Z rynku znika kolejna karta partnerska

Zmiany w kartach kredytowych Banku BPH ciąg dalszy. Z rynku znika karta kredytowa wydawana razem z Fundacją Ulicy Piotrkowskiej, wydawana od końca 2003 roku. Jak w przypadku innych tego rodzaju kart, liczba wydanych plastików była znikoma. Stawia to pod znakiem zapytania obecny pęd niektórych banków do proponowania nowych kart partnerskich. Już teraz można stwierdzić, że część programów po prostu nie wypali. I to nie tylko ze względu na brak reklamy czy ewentualnych profitów. Wadą jest sieć dystrybucji, a przede wszystkim procedura wydawania takich kart.Bank BPH do tej pory całkiem dobrze sobie radził na rynku kart kredytowych. Faktem jest jednak również to, że ostatnie miesiące nie należały do najlepszych. To efekt zmian kadrowych, ale również nowej polityki. Pekao SA ostatnio wstrzymało wprowadzenie kilku wcześniej planowane zmiany i modyfikacji w ofercie kart.

A planowano nawet sporo wprowadzić. Największą zmianą miało być powiązanie oprocentowania karty kredytowej z uzyskiwanymi na niej obrotami. Tak przynajmniej donoszą nasze źródła. Najniższy próg miał wynosić już 14,90%. Zmiany te ostatecznie nie zostaną wprowadzone w życie – przynajmniej w obecnym BPH. Zadecydowali o tym włoscy właściciele. Pozwolono natomiast na automatyczne podwyższanie limitu kredytowego na karcie i przedłużono promocję 116 dni. W tym momencie, aż do formalnego podziału BPH, nie będzie też wprowadzony pierwszy wspólny produkt PekaoBPH – karty kredytowej dla MSP. Taka karta działa już w Pekao SA, a zatem będzie to swego rodzaju produkt „lojalnościowy“, który ułatwi przyciągnięcie małych przedsiębiorców do nowego Pekao SA. Planowane jest również wprowadzenie dla MSP z BPHu innych produktów kredytowych.

Co do kart partnerskich BPH, to naszym zdaniem – może poza PremiumClub, nie były zbyt atrakcyjne. Karty są drogie, a do tego ich wartość dodana jest raczej mała w porównaniu z konkurencją. I chodzi tu raczej o to, że inne banki nie tyle dogoniły, co przegoniły BPH. A przecież to właśnie ta wartość dodana jest najważniejszą cechą kart partnerskich. Ułatwiających nie tylko akwizycję, ale również lojalność klienta.

Rok 2007 na Zachodzie ma być właśnie budową sojuszy z partnerami spoza sektora bankowego i tworzeniem nowych barier wyjścia dla klientów. To ostatnie ma być wprowadzane poprzez promowanie produktów i usług, których wartość rośnie wraz z liczbą klientów (przykładem może być poczta elektroniczna, telefonia komórkowa, etc. W bankowości duże programy rabatowe i lojalnościowe, płatności internetowych, itp.).

Swoją drogą ciekawe, kiedy ruszy jakiś dobry bankowy program lojalnościowy. Na rynku mówi się o tym od kilku lat, a ciągle nic z tego nie wychodzi. Wszyscy teoretycznie czekają na karty chipowe, ale w sumie można byłoby już coś zacząć. Na pierwszy, niekonwencjonalny krok zdecydował się mBank. Coraz więcej klientów płacących kartami tego banku otrzymuje w systemie transakcyjnym informację, ile mogą otrzymać bezpłatnych minut w Mobile, przy danym poziomie obrotów. Pomysł bardzo ciekawy, bo klient ma motywację, żeby używać konkretnej karty. Nic nowego – każda karta kredytowa wydawana z operatorem już coś takiego dawała, jednak stosowano inny przelicznik, a przede wszystkim nie było to robione z automatu. To właśnie w ten sposób zdobywał rynek Heyah – zamiast wymogu wpisywania róznych kodów, zmiany taryf, itp. – klient od razu miał włączaną najlepszą taryfę. Prostota ponad wszystko zdawałoby się mówić w przypadku produktów, które mają zdobywać rynek. A ile mógłby zwojować taki PKO BP z Orlenem, gdyby płacąc kredytówką Vitay paliwo byłoby tańsze o te kilka groszy na litrze. Nawet, jeśli byłyby to czasowe promocje. Do tego dodać duży, ogólny program rabatowy PKO BP i hit rynkowy gotowy.

Szybko zwiększająca się liczba kart kredytowych w wielu bankach powoduje, że można już zacząć na poważnie myśleć o dużych, wielopartnerskich programach lojalnościowych, czy rabatowych – w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Ciekawe, kto będzie pierwszy i z jakim efektem.