W poniedziałek na naszym rynku walutowym znów zrobiło się nerwowo. Złoty tracił sporo przed południem w stosunku do głównych walut: 6-9 groszy wobec franka szwajcarskiego, 8 groszy wobec euro i 10-14 groszy w stosunku do dolara. Osłabienie naszej waluty to efekt czynników zewnętrznych, nie związanych bezpośrednio ze stanem naszej gospodarki.
Piątkowe dane o spadku PKB w Stanach Zjednoczonych i reakcja tamtejszej giełdy na te bardzo złe wiadomości, spowodowała pogorszenie nastrojów na globalnych rynkach finansowych (co widoczne było np. w postaci sporych spadków indeksów na parkietach
w Azji). To zaś niemal automatycznie skutkuje ucieczką kapitału z rynków uważanych za bardziej ryzykowne i wyprzedaż walut tych państw. Wszyscy wówczas lgną do dolara. Dla globalnych inwestorów ważniejsze jest postrzeganie całego regionu, a nie poszczególnych państw. Prowadzi to do tak paradoksalnych konsekwencji, jakich doświadcza dziś złoty. Traci mocno z powodu przynależności do regionu, który nie cieszy się zaufaniem inwestorów i rozczarowania wynikami sobotnio-niedzielnego szczytu Unii Europejskiej.
Proste porównanie informacji o spadku amerykańskiej gospodarki o 6,2 proc. w ostatnim kwartale ubiegłego roku i sięgającego niemal 3 proc. wzrostu PKB Polski w tym samym czasie oraz wyraźne dystansowanie się przedstawicieli naszego kraju od pomysłów pompowania pieniędzy w gospodarki Europy Środkowo-Wschodniej, powinny skutkować decyzjami inwestycyjnymi prowadzącymi raczej do umocnienia złotego. Tak się jednak nie dzieje i nasza waluta znów obrywa rykoszetem, zupełnie niezasłużenie.
Roman Przasnyski
Główny Analityk Gold Finance
Źródło: Gold Finance