Złe dane z rynku pracy (bo były śnieżyce?)

W piątek jedynym, planowanym w USA wydarzeniem była publikacja miesięcznego raport z amerykańskiego rynku pracy. Zawsze przypominam, że uważany jest za najważniejszy, chociaż nadzwyczaj często reakcja na jego publikację jest gwałtowna, ale krótkotrwała. Podobnie było i tym razem. 

Dane były bardzo słabe. W sektorze pozarolniczym przybyło w styczniu tylko 36 tys. miejsc pracy (oczekiwano 145 tys.), a co gorsze w sektorze prywatnym zatrudniono jedynie 50 tys. pracowników (oczekiwano 155 tys.). Na osłodę stopa bezrobocia spadła z 9,4 do 9,0 proc. (oczekiwano 9,5 proc.). Stopa bezrobocia jest w USA całkowicie niewiarogodna, ale rynek czasem traktuje ją poważnie – jeśli mu to odpowiada, a tym razem odpowiadało. Poza tym wytłumaczono sobie, że fatalne dane wynikały ze śnieżyc, które nawiedziły USA. Tak jakby prognozujący zmianę zatrudnienia analitycy o śnieżycach nie wiedzieli.

 

Rynek akcji przez pewien czas się wahał, a indeks S&P 500 próbował nawet spadać. Jednak w okolicy 1.300 pkt. byki zaatakowały (kapitał przechodzący z obligacji?) i losy sesji były już przesądzone. Nie można było oczekiwać spadków. Indeks NASDAQ nawet rósł. Końcówka jeszcze bardziej podniosła indeksy. Co prawda S&P 500 nie przełamał oporu, ale takie zachowanie rynków sygnalizuje wyraźnie, że pieniądze z obligacji przechodzą w akcje. Trudno będzie w takiej sytuacji doprowadzić do poważniejszej korekty.

 

GPW rozpoczęła sesję piątkową zgodnie z oczekiwaniem, czyli wzrostem indeksów. Liderami były spółki surowcowe. Około jednoprocentowe wzrosty utrzymywały się do publikacji danych w USA. Po niej obóz byków nieco zwątpił, ale spokojna reakcja giełd światowych (wszystko sobie ładnie wytłumaczono pogodą) nadal pomagała bykom. Tyle, że pomagała już bardzo umiarkowanie i dlatego skończyliśmy dzień wzrostem jedynie o 0,32 proc.

 

Można powiedzieć, że do trzech razy sztuka. Rynek od czwartku chce zaatakować opory techniczne z pierwszej połowy 2008 roku. Dzisiaj powinien podjąć trzecią próbę. W ogóle mam wrażenie, że kapitał wycofywany z rozgrzanych do czerwoności giełd krajów (naprawdę) rozwijających się będzie przechodził w rynki rozwinięte i takie jak nasz – prawie rozwinięte. Warto przypomnieć sobie, że GPW zachowywała się od długiego już czasu nie jak giełda w krajach typu Indie, Tajlandia czy Turcja, ale jak rynek niemiecki czy francuski. To jest szansa dla naszych byków.

Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi