Zielone światło dla akcji

2,5 proc. wzrostów na WIG20 to niezły wynik, z kolei nieco ponad 1 mld obrotów  – wręcz przeciwnie. Jednak Fed nie zmieniając prawie w ogóle swojego komunikatu w sprawie stóp daje powód do wzrostów.

Wczorajsza sesja była odreagowaniem na mocne wtorkowe spadki. WIG20 wzrósł o ponad 2,5 proc., WIG o ponad 2 procent. Wzrosty cieszą, jednak nie zostały poparte mocnymi obrotami, które na całym rynku wyniosły nieco ponad 1 mld złotych. W górę, pomimo słabszych od oczekiwań wyników BRE Banku, szły przede wszystkim właśnie instytucje finansowe. Wtorkową przecenę nadrabiały nowe akcje PKO BP, cały indeks WIG-Banki zyskał wczoraj 1,81 procent.

Technicznie jednak przełom nie nastąpił, byki wybroniły poziom 2200 pkt. na indeksie blue-chipów, podobnie WIG zatrzymał się przy 38 tys punktów. Wydaje się, że we wzrostach większy udział mają inwestorzy instytucjonalni niż zwykły Kowalski, widać to po wciąż słabiej zachowujących się od rynku indeksach mWIG40 oraz sWIG80. Drobni inwestorzy z pewnością dadzą o sobie znać w piątek, gdy na parkiecie zadebiutują walory PGE.

Bardzo ciekawie wyglądała wczorajsza sesja za oceanem. Indeksy na początku otworzyły się wysoko, zgodnie z tendencją europejską. Potem rynek tracił z czasem siły, aż do godz. 20.15 gdy Fed opublikował komunikat. Stopy nie zostały zmienione, a komunikat towarzyszący decyzji brzmiał prawie identycznie jak poprzedni. To znaczy, że FOMC nie będzie podnosił stóp w najbliższym czasie – ucieszyło to bardzo inwestorów i S&P500 bardzo wyszedł na dzienne szczyty. Potem nadeszła jednak informacja o tym, że rząd USA planuje zmniejszyć maksymalne oprocentowanie kart kredytowych, co zepchnęło akcje banków w dół i tym samym większość dziennych zysków indeksów. Innymi słowy Amerykanie nie podzielili optymizmu Starego Kontynentu.

Brak zmian w stanowisku Fed powinien jednak dziś osłabiać dolara i tym samym powodować  wzrosty na rynkach akcji. Sytuacja może się zmienić o godz. 13.45, gdy komunikat w sprawie stóp wyda Europejski Bank Centralny, który życzyłby sobie mocniejszego dolara i słabszego euro.

Paweł Satalecki
Źródło: Finamo