Złoto: Kto winduje ceny?

Przebicie przez cenę złota poziomu okrągłego 1000 USD za uncję sprawiło, że temat inwestowania w metale szlachetne wrócił na łamy mediów. Branże, które odpowiadają za 80 proc. popytu na złoto kurczą się w dwucyfrowym tempie, a mimo to cena kruszcu rośnie. Kto za tym stoi?

„Synku, pieniądze w życiu to nie wszystko. Liczą się jeszcze złoto i nieruchomości”. Tak w pewnym dowcipie milioner kształtował system wartości swojej pociechy. O ile obecnie inwestowanie kapitału w nieruchomości nie jest zbyt nośnym medialnie zagadnieniem, to z pewnością nie można tego samego powiedzieć o złocie. Inwestorzy obserwujący wykres ceny złota pokonujący barierę 1000 USD za uncję (11 września br. płacono 1011 USD) nerwowo przebierają nogami i słusznie zastanawiają się, czy aktualna cena nie jest aby zbyt wysoka. Na to pytanie tutaj nie odpowiemy, podobnie jak nikt inny świadomy mnogości czynników działających w przeciwnych kierunkach, ale być może otworzymy oczy czytelników na często pomijane kwestie, które są nie bez znaczenia dla największych funduszy lokujących kapitał na rynku metali szlachetnych.

ZŁOTO NIE JEDNO MA IMIĘ

Inwestować w złoto można na wiele sposobów, dlatego podjęcie decyzji o nabyciu złota jest dopiero pierwszym krokiem indywidualnego inwestora na drodze do faktycznej dywersyfikacji portfela. Oto dostępne na formy pozwalające uczestniczyć w zmianach cen złota (zarówno we wzrostach, jak i spadkach wartości kruszcu) oraz ich wybrane zalety i wady:

Jak widać na brak możliwości narzekać nie możemy, wręcz przeciwnie – niemal każde z dostępnych rozwiązań jest samo w sobie na tyle skomplikowane, że bez porady specjalisty znającego kruczki i haczyki poszczególnych instrumentów bardzo łatwo o nieudaną inwestycję. Na co zatem zwracać uwagę?

ZABEZPIECZENIE PRZED INFLACJĄ

Głównym argumentem powtarzanym przez analityków zachęcających do kupowania złota jest zabezpieczenie majątku przed wystąpieniem wysokiej inflacji wywołanej m.in. przez amerykański bank centralny, który wyemitował w ciągu minionego roku niewyobrażalną ilość dolarów na wykup tzw. toksycznych aktywów i gwarancje dla instytucji finansowych. Złoto jako klasa aktywów w przeszłości radziło sobie najlepiej właśnie w okresie dynamicznego wzrostu cen towarów i usług, ponieważ inwestorzy szukając bezpieczeństwa uciekali od walut tracących realną siłę nabywczą do instrumentów przechowujących wartość. Wzrost podaży pieniądza, czyli ilości dolarów krążących w systemie finansowym, bez jednoczesnego zwiększenia wartości dodanej przez gospodarkę, musi rodzić niepokój o kondycję dolara.

Nie sposób bagatelizować tego zagrożenia, lecz jednocześnie trzeba zdawać sobie sprawę, że ani w interesie Chin, ani żadnego innego kraju posiadającego nadwyżki walutowe ulokowane w dolarach nie leży rzucanie kłód pod nogi największej gospodarki świata np. poprzez gwałtowną wyprzedaż obligacji skarbowych USA. Po ponad półrocznej dominacji optymizmu na rynkach finansowych znacznie większe jest prawdopodobieństwo, że inwestorzy zechcą realizować zyski i zaczną pozbywać się walut rynków wschodzących na korzyść dolara.

Osobiście nie sądzę, by zagrożenie powrotu wyższej niż przeciętnie inflacji było realne w ciągu najbliższych 12-18 miesięcy, ale nie wdając się w wywody na ten temat przejdźmy do kwestii bardziej istotnych dla inwestorów rozważających dołączenie złota do posiadanych aktywów.

JUBILERZY ZACISKAJĄ PASA

Z informacji World Gold Council wynika, że najważniejszym czynnikiem popytowym jest zapotrzebowanie zgłaszane przez branżę jubilerską. W latach 2002-2006 stanowiło ono 69 proc. całkowitego popytu na złoto. Walory inwestycyjne kruszcu odpowiadały za 19 proc. popytu (703 tony), a produkcja przemysłowa wykorzystująca złoto zgłosiła w tym okresie zapotrzebowanie na 11 proc. (441 ton).

Analitycy w ciągu ostatnich kilku dni podnieśli alarm, że w związku ze zbliżającym się okresem świątecznym w Indiach, które są największym rynkiem biżuterii, bardzo mocno rośnie zapotrzebowanie na złoto. To prawda. W połowie października Hindusi obchodzą Święto Świateł (Diwali), ale przecież co roku kalendarz zorganizowany jest podobnie i trudno uznać to za wystarczający argument uzasadniający wzrost cen złota. Aby obnażyć pustosłowie wystarczy sięgnąć nieco głębiej po faktyczne dane, do których wielu ekspertom albo nie chce dotrzeć, albo uznają je za zbyt bagatelne. Bombajskie Zrzeszenie Złota (wolne tłumaczenie Bombay Bullion Association) informuje, że import złota przez Indie rzeczywiście zwiększył się w sierpniu w porównaniu z poprzednim miesiącem, ale jest w dalszym ciągu o ok. 90 proc. niższy niż przed rokiem. Globalny popyt zgłaszany przez branżę jubilerską był według World Gold Council w II kw. br. o 22 proc. niższy niż w II kw. 2008 r.

TYLKO FUNDUSZE KUPUJĄ

Ktoś musi jednak kupować złoto skoro jego cena jest o krok od ustanowienia historycznych rekordów. Zestawienie popytu za ostatni kwartał wskazuje jednoznacznie na branżę finansową – fundusze inwestycyjne lokujące kapitał w metale szlachetne w II kw. 2009 r. kupiły 222 ton złota, co oznacza wzrost o 46 proc. w stosunku do II kw. 2008. Jeszcze bardziej dobitnie apetyt inwestorów na złoto widać w danych za 12 miesięcy narastająco: w ciągu roku od czerwca 2008 r. do czerwca 2009 r. inwestycyjny popyt na złoto było o 133 proc. wyższy niż w analogicznym okresie sprzed roku. Dla porównania popyt jubilerski spadł wówczas o 2 proc., a przemysłowy o 14 proc., ale co najważniejsze podaż złota wzrosła o 12 proc.

Dla inwestorów indywidualnych w USA synonimem inwestycji w złoto od kilku lat jest fundusz SPDR Gold. Tylko w ciągu jednej sesji z 2 na 3 września br. zwiększył on zaangażowanie w złoto o 11 ton, czyli mniej więcej o tyle, ile wyniósł import złota przez Indie w sierpniu. Ten największy na świecie fundusz jest więc głównym czynnikiem generującym zwyżki cen, ale jego konstrukcja uniemożliwia manipulację zarzucaną często funduszom hedgingowym, gdyż zarządzający kupują i sprzedają sztabki niejako z automatu – tylko w stopniu bezpośrednio odzwierciedlającym zainteresowanie inwestorów indywidualnych jednostkami funduszu i zmiany cen kruszcu (jest to fundusz typu ETF).

W ciągu ostatniego roku SPDR Gold dał zarobić 27 proc., podczas, gdy inwestycja w indeks akcji S&P 500 przyniosła stratę rzędu 13 proc. Trzyletnia stopa zwrotu z funduszu wynosi 60 proc., a dla S&P 500 to -15 proc. Fundusz ten posiada obecnie około 1080 ton złota w fizycznej formie, co stawia go na siódmym miejscu wśród największych graczy na rynku, nawet przed chińskim bankiem centralnym.

Stopa zwrotu z inwestycji w fundusz SPDR Gold i indeks S&P 500
Źródło: The Wall Street Journal

ŻÓŁTE ŚWIATŁO

Wracając do samej atrakcyjności złota i zagrożenia pojawienia się inflacji, warto zwrócić inwestorom uwagę następujące kwestie, które – używając symboliki ruch drogowego – powinny spowodować przynajmniej zapalenie się żółtego, jeśli nie czerwonego światła.

1.Złoto nie generuje żadnych dodatnich przepływów pieniężnych. Wręcz przeciwnie, za jego przechowanie trzeba przecież płacić, dlatego wartość godziwa jest niemożliwa do oszacowania. Cena wynosi więc dokładnie tyle ile w danym momencie druga strona jest gotowa zapłacić. Ktoś może odbić piłeczkę i stwierdzić, że obecnie na giełdzie również roi się od spółek, które generują wyłącznie straty, a za ich akcje inwestorzy płacą określoną cenę. Święta racja, dlatego w obu przypadkach wniosek jest jeden: Nie inwestuj w coś, czego nie rozumiesz, tylko dlatego, że innym udaje się zarabiać. Dobieraj do portfela aktywa, które potrafisz przeanalizować. Osobiście złoto wydaje mi się zbyt specjalistycznym instrumentem dla inwestorów indywidualnych, którzy zdani są na kierowanie się zmieniającymi się i trudnymi do zweryfikowania opiniami ekspertów.

2.Gdy inwestorzy kupujący obecnie jednostki funduszu SPDR Gold i innych jemu podobnych przystąpią do odwrotu, czy po drugiej stronie znajdzie się wystarczający popyt, by zapobiec gwałtownemu spadkowi cen złota? Takie zachowanie drobnych inwestorów wynikać mogłoby z poprawy koniunktury w realnej gospodarce i realokacji kapitału w bardziej rentowne i mierzalne przedsięwzięcia, ale także z drugiej strony możliwe byłoby np. przy silnym tąpnięciu na rynkach finansowych i bankructwie dużych funduszy hedgingowych.

3.Rynki finansowe posiadają inne instrumenty zabezpieczające przed inflacją, osłabieniem dolara czy ogólnie pojętą awersją do ryzyka, np. obligacje indeksowane zmianami cen dla inwestorów preferujących bezpieczeństwo kapitału. Z kolei dla graczy o bardziej spekulacyjnym podejściu do rynków znacznie bardziej elastycznym rozwiązaniem są surowcowe kontrakty terminowe czy waluty obce (np. australijski dolar). Tym samym nawet jeśli teza o defensywnych charakterystykach złota jest prawdziwa, znaczenie tego metalu szlachetnego z punktu widzenia szerokiego rynku nie jest już tak istotne jak np. w latach 70. i 80. ubiegłego wieku.

4.Potencjalny wzrost cen może wynikać natomiast z przesłanek natury psychologicznej, np. analizy technicznej. Przebicie oporu z okolic 1000 USD za uncję testowanego trzykrotnie w ciągu ostatnich kilku miesięcy wywołać może kontynuację zwyżek bez żadnego fundamentalnego uzasadnienia. Czy chcemy tego, czy nie rynki działają w ten sposób.

5.Scenariuszy skrajnie pesymistycznych nikt nie może obecnie wykluczyć. Wybuch poważnego konfliktu militarnego, zdecydowana zmiana strategii przez Chiny (wyprzedaż dolarów) czy powtórka wydarzeń sprzed roku (lawinowe bankructwa banków) to tylko niektóre potencjalne zjawiska o niewielkim prawdopodobieństwie wystąpienia, ale kolosalnej sile rażenia.

Na zakończenie rekomendacji nie będzie. Zamiast tego przytoczę wypowiedź najbardziej rozpoznawalnej ikony w świecie inwestycji, Warrena Buffeta, która dobrze oddaje mój osobisty stosunek do złota jako aktywa inwestycyjnego:

„Złoto jest wykopywane z ziemi w Afryce czy gdziekolwiek indziej. Później jest przetapiane, wykopujemy inny dołek, zasypujemy je ponownie i płacimy ludziom by go pilnowali. Nie ma w tym użyteczności. Ktoś obserwujący to z Marsa podrapałby się po głowie”.

Łukasz Wróbel
Źródło: Open Finance