Za granicę z dolarami

Mało kto lubi przepłacać. Zwłaszcza nieprzyjemnie jest płacić więcej wtedy, gdy nie idzie za tym jakakolwiek dodatkowa jakość. Tak się dzieje, gdy kupujemy zagraniczną walutę korzystając z usług nieodpowiedniego pośrednika.

Zawarcie niekorzystnej transakcji kupna dolarów, euro czy koron powoduje, że zostaje nam w portfelu równowartość kilkudziesięciu lub kilkuset złotych mniej, które trafiają do kieszeni tego szczęśliwca, który nam je tak drogo sprzedał. Jak można zaoszczędzić na wymianie waluty?

By odpowiedzieć na to pytanie trzeba policzyć, ile w każdym wariancie oddajemy pośrednikowi. Zasadniczo znane mi są cztery sposoby zakupy walut zagranicznych. Dla uproszczenia będę dalej mówił wyłącznie o dolarach amerykańskich, choć wszystkie rozpatrywane tu sposoby działają dla głównych interesujących Polaków walut. Ma to tę zaletę, że wszystkie przytaczane tu informacje zostały osobiście sprawdzone przy okazji tegorocznego wyjazdu do USA.

Pierwszy sposób wejścia w posiadanie waluty to zakup jej od banku. Można uczynić to poprzez przelanie środków z rachunku złotowego na walutowy lub też sprzedaż gotówki w oddziale. Z punktu widzenia oferowanego przez bank kursu nie ma zwykle znaczenia, której z tych operacji dokonamy. Tak czy inaczej jest to niewątpliwie najgorszy sposób. Bankowe spready (czyli różnice między kursem sprzedaży i kupna) wynoszą średnio około 14 groszy, za każdego kupionego dolara musimy płacić więc bankowi 7 groszy więcej niż najlepszy możliwy na daną chwilę kurs. Oznacza to, że przy zakupie 1000 dolarów do kieszeni banku trafia równowartość ponad 25 dolarów.

Znacznie lepiej na tym tle wypada kantor. Tam możemy liczyć na spready wysokości 10-12 groszy, a jak trochę ponegocjujemy (co w żargonie kantoru oznacza złożenie po prostu większego zlecenia), możemy obniżyć go spokojnie do 6 groszy. Przy wymianie 1000 dolarów kantor dostaje więc równowartość 11 dolarów, czyli ponad dwa razy mniej niż bank.

Może być jednak jeszcze lepiej. Wystarczy, że za pośrednictwem jakiegoś brokera uzyskamy dostęp do rynku forex. Jest to największa giełda świata, gdzie instytucje finansowe handlują walutami. Spready są w porównaniu z kantorem śmiesznie niskie. Na parze złoty-dolar nie przekraczają połówki grosza. Zakup 1000 dolarów będzie nas kosztować więc jedynie dwa dolary. Problem polega jednak na tym, że transfer środków z rachunku walutowego w domu maklerskim lub z innego rachunku brokerskiego nie jest prosty. Brokerzy w ogóle nie dokonują przelewów walutowych, albo też korzystają z zagranicznych banków, które obciążą nas słonymi opłatami. Przykładowo bank Barclays za wykonanie przelewu międzynarodowego policzył sobie 20 dolarów.

Ostatnia możliwość to internetowy targ walutowy. Irlandzka platforma Currency Fair pozwala na dokonywanie transakcji walutowych międy użytkownikami. Tysiące ludzi z całego świata składają swoje zlecenia, które kojarzone są ze sobą na platformie internetowej. Spread jest wyższy niż na forexie ale i tak znacznie niższy niż w kantorze, bo wynosi nieco ponad 2 grosze. Wymiana 1000 dolarów przez Currency Fair to koszt nieco ponad 4 dolarów. Transfer środków jest w tym przypadku znacznie prostszy niż z rachunku maklerskiego. Przelew dolarowy na wskazany rachunek kosztuje 4 dolary.

Z otrzymanego zestawienia wynikałoby, że najlepiej opłaca się wymienić walutę na platformie internetowej i przelać środki na rachunek walutowy. Niestety sprawa nie jest aż tak prosta, gdyż prowadzenie takiego rachunku także kosztuje, a i koszty przelewu mogą wyraźnie wzrosnąć. Nim przystąpimy do porównania oferty kont walutowych w Polsce i za granicą warto uświadomić sobie jedną rzecz. Otóż technika finansowa kosztuje i jeżeli nie wymieniamy bardzo dużych kwot, to trudno żeby bank okazał się tańszy od kantoru.

Jeżeli chcemy wymienić sumę nieprzekraczającą 1800 dolarów, to opłaty za korzystanie z pośrednictwa banku zjedzą nam całe oszczędności na spreadach. Nawet 1000 dolarów jednak to duża suma, której nie warto nosić przy sobie. Bank warto więc rozważyć także ze względu na wygodę i bezpieczeństwo.

Czy jadąc do Ameryki warto wybrać ofertę polskiego banku, czy też, będąc na miejscu, otworzyć rachunek za Oceanem? Ogólnie rzecz biorąc oferta krajowa jest znacznie korzystniejsza. W Polsce praktycznie standardem jest brak opłat za prowadzenie rachunku. Za to przykładowo w Chase Manhattan Bank zaoferowano mi rachunek, za który trzeba płacić 6 dolarów miesięcznie. Ponieważ w tej sytuacji zagroziłem, że otwarte przed chwilą konto od razu zlikwiduję, pobieranie opłat na razie wstrzymano, ale trudno powiedzieć jak długo uda się utrzymać taką sytuację. W dalszych obliczeniach nie uwzględniam jednak opłat za prowadzenie rachunku.

Innym problemem jest opłata za międzynarodowy przelew przychodzący, czyli za to, że na nasz rachunek walutowy przychodzą środki. W BZ WBK wynosi ona aż 5 zł, ale i tak jest to śmiesznie mało w porównaniu z Chase, gdzie jest to 15 dolarów. W tym momencie widać już główny dylemat związany z wymianą walut. Albo wymieniamy gotówkę i tracimy na spreadzie, albo dokonujemy operacji bezgotówkowej i tracimy na przelewie walutowym.

Koszt, który dodatkowo nasz czeka, jeśli otworzymy rachunek w kraju, to opłaty za korzystanie z bankomatów. W BZ WBK jest to 1,50 dolara niezależnie od kwoty. To niedużo, ale jeżeli z posiadanego tysiąca chcielibyśmy przechowywać w portfelu maksimum 200 dolarów, trzeba z bankomatu skorzystać aż cztery razy, co kosztuje łącznie 6 dolarów. Bankomaty dla klienta Chase, jeżeli poprzestać na macierzystej sieci, są za darmo.

Jak prezentuje się końcowy rachunek? Przy zakupie 1000 dolarów i unikaniu usług bankowych płacimy pośrednikom 11 dolarów. Zakup poprzez Currency Fair, przelew do banku krajowego i czterokrotne skorzystanie z bankomatu daje łączny koszt 16 dolarów. Jeżeli z korzystamy z banku zagranicznego będzie to znacznie więcej, ze względu na koszty przelewu, czyli aż 23 dolary.

Paradoksalnie najtańsza i zarazem oferująca najwięcej wygody jest opcja łącząca kantor oraz bank zagraniczny. Kurs nie jest może najlepszy, ale za to mamy za darmo bankomaty, a wpłacić środki możemy również bezkosztowo w oddziale. Cena usługi to ciągle więc 11 dolarów. Jeżeli jednak wymieniamy większe kwoty (powyżej 1800) dolarów, to wysoki spread w kantorze zaczyna ciążyć i opłaca się wymieniać poprzez Currency Fair i przelewać do banku krajowego.

Maciej Kossowski, Wealth Solutions

Źródło: Wealth Solutions