Xelion: Złoty przymierza się do dłuższej korekty?

Dane o inflacji wzrost kursów walut zatrzymały. Okazało się, że inflacja CPI w listopadzie wzrosła o 3,6 procent, czyli więcej niż to prognozowało Ministerstwo Finansów. Za taki wzrost winiono przede wszystkim wzrost cen żywności. To bardzo zła informacja, bo zwiększa prawdopodobieństwo podwyżki stóp jeszcze przed świętami. Jednak wpływ tego raportu był bardzo nietrwały. W drugiej połowie dnia złoty gwałtownie tracił w stosunku do euro i dolara. Po tak długim spadku kursów walut dłuższa korekta już się rynkowi należy, a poza tym zbliża się już koniec roku, a tuż przed świętami wyhamuje napływ walut od naszych emigrantów zarobkowych. Wszystko jest przygotowane do rozpoczęcia korekty. Potrzebna do potwierdzenia jej początku tego jest duża inflacja CPI w USA. Jeśli jednak będzie niewielka to złoty dzisiaj się wzmocni.

GPW rozpoczęła czwartkową sesję spadkiem indeksów, ale podobnie jak na innych giełdach europejskich, z początku był to spadek bardzo umiarkowany, wręcz zachęcający do kupna akcji. W miarę pogarszania się nastrojów na innych giełdach europejskich również u nas indeksy zaczęły się osuwać, ale nadal nie było widać wielkiej chęci do sprzedaży akcji. Wystarczała niewielka poprawa sytuacja na rynkach europejskich i nasze indeksy natychmiast znacznie zmniejszały skalę spadków. Po prostu rynek wszedł w fazę wyczekiwania.

To wyczekiwanie skończyło się po 13.00, kiedy zanurkowały indeksy europejskie. Nasz WIG20 szybko znalazł się na poziomie niższym o ponad dwa procent od środowego zamknięcia, a potem nadal spadał. Jednak obrót wyraźnie spadł, a na rynku mniejszych spółek panował kompletny spokój. To sygnalizowało, że duża część graczy nie bardzo wierzyła w końcówce roku w duże spadki na giełdach amerykańskich. Mieli rację, ale dzisiaj jest prawdziwy dzień próby. Byki muszą trzymać kciuki o 14.30. Jeśli inflacja CPI w USA będzie w granicach oczekiwań to jest szansa na przedłużenie rajdu św. Mikołaja. Jeśli wyraźnie wzrośnie, to spadki będą kontynuowane.

Skoordynowaną akcję banków rynki przyjęły wzruszeniem ramion

W czwartek nie było już widać na giełdach azjatyckich nawet śladu optymizmu wynikającego z decyzji podjętych przez banki centralne. Indeksy w Azji spadły bardzo mocno, a Europejczycy też rozpoczęli sesję od sprzedaży akcji. Nie była to jednak z początku paniczna wyprzedaż, bo liczono na pomoc amerykańskich danych makro. Na rynku walutowym też na publikację tych raportów czekano, a kurs EUR/USD powoli się osuwał. Przed południem ten sam los spotkał indeksy giełdowe, a po 13.00 po prostu się one załamały. Nastroje pogarszała sytuacja na międzybankowym rynku długu, gdzie koszt pożyczek w euro praktycznie nie reagował na plany banków centralnych. Ciągnięte w dół przez rynki amerykańskie indeksy w Europie spadły bardzo mocno i zakończyły dzień niewiele nad poziomem sesyjnego minimum.

Tylko wrodzonemu optymizmowi inwestorów amerykańskich można zawdzięczać relatywny spokój, jaki panował na giełdach w USA. Dane makro były niejednoznaczne dla akcji i jednoznaczne dla dolara. Inflacja w cenach producenta (PPI) wzrosła w listopadzie aż o 3,2 procent, czyli najmocniej od 1973 roku w stosunku do poprzedniego miesiąca i o 7,2 procent rok do roku. Co prawda główny udział w tym wzroście miały paliwa, ale inflacja bazowa PPI też wzrosła dwa razy szybciej niż tego oczekiwano (0,4 proc.). Sprzedaż detaliczna również zdecydowanie przekroczyła prognozy, bo wzrosła bez samochodów o 1,8 proc. (oczekiwano 0,6 proc.). Tyle tylko, że prognozy były bardzo zaniżone. Początek sprzedaży świątecznej i „Czarny Piątek” musiały znacznie zwiększyć sprzedaż. Poza tym duży udział w tej sprzedaży miały koszty paliw (wzrost o 6,8 proc. – najwięcej od 2 lat). Jeśli się ich nie weźmie pod uwagę to sprzedaż bez samochodów wzrosła o 1,1 proc. (po mini wzroście o 0,1 proc. w październiku). Zapewne w grudniu będzie dużo gorzej. Ilość bezrobotnych zarejestrowanych się w ostatnim tygodniu spadła o 2 tysiące, co nie mogło wywołać żadnej reakcji. Ostatnio średnia 4 – tygodniowa wzrosła do poziomu dwuletniego maksimum (taka była po uderzeniu huraganu Katrina) – tym razem nieznacznie spadła.

Takie dane musiały zmniejszyć nadzieję na obniżkę stóp, a to bardzo wzmocniło dolara w stosunku do euro. Reakcja rynków surowcowych była tym razem jednoznaczna. Złoto, miedź i ropa staniały po około dwa procent. Dla akcji dane makro były dwuznaczne. Jeśli poważnie traktowało się sprzedaż detaliczną, jako dane wyprzedzające (według mnie to nie jest prawda) to posiadacze akcji powinni się cieszyć, ale wzrostem inflacji i do tego tak dużym powinni się martwić. Tyle tylko, że to była inflacja PPI, a nie CPI, którą Fed obserwuje, a o której raport zobaczymy w piątek. Byki nie miały wspomagania ze spółek, bo Lehman Brothers poinformował o mniejszym od oczekiwań spadku zysku kwartalnego. Dowiedzieliśmy się też z publikacji New York Times, że Countrywide Financial, największy gracz na rynku kredytów hipotecznych, jest objęty śledztwem w sprawie „wątpliwych praktyk kredytowych”. Rozczarowało też graczy Costco swoim raportem kwartalnym (mimo wzrostu zysku o 11 procent). Jedynym jasnym punktem był Honeywell, który opublikował prognozy na przyszły rok znacznie przekraczające szacunki Wall Street.

Indeksy spadały od początku sesji, ale po informacjach, które na rynki docierały powinny były spadać dużo mocniej. Już w środę reakcja rynku na skoordynowaną akcję banków centralnych sygnalizowała, że inwestorzy nie wierzą, żeby to posunięcie zmieniło sytuację w sektorze finansów. W czwartek stawki na rynku międzybankowym (LIBOR, EURIBOR) zmieniły się nieznacznie, a to było jeszcze bardziej wymowne. Nieufność i strach nadal królują na rynku kredytowym. Nie zapominajmy jednak, że czekamy na koniec roku, a to znaczy, że zarządzający czekają na premie. Wiadomo było, że bez walki się nie poddadzą. I rzeczywiście, indeksy przez 1,5 godziny spadały, potem weszły w męczącą stabilizację, która trwała kolejne ponad 3 godziny i wtedy byki włączyły się do gry i sesja zamknęła się neutralnie. Szukanie logiki takiego zachowanie rynku nie ma sensu. Jest koniec roku, są automatyczne systemy inwestujące (one nie wiedzą, że rośnie inflacja ;-).

Piątek znowu jest zdominowany przez dane o inflacji. Przed południem sprawdzimy, czy rzeczywiście inflacja w strefie euro wzrosła do 3 procent. Mniejszy wzrost osłabi euro, a większy je zdecydowanie umocni. Może też na chwilę obniżyć indeksy giełdowe. Wszyscy będą czekali na dane o amerykańskiej inflacji CPI. To właśnie ta miara inflacji, na którą Fed zwraca szczególną uwagę. Gracze zawsze reagowali mocniej na bazową miarę tej inflacji, ale uważam, że tym razem ważna będzie również liczba główna, bo w swoim ostatnim komunikacie Fed zasygnalizował, że właśnie tą miarą interesuje się coraz bardziej. Jeśli inflacja wzrośnie mocniej niż się tego oczekuje to reakcje mogą być bardzo nerwowe. Ceny akcji spadną, a dolar się wzmocni. Mniejsza od oczekiwań inflacja doprowadziłaby do skrajnie odmiennej reakcji. Poza tym zwiększyłaby nadzieję na styczniowa obniżkę stóp, a to dałoby bykom paliwo do końca roku.

Czterdzieści pięć minut po tej publikacji dowiemy się jeszcze, jaka w USA był dynamika produkcji przemysłowej i wykorzystanie potencjału produkcyjnego. Zazwyczaj dane te nie prowokują graczy do żywych reakcji, ale tym razem może być inaczej. Można bowiem sobie wyobrazić dwa skrajne scenariusze (jest ich więcej). Jeśli inflacja wzrośnie mocniej niż się tego oczekuje, a produkcja spadnie, to inwestorzy zaczną bać się stagflacji (duża inflacja i słaby rozwój). Jeśli inflacja wzrośnie nieznacznie, a produkcja całkiem mocno to rynek dostanie bardzo mocny impuls popytowy: recesja nie jest groźna, a obniżka stóp nadal możliwa.