Xelion: Złoty jest coraz słabszy

Przecena przyszła znowu po 16.00, kiedy polski rynek był już bardzo płytki. To ostatnio jest normalne zachowanie złotego. Słabość naszej waluty tylko częściowo wynika z tego, co dzieje się na rynku węgierskim, gdzie traci forint. Nie wiemy, co jest pierwsze – jajko, czy kura. W tym przypadku czy bardziej istotne są węgierskie problemy gospodarcze, czy nasze problemy polityczne. Obawiam się, że działa sprzężenie zwrotne i rynki się nawzajem nakręcają. W piątek możemy oczekiwać korekty, która jest na polskim rynku bardzo typowa w końcu tygodnia. Oczywiście o ile Ben Bernanke nie doprowadzi do dużego wzmocnienie dolara.

Indeksy giełdowe na GPW w czwartek od początku dnia spadały, a liderem spadku był sektor surowcowy pod wodzą KGHM. Wzrosty indeksów w Eurolandzie nie pomagały bykom. Od południa rozpoczęło się odrabianie strat, ale też było kompletnie nieudane, a ostatnie 30 minut sesji było wręcz fatalne. Indeksy załamały się i WIG20 stracił 35 punktów. Od kilku sesji ostrzegałem, że wzrost na małym obrocie jest bardzo niebezpieczny, bo w czasie jednej sesji rynek może się gwałtownie odwrócić. I rzeczywiście, ta sesja wymazała wszystkie te wzrosty, a WIG20 wrócił do poziomu z 14. sierpnia, ale jej znaczenie jest tak samo małe jak poprzednich wzrostów.

Trend boczny nadal obowiązuje, ale obowiązuje również sygnał sprzedaży, a spadek indeksu WIG20 poniżej 2.917 pkt. oznaczałby, że będziemy szukali dna dużo niżej. Dzisiaj Ben Bernanke przemawiać będzie dopiero o 16.00, więc najbardziej logiczne byłoby, gdyby rynek zamknął się po prostu neutralnie, ale jeśli indeksy w Eurolandzie będą rosły, a ropa nadal odrabiała straty (być może formuje się huragan Ernesto) to możliwy jest lekki wzrost indeksów.

Nowe domy w USA też źle się sprzedają

W czwartek przed południem niemiecki instytut Ifo opublikował swój sierpniowy indeks klimatu gospodarczego i okazało się, że nie potwierdził on katastrofalnej oceny instytutu ZEW. Indeks spadł, ale nieznacznie. Nadal nie wiemy, który instytutu się myli, ale reakcja przestraszonego we wtorek rynku mogła być tylko jedna: wzrost kursu EUR/USD. Dane te wpierw ograniczyły spadki indeksów w Eurolandzie, a potem doprowadziły do ich wzrostu.

Opublikowane w czwartek dane makro z USA były niejednoznaczne. W lipcu zamówienia na dobra trwałego użytku spadły o 2,4 proc. (oczekiwano spadku o 0,8 proc.), a do tego dane z zeszłego miesiąca zweryfikowano z plus 2,9 na plus 3,5 proc. Jednak bez środków transportu (szczególnie samolotów), które to wydatki spadły o 9,6 procent, konsumenci wydali o 0,5 proc. więcej niż miesiąc wcześniej (oczekiwano wzrostu o 0,3 proc.). W tej sytuacji rynek odebrał ten raport jako korzystny dla gospodarki, co wzmocniło dolara. Była to jednak bardzo naciągana interpretacja. Tygodniowa zmiana na rynku pracy nie miała żadnego wpływu na zachowanie graczy (była bliska prognoz).

Czekano na raport o sprzedaży nowych domów, który okazał się być zły, ale chyba nie tak zły jak tego się obawiano. Po środowej publikacji raportu o sprzedaży domów na rynku wtórnym (okazało się, że spadła ona o 4,1 proc. zamiast o 1 procent) obawiano się, że prognozowany spadek sprzedaży nowych domów o 2,3 proc. okaże się być katastrofą na miarę na przykład spadku o 7- 8 procent. Tymczasem realne dane były rzeczywiście słabe (minus 4,3 proc.), ale nie dramatyczne. Ilość gotowych do sprzedaży domów wzrosła do 10 letniego maksimum, a mediana ceny (cena od której 50 procent domów jest drożnych, a 50 procent tańszych) co prawda spadła do 230 tys. USD, ale w stosunku do lipca 2005 była wyższa (chociaż tylko o 0,35 proc.).

Po tym raporcie kurs EUR/USD próbował przez chwilę ruszyć na północ, ale szybko zawrócił, bo impuls płynący z tych raportów był zdecydowanie za słaby, żeby kurs mógł zaatakować czteromiesięczny opór, a gracze dodatkowo bali się piątkowego wystąpienia Bena Bernanke. Można powiedzieć, że rynek walutowy zachował się neutralnie. W tej sytuacji rynek surowców poszedł swoją drogą. Cena ropy odbijała po ostatnich spadkach, a miedź i złoto taniały. Złoto z powodu lekkiego wzmocnienie dolara, a miedź dlatego, że coraz gorszy stan rynku budowy domów źle wróży temu surowcowi.

Po tych, dwuznacznych danych makro (chociaż ja uważam, że dane z rynku nieruchomości są najważniejsze i bardzo źle rokują gospodarce) rynek akcji nie bardzo wiedział co robić. Otwarcie było pozytywne, ale po publikacji raportu z rynku nieruchomości indeksy przez ponad 2 godziny osuwały się. Od 18.30 do gry weszli jednak optymiści, dzięki którym sesja zakończyła się neutralnie. Niestety, trudno z przebiegu czwartkowego handlu wywnioskować, czy rzeczywiście czarne jest czarne, a białe jest białe, czyli czy już nadszedł czas, kiedy to będzie się reagowało logicznie na złe dane makro. Po prostu opublikowane raporty nie były jednoznacznie złe. Jednak ja stawiałbym tezę, że do takiej zmiany mentalności już doszło lub dochodzi.

Dzisiaj podczas corocznej konferencji szefów banków centralnych odbywającej się w Jackson Hole (USA) wypowiadać się będzie Bena Bernanke, szef Fed. Co prawda teoretycznie głównym tematem konferencji jest globalizacja, ale mówi się, że spotkają się tam ekonomiści z dwóch „wrogich” obozów. Jeden z nich (większy) twierdzi, że Fed już zakończył cykl podwyżek stóp, a drugi, że będzie je nadal podnosił, być może nawet do poziomu 6 procent, a najpewniej do 5,5 proc. (obecnie 5 procent). W czasie tego spotkania niewątpliwie dojdzie do wielu dyskusji prowadzących do „ucierania się poglądów”. Nie można wykluczyć, że w wypowiedzi Bena Bernanke znajdzie się coś, na co rynki zareagują. A trzeba pamiętać, że szef Fed dał się poznać jako mówca, którego myśli co prawda rynek rozumie (w odróżnieniu od Alana Greenspana), ale który dosyć często zmienia zdanie. Jeśli wystąpienie Bena Bernanke nie popsuje nastrojów to bardziej prawdopodobny jest wzrost indeksów, bo rynek jest niezwykle odporny na złe informacje.