Nasza waluta testowała wczoraj dołek na parze z euro przy poziomie 4,03. Nie udało się go trwale pokonać, ale widać, że inwestorzy mają chrapkę na mocniejszego złotego.
Czwartkowa sesja na rynku walutowym przyniosła sporo nowych informacji, jednak niewielkie zmiany. Opublikowana przez GUS grudniowa inflacja okazała się nieco niższa od oczekiwań i wyniosła tyle samo co w listopadzie, czyli 3,5 procent. Dane raczej nie wpłynęły na notowania złotego.
Z kolei w USA poznaliśmy odczyt sprzedaży detalicznej za ostatni miesiąc 2009 roku. Tu niespodzianka okazała się negatywna, wskaźnik spadł o 0,3 proc., wobec przewidywanego wzrostu o 0,5 procent. W całym 2009 r. sprzedaż spadła aż o 6,2 proc., to drugi raz w historii badań tego wskaźnika od 1992 roku. Pierwszy raz zdarzyło się to w 2008 r., jednak wtedy wskaźnik spadł o 0,5 procent. Bez spadku bezrobocia, czy raczej po prostu przybywania miejsc pracy, będzie trudno o poprawę, szczególnie, gdy spora liczba programów stymulujących gospodarkę będzie się w tym roku kończyć.
Kurs eurodolara wahał się wczoraj w przedziale jednego centa (1,4450 – 1,4550) i pozostał w nim ostatecznie, podobnie jak podczas ostatnich czterech sesji. Pewien wpływ na kurs miał komentarz prezesa EBC Jeana Claude-Tricheta, który na konferencji prasowej po decyzji EBC w sprawie stóp (pozostały niezmienione) wyraził chęć mocniejszego dolara. To jednak żadna nowość, a równocześnie dał do zrozumienia, że stopy procentowe w Eurolandzie jeszcze długo pozostaną na obecnym poziomie, więc zareagował tylko kosmetycznie.
Trichet zaprzeczył równocześnie doniesieniom, że Grecja z powodu stanu swoich finansów publicznych miałaby być wykluczona ze Strefy Euro. Z drugiej strony o pomocy zewnętrznej raczej nie będzie mowy. Grecy tymczasem starają się jak mogą, wczoraj przedstawiono plan naprawy: w tym roku wydatki zostaną obcięte o 10,4 mld euro, docelowo do 2012 deficyt ma zostać zredukowany do unijnych norm.
Wydaje się, że głównym rozdającym teraz karty będą wyniki spółek za IV kw. w USA. Jeśli wynik Alcoa (1 cent zysku na akcję zamiast 6 centów) miałaby być prognozą na cały rynek, bylibyśmy świadkami wzrostu dolara i spadków na giełdach. Straciłby zapewne na tym złoty.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo