Na razie wydają je w Polsce zaledwie cztery banki, mimo że od początku tego roku odpowiedzialność za transakcje oszukańcze ponosi ta strona, która nie wprowadziła technologii chipowej. Bankowcy i organizacje płatnicze twierdzą, że poziom tzw. fraudów w Polsce jest niewysoki, ale są obawy przed napływem na nasz rynek oszustów z krajów przystosowanych do obsługi mikroprocesora. Karty chipowe wymagają autoryzacji przez podanie PIN-kodu, ale przede wszystkim zabezpieczają przed tzw. skimmingiem (kopiowaniem paska magnetycznego karty płatniczej). Tymczasem coraz więcej Polaków pada ofiarą tego procederu podczas podróży zagranicznych. Przechodzenie z kart z paskiem magnetycznym na chip idzie dość ospale, bo banki nie widzą w tym interesu. Na razie tylko BZ WBK przyspieszył ten proces, który do końca maja w chip wyposażył 100 tys. kart kredytowych (ok. 60 proc.). Od lipca br. w mikroprocesor będą wyposażane również karty debetowe, a cały proces zakończy się w połowie 2007 roku. WBK jest jedynym bankiem w Polsce, który akceptuje chip w bankomatach – podaje „Gazeta Prawna”.
W całej Europie wydano już 141 mln kart i zainstalowano 3,5 mld terminali przystosowanych do obsługi kart z mikroprocesorem (w standardzie EMV). Do liderów należą Wielka Brytania i Irlandia, gdzie ponad 70 proc. kart oraz ponad 50 proc. terminali wyposażonych jest w chip. W Polsce (według szacunków) około 15-20 proc. sieci jest przystosowanych do akceptacji kart z mikroprocesorem. Wprowadzenie technologii EMV przez banki i centra rozliczeniowe wiąże się ze sporymi nakładami. Choć banki nie ujawniają kosztów, wiadomo, że wydanie jednej karty z chipem (w wersji podstawowej) kosztuje od 1,5 euro w górę. Droższa wersja (z wieloma aplikacjami) to koszt rzędu 5 euro. BZ WBK szacuje, że inwestycja zwróci się po 2–3 latach.