Złudne nadzieje na koniec kryzysu?

Zdecydowana większość inwestorów uznała w kwietniu, iż kres największego kryzysu od czasu zakończenia II wojny światowej jest już bliski. Sądy te bazowały w głównej mierze na wskaźnikach nastrojów, które w ujęciu historycznym stosunkowo dobrze „przewidywały” zbliżające się ożywienie.

Istotnie polepszyły się nastroje wśród przedsiębiorców w kontekście przyszłości, lecz jednocześnie ich oceny stanu bieżącego są adekwatne do skali recesji. Inwestorów i konsumentów również ogarniają nieco lepsze nastroje. Rosły ceny ropy naftowej, miedzi i niektórych surowców rolnych, które również odzwierciedlają stan gospodarki. W tym jednak względzie łatwo o zafałszowanie rzeczywistości emocjami. Wysokie ceny surowców to bardziej wyraz nadziei na rychłe ożywienie niż jego potwierdzenie. Naturalne wydaje się zatem pytanie, czy nie za szybko na rynkach zapanował optymizm? Stany Zjednoczone trwają w bardzo silnej recesji, polityka monetarna swymi rezultatami nie zachwyca, a na przykład w Niemczech nawet władze sugerują niezwykle silne spadki PKB w obecnym okresie.

Inwestorzy podejmują ryzyko w nadziei, że „wiedzą” więcej niż pozostali uczestnicy rynku, dlatego nie dziwi fakt, iż nawet delikatne sygnały są bardzo szybko wychwytywane przez nich, a ktoś kto zajmuje daną pozycję, liczy po prostu na to, że będzie pierwszy. W zachowania inwestorów niejako wkalkulowane jest ryzyko gwałtownych zmian nastrojów, gdy okaże się, że rzeczywistość okazuje się mniej optymistyczna niż się to wcześniej wydawało. Nie oznacza to jednak, że czeka nas kolejna zapaść na rynkach akcji, czy surowców. Wiele ze wskaźników sondujących nastroje w gospodarce istotnie wzrosło, jednak nadal znajdują się w tzw. strefie recesyjnej. W najprostszym ujęciu oznacza to, że spadki postępują, lecz nie są one tak gwałtowne jak było to wcześniej. Samo wyhamowanie spadków oczywiście przekształca się w końcu w stabilizację i ożywienie, co obrazują cykle koniunkturalne. Te jednak trwają wiele miesięcy. Obecnie obserwowany wzrost optymizmu, sugeruje, iż najwcześniej pod koniec roku można będzie oczekiwać ożywienia. Oczywiście należy uwzględnić naturalne przesunięcie w czasie cyklu dla konkretnych gospodarek (Polska na przykład później doświadczyła spowolnienia i później będzie się z niego wydostawać). Inwestorzy pozostają bardzo czujni, ponieważ wynosili oni na przykład ceny akcji czy kursy walut gospodarek wchodzących na wyższe poziomy niejako na kredyt w oczekiwaniu na bardziej klarowne dane. Teraz oczekują potwierdzenie swoich sądów w postaci „twardych danych” (np. produkcja przemysłowa, czy sprzedaż detaliczna). Co ciekawe, niektóre banki centralne (w tym NBP) utrzymują podobną czujność. Dlaczego? Fed rozwinął swój bilans do niespotykanych nigdy rozmiarów, co oznacza ogromną ilość pieniądza, która na razie magazynowana jest w sektorze bankowym. Gdy jednak rynki kredytowe zaczną się odbudowywać, pieniądz bardzo szybko może „rozlać się” po całej gospodarce i może okazać się, że jest go zbyt dużo. To idealny przepis na inflację. Przyrost inflacji może nastąpić błyskawicznie, dlatego kilka miesięcy wcześniej trzeba ją przewidzieć, by skutecznie się przed nią bronić. Najbliżej tego problemu są Chińczycy, którzy zaciągają kredyty na potęgę i w pierwszych miesiącach bieżącego roku ich dług (gospodarstw domowych i przedsiębiorstw) wzrósł o ponad 1,2 bln dolarów. Pieniądza w Chinach zatem nie brakuje i to właśnie jest największym zagrożeniem.

Czego zatem spodziewać się po maju? Konfrontacji optymistycznych nastrojów z rzeczywistym stanem światowej gospodarki. Największym wrogiem okaże się powiedzenie: „Sell in May and go away”. Jeżeli ta próba (przeciągnie się ona najprawdopodobniej również na czerwiec) zakończy się sukcesem, ponowne testowanie minimów obecnej recesji będzie bardzo mało prawdopodobnym scenariuszem. To naturalnie pomoże w kontynuacji budowania optymistycznego trendu na większości rynków.

NWAI
View more documents from press123.

Źródło: New World Alternative Investments