tej dziwacznej sesji w USA nasz rynek niespecjalnie ma wybór i powinien dzisiaj odbijać, ale jakoś nie widzę szansy na wyjście w kanału. Tyle tylko, że koniec miesiąca sprzyjając bykom na całym świecie może też pomóc polskim posiadaczom akcji i dlatego trzeba szczególnie pilnie rynek teraz obserwować.