Xelion: Złoty nadal traci

Jednak rynek najwyraźniej przestraszył się poziomu 4,00 za euro i zawrócił. Nie szkodziło mu nawet naprawdę bardzo poważne umocnienie dolara do euro. Być może pomagał złotemu wywiad, w którym Stanisław Kluza, minister finansów, stwierdził, że w budżecie nie ma już miejsca na zwiększania wydatków. Pretekstem mogła tez być zapowiedź piątkowej rozmowy premiera Kaczyńskiego z Zytą Gilowską w sprawie jej powrotu do rządu. Końcówka dnia znowu jednak doprowadziła do osłabienia złotego zarówno do dolara jak i do euro. Piątek zazwyczaj jest dniem korekty, więc po ostatnim osłabieniu taka realizacja zysków jest bardzo prawdopodobna. Nie zmieni to jednak trendu.

Na WGPW czwartek, podobnie jak na innych giełdach Eurolandu rozpoczął się spadkiem indeksów. Blisko trzyprocentowy spadek węgierskiego BUX nie pozwała naszym bykom na podniesienie głowy. Szczególnie słabo zachowywał się sektor paliwowy, co po ostatnich spadkach ceny ropy nie może dziwić. Koniec sesji (znowu na bardzo małym obrocie) został wykorzystany do podciągnięcia indeksów, ale tym razem fixing doprowadził do obniżenia indeksów, co niejako wyrównało podciągnięcie z poprzedniego dnia.

Z poniedziałkowego wzrostu WIG20 o 3,9 procenta już niewiele zostało (53 pkt.). Bardzo niedobrze by się stało, gdyby byki pozwoliły na wymazanie tego wzrostu. Wtedy poniedziałkowa zwyżka zostałaby uznana za pułapkę, a to dodatkowo zwiększyłoby nacisk podaży, bo posiadacze akcji poczuliby się oszukani. Jest jednak spora szansa, że koniec tygodnia, puste kalendarium i polowanie na odbicie w USA zapewnią spokojne zamknięcie tygodnia. Jednak spadek węgierskiego BUX o ponad 3 procent z otwarciem okna bessy i słabe zachowanie naszego rynku z pewnością obniżyło morale byków, co każe zachować olbrzymią ostrożność, szczególnie, że w następny piątek wygasa wrześniowa seria kontraktów.

Zapowiada się spokojny koniec tygodnia

Czwartek rozpoczął się spadkiem indeksów giełdowych i osłabieniem euro. Na rynku akcji nie było widać determinacji podaży, a zniżka była przede wszystkim wyrazem zaniepokojenia sesją w USA. Euro mocno traciło po wypowiedzi niemieckiego ministra finansów twierdzącego, że na spotkaniu G7 będzie poruszana kwestia słabości jena i juana. To stwierdzenie przypomniało o ultimatum, jakie postawili Henry Paulsonowi, sekretarzowi skarbu USA, dwaj amerykańscy kongresmani. Zapowiedzieli oni, że powrócą do pomysłu obciążenia produktów chińskich 27,5 procentowym cłem o ile Chiny do końca września nie urealnią wartości juana. Dane o niemieckiej produkcji przemysłowej nie zmusiły graczy do działania, mimo że były dobre (+1,2 proc). Również komunikat po posiedzeniu Banku Anglii nikogo nie zaskoczył (stopy pozostały bez zmian), więc reakcji nie było. Indeksy wyraźnie spadły, a w piątek powinny lekko odbijać.

W USA zapowiadane w kalendarium dane makro nie miały żadnego wpływu na zachowacie rynków. Ilość noworejestrowanych bezrobotnych była mniejsza niż oczekiwano (310 tys.), ale reakcji graczy nie dało się zauważyć. Nie zwrócili też oni uwagi na dane o zapasach w amerykańskich hurtowniach. Wzrosły nieco mocniej niż oczekiwano (0,8 proc.), a dynamika sprzedaży spadła z 1,2 proc. do 0,4 proc., ale współczynnik zapasów do sprzedaży się nie zmienił i pozostał na bardzo niskim poziomie 1,15, co jest pozytywnym sygnałem. Nie wniósł tez nic nowego raport o tygodniowej zmianie amerykańskich zapasów paliw. Zapasy ropy co prawda spadły, ale destylatów i benzyny wzrosły, a poza tym BP zapowiedział uruchomienie w październiku instalacji na Alasce, więc cena baryłki nadal spadała. Spadały również ceny złota i miedzi, bo przedpołudniowe wzmocnienie dolara utrzymało się, a to negatywnie przełożyło się na rynek surowców.

Impuls przyszedł nieoczekiwanie z rynku nieruchomości. Firmy Beazer Homes i KB Home obniżyły prognozy zysków. Na domiar złego NAR (narodowe stowarzyszenie handlarzy nieruchomości) poinformowało, że ceny domów na rynku wtórnym mogą spaść po raz pierwszy od 1993 roku. Pojawił się jednak w tym raporcie również typowo amerykański optymizm, bo stwierdzono, że za kilka miesięcy ceny znowu będą rosły. Myliłby się jednak ten, kto uważałby, że za niepewne zachowanie rynku akcji odpowiada sektor budowy domów. Co prawda po tych wszystkich, hiobowych wieściach, indeks tego sektora (DJUSHB) spadł o 2 procent, ale już w połowie sesji rósł o taką samą wartość. Optymizm graczy amerykańskich jest naprawdę godny podziwu. Indeksowi NASDAQ pomagała normalna, po środowym zimnym prysznicu, chęć odbicia oraz podniesienie przez UBS rekomendacji dla Apple. Indeksy drugi dzień z rzędu jednak spadły, a to już źle świadczy o nastrojach panujących na rynku, bo trudno było w czwartek znaleźć istotny powód zmuszający do sprzedawania akcji.

Dzisiaj na rynki nie napłyną żadne istotne informacje. Gracze nigdy nie reagują bowiem na dane o zmianie na rynku kredytów konsumenckich w USA. W tej sytuacji należy się liczyć, ze spokojnym i nudnym handlem z neutralnym lub lekko wzrostowym końcem sesji.