Zmiany w zarządzie PKO Banku Polskiego

Nowym wiceprezesem zarządu PKO Banku Polskiego odpowiedzialnym za  pion detalu został Jacek Obłękowski. W nowym zarządzie zabraknie Krzysztofa Dresslera, wiceprezesa odpowiedzialnego za Obszar Ryzyka i Windykacji – stanowisko pozostanie nieobsadzone do rozstrzygnięcia kolejnego konkursu.

Spór pomiędzy prezesem PKO BP a Aleksandrem Gradem zakończył się kompromisem: Jacek Obłękowski, o którym mówiono, że ma poparcie ministra, zastąpi na stanowisku Wojciecha Papieraka. Drugi z kandydatów kojarzonych z ministerstwem, Krzysztof Dressler, opuszcza PKO BP. Stanowisko szefa obszaru ryzyka pozostaje nieobsadzone –  zostanie on wybrany w kolejnym podejściu konkursowym.

Na stanowisku pozostaje Piotr Alicki, wiceprezes odpowiedzialny za obszar informatyki, który dołączył do zespołu PKO BP 2 listopada 2010 roku. W banku pozostaje także wiceprezesi: Bartosz Drabikowski, odpowiedzialny za obszar finansów i rachunkowości, Jarosław Myjak – szef bankowości korporacyjnej oraz Jakub Papierski, odpowiedzialny za bankowość inwestycyjną.

Coś się kończy, coś się zaczyna

Dla Jacka Obłękowskiego nominacja to swoisty comeback – w PKO BP pracował od 1998 roku, od 20 czerwca 2002  zajmował stanowisko wiceprezesa odpowiedzialnego za pion detaliczny. Od maja 2007 do czasu połączenia z Fortis Bankiem Polska był prezesem zarządu Dominet Banku. Od kwietnia 2009 roku był wiceprezesem Fortisa odpowiedzialnym za obszar obsługi małych przedsiębiorstw i klientów indywidualnych. Z przejętym przez BNP Paribas Fortisem pożegnał się w marcu tego roku.

Wojciech Papierak, dotychczasowy szef detalu PKO BP nie ubiegał się o ponowny wybór. W rozstrzygniętym w marcu konkursie na stanowisko prezesa banku przegrał ze Zbigniewem Jagiełłą. Przypomnijmy, że to już druga przegrana – po starciu z Jagiełłą w 2009 roku.

„Utrata zaufania” – to nieformalny powód sprzeciwu wobec kandydatury Krzysztofa Dresslera. Zbigniew Jagiełło postawił na swoim, na razie mamy więc wynik 1:1. I czekamy na dogrywkę.

Państwowe, czyli prywatne
Wysoka zmienność na stanowisku prezesa największego krajowego banku nie może być dobra ani dla ciągłości zarządzania, ani przy wdrażaniu długoterminowych strategii. Spory „polityczne” wewnątrz organizacji też nie wpływają najlepiej na skuteczność biznesową. A PKO Bank Polski to swoiste państwo w państwie, którego przywódcy odchodzili nieraz równie szybko, co się pojawiali. Wystarczy wspomnieć historię Jerzego Pruskiego, który stracił stanowisko niedługo po konflikcie o wypłatę dywidendy w 2009 roku.

PKO Bank Polski chwalony był za to, że w kryzysie nie zakręcił kurka z kredytami – jako polski bank, niezależny od zagranicznych centrali. To jedna strona medalu. Drugą jest właśnie podatność na pokusę „ręcznego sterowania” przez ministerstwo skarbu – czy to w zakresie wyznaczania strategicznych celów, podziału zysku, czy wprost obsady stanowisk. Tak oczywiście da się „robić” bank, ale czy da się tak robić dobry biznes? Każda zmiana prezesa pociąga za sobą konieczność rozegrania wewnętrznych wojen, obsadzenia przyczółków swoimi ludźmi – i zarazem cofa bank o rok w stosunku do rynku. Krok wstecz, podczas gdy konkurencja robi dwa kroki naprzód.

Na dobre i na złe
Ze zwarcia Zbigniew Jagiełło wychodzi obronną ręką, po wygranym konkursie i sporze o obsadę zarządu. Stoją za nim dobre wyniki finansowe, ale i widoczne gołym okiem nowości. PKO BP nie wyrwało do przodu w pędzie za rynkiem, ale zdecydowanie stara się zmieniać swój wizerunek. Nowe  produkty, kontrowersyjna (choćby z punktu widzenia wynagrodzenia gwiazdy) kampania reklamowa z wyrazistą postacią – to wszystko sprawia, że o banku znów jest głośno. Jeśli PKO BP ma pozbyć się wizerunku banku „dla emerytów” i nabrać rozpędu, zamiast dryfować niesiony swoją masą, warto, by był niezależny od kaprysów polityków. Wielki tankowiec z dnia na dzień nie zmieni się w szybką korwetę. Z pewnością jednak łatwiej płynąć naprzód, gdy codziennie nie zmienia się kapitan.

Źródło: PR News