Sprawą numer jeden jest w ostatnich dniach zaproponowany przez amerykańską administrację i FED plan ratunkowy dla sektora finansowego, który jak się go przedstawia, ma być „ostatnią deską ratunku”, która uratuje USA przed powtórką z Wielkiego Kryzysu, który miał miejsce w latach 30-tych XX wieku. W opinii szefa FED i Sekretarza Skarbu wykupienie wartych setki miliardów dolarów tzw. toksycznych aktywów, jest konieczne, aby rynek kredytów powrócił do swojego normalnego stanu, pozostając głównym źródłem finansowania gospodarki. Państwowy interwencjonizm pachnie wprawdzie socjalizmem, ale może okazać się koniecznym i słusznym rozwiązaniem – obniżki stóp procentowych, a także działania zwiększające płynność na rynkach, okazały się być tylko doraźnym zabiegiem, który nie usunął źródła choroby. Obserwując jednak poziom emocji i polityczne tarcia pomiędzy Demokratami i Republikanami w Kongresie, jakie miały miejsce w ostatnich dniach, niepewność inwestorów związana z szybkim przyjęciem planu ratunkowego może być uzasadniona. Bo każdy dzień działa na niekorzyść USA, a wystarczy tylko iskra w postaci informacji o kolejnym problemie któregoś z banków, aby wzniecić pożar, który dla rynków będzie niczym tajfun. Tym samym, o ile można zrozumieć konieczność i czas realizacji drogi legislacyjnej, aby plan ratunkowy wszedł w życie, o tyle stawianie na polityczne ambicje w kontekście zbliżających się wyborów prezydenckich (początek listopada), może okazać się bardzo kosztowne (bardziej, niż jego przyjęcie). Bo trudno się nie zgodzić z opinią, że w długim okresie najwyższą cenę za jego wdrożenie w życie, poniesie amerykański dolar. Dziura budżetowa przekraczająca 1 bln USD rocznie, jeszcze bardziej uzależni USA od zaciągania długów zagranicą i zepchnie dolara do waluty drugiej kategorii. Jednak wbrew pesymistycznym prognozom nie dojdzie do tego szybko, to kwestia lat, a nie miesięcy. W krótkim okresie deklaracje odnośnie wdrożenia planu przez Kongres będą miały pozytywny, a nie negatywny wpływ na notowania dolara – co zresztą już od rana widać w kursie EUR/USD, który jakoś nie potwierdza pesymistycznych tonów komentarzy z rynku. Warto, zatem z dużą ostrożnością podchodzić do prognoz zakładających w szybkim tempie osiągnięcie poziomu 1,50 na eurodolarze. Bardziej prawdopodobnym wariantem jest wyrysowanie formacji podwójnego szczytu w okolicach 1,49 i spadek tej pary nawet w okolice 1,44 w przyszłym tygodniu. Nie należy zapominać, że 2 października odbędzie się posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego, gdzie wprawdzie nie dojdzie do obniżek stóp procentowych, ale słowa Jean-Claude Tricheta będą dość uważnie analizowane. Nikt nie ma wątpliwości, że stopy procentowe w strefie euro w końcu spadną, gdyż spowolnienie gospodarcze, które przełoży się na ograniczenie inflacji, zaczyna być coraz bardziej zauważalne.
Mimo, że decyzja była powszechnie oczekiwana, to jednak okazała się być pewnym zaskoczeniem. Niewykluczone, że o cichu liczono na to, iż Rada Polityki Pieniężnej zdecyduje się jednak na podwyżkę stóp procentowych w odpowiedzi na rządowe plany przyjęcia euro w 2011-2012 r. i związaną z tym konieczność większego dostosowania w polityce monetarnej. Członkowie RPP zwrócili jednak większą uwagę na ostatnie dane makroekonomiczne (niższą od oczekiwanej inflację w sierpniu, spadek produkcji przemysłowej i niską dynamikę wzrostu sprzedaży detalicznej), nie przekreślając jednak zupełnie perspektyw dla październikowej podwyżki. To może jednak okazać się trudne, jeżeli dane makro za wrzesień potwierdzą negatywne wskazania z sierpnia, co być może doprowadzi do większego od spodziewanego spowolnienia gospodarczego w IV kwartale b.r.. Dzisiaj prof. Czekaj przyznał, że nie byłby zaskoczony odczytem poniżej 4 proc. r/r. W tej sytuacji wsparciem dla złotego w ciągu najbliższych tygodni będzie oczekiwanie na publikację szczegółów harmonogramu działań zmierzających do przyjęcia euro i ewentualne uspokojenie nastrojów na rynkach światowych. Dzisiaj inwestorzy zapoznali się z decyzją Czeskiego Banku Centralnego, która tym razem nie była zaskoczeniem – stopy procentowe pozostały na poziomie 3,50 proc. Analiza techniczna pokazuje, że w najbliższym czasie notowania EUR/PLN mogą przetestować okolice 3,3450, które warto będzie wykorzystać do sprzedaży wspólnej waluty z celem do 3,30 zł, z kolei USD/PLN może podrożeć do 2,28 zł, po czym powrócić w okolice 2,24 zł. O godz. 12:40 kursy wynosiły odpowiednio: 3,3340 (EUR/PLN), 2,2680 (USD/PLN), 2,0940 (CHF/PLN), 4,2100 (GBP/PLN).
Marek Rogalski
Główny Analityk
First International Traders Dom Maklerski S.A.