Zgodnie z oczekiwaniem: reakcji na rewelacje ministra nie było

W poniedziałek zachowanie rynku walutowego było zgodne z (moimi) oczekiwaniami. Kursy walut delikatnie rosły, co nie może dziwić w sytuacji niepewności wywołanej zapowiedzią wzrostu deficytu budżetowego. Wzrost kursów był jednak naprawdę nieznaczny – daleki od „przeceny” o której mówiła jedna z telewizji. Poza tym pamiętać trzeba, że w piątek złoty zyskał z nadmiarem, więc jego lekkie osłabienie nie mogło dziwić. Generalnie można powiedzieć, że trwał marazm.

O godzinie 14.00 odbyła się konferencja prasowa ministra finansów. Nie powiedział on podczas niej wielu nowych rzeczy, ale dowiedzieliśmy się, że potrzeby pożyczkowe państwa wzrosną o 40 mld PLN, a to zwiększenie podaży długu pójdzie w kierunku zagranicy. Odezwała się też agencja ratingowa Moody’s twierdząc, że w jej ratingach zwiększenie deficytu Polski zostało już ujęte. Potem mniej więcej to samo oświadczyła agencja Standard&Poor’s. Złoty zakończył dzień mniej więcej tam gdzie go kończył w piątek. Rynek był bardzo silny, co powinno zachęcić graczy do dalszego umacniania naszej waluty.  

Dzisiaj rząd będzie omawiać projekt budżetu na rok 2010, co może mieć wpływ na zachowanie obligacji i złotego. Najważniejsze może być to, co powie minister finansów na temat deficytu budżetowego i ścieżki schodzenia z dużego deficytu. Minister ma idealną sytuację. Może zaproponować ścieżkę likwidowania deficytu, która się rynkom spodoba. Nie wykluczam, że zapowie, iż rząd pracuję nad dużą reformą finansów, tak, żeby po wyborach prezydenckich w 2010 roku można ją było wprowadzić w życie, co uchroni nas od późniejszej katastrofy. Takim stwierdzeniem ubiłby minister dwa gołębie jednym strzałem: ucieszy rynki finansowe i dostarczyłby wyborcom dodatkowego argumentu w przyszłorocznych wyborach prezydenckich.

GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję od dużego, ponad dwuprocentowego wzrostu WIG20. Co prawda niedźwiedzie szybko kontratakowały obniżając w ciągu 40 minut WIG20 o 20 punktów, ale potem szybko te straty zostały odrobione. Potem, indeksy bardzo powoli, ale systematycznie pięły się na północ. W ostatniej godzinie sesji byki przypuściły jeszcze dodatkowy atak, dzięki czemu WIG20 zakończył dzień wzrostem o 3,8 procent.  

Giełda powiedziała wyraźnie, że rozgrywki księgowo-polityczne związane z deficytem budżetu jej nie interesują. Ważne dla graczy było tylko to, że w piątek rynek amerykański zachował się bardzo dobrze, a w poniedziałek indeksy w Europie rosły. Nasz rynek po prostu odrabiał znaczne i przesadzone spadki z zeszłego tygodnia. Niestety, podczas tej zwyżki obrót był niewielki, a do tego dużą ich część robił handel na akcjach TPSA (czyżby rząd sprzedawał „resztówkę”?). Jednak pamiętać trzeba, że u nas mały obrót bardzo często poprzedza duży idący w tym samym kierunku.
 
Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi