10 rzeczy, na które dasz się naciągnąć

„Okazja” to chyba najpopularniejsze słowo dzisiejszego marketingu. Usługodawcy na każdym kroku podają nam rękę, oferując swoje produkty poniżej granicy opłacalności. Inni pozwalają nam zarobić duże pieniądze w lekki i przyjemny sposób. „Ludzie nie dają się na to nabrać” – czy rzeczywiście? Gdyby naprawdę tak było, każdy „biznes” wymieniony poniżej już dawno byłby tylko wspomnieniem.

1. Zadzwoń do telewizji i wygraj pieniądze

Atrakcyjna kobieta, na dole ekranu numer telefonu, pytanie w stylu „Jak miał na imię Adam Mickiewicz?”, 500 zł do wygrania i… brak chętnych do udzielenia odpowiedzi. Chyba każdy widział w telewizji tego typu program. Czasem aż chce się złapać za telefon, kiedy przez kilka minut nikt nie dzwoni. Niestety, gdy już wybierzemy numer, może się okazać, że nam również nie udało się połączyć ze studiem, a na antenie nadal nikogo nie ma. Jak to możliwe? Odpowiedź znajdziemy w informacji „otwarta linia”, czasem pojawiającej się na ekranie. Okazuje się, że prawdopodobnie dodzwoniliśmy się na linię „zamkniętą”, która nie daje nam szansy na wygraną. Niestety – za to połączenie również przyjdzie nam zapłacić.

2. Wpłać 300 złotych, dostaniesz drugie tyle

Wielu internetowych bukmacherów oferuje podwojenie naszej pierwszej wpłaty. Wydawać by się mogło, że to świetny interes – inwestycja ze stopą zwrotu w wysokości 100%. Niestety, rzeczywistość nie wygląda tak kolorowo. Owszem, do naszego konta zostanie dopisana bonusowa kwota, ale zanim ją wypłacimy, konieczny jest kilkukrotny obrót. Zazwyczaj sprowadza się to do obowiązku dwu-, trzy-, a nawet czterokrotnego postawienia otrzymanej sumy po kursie wyższym niż 2 do 1.

Wysoki kurs = duże ryzyko

Kurs 2 do 1 oznacza, że w przypadku wygranej, za każdą postawioną złotówkę otrzymamy 2 złote. Jest to kurs korzystny dla grającego, dlatego zwykle dotyczy wyników trudnych do przewidzenia – na przykład remisów w meczach piłki nożnej. Kursy na wydarzenia bardzo prawdopodobne (zwycięstwo zdecydowanego faworyta) ustalane są w granicach 1,20 – 1,40, co oznacza, że tyle dostaniemy za każdą złotówkę wniesioną w zakład.

Jest to zadanie prawie niewykonalne, a bukmacherowi pomaga osiągnąć swój cel – skłonić nas do wpłacenia pieniędzy.

3. Poznaj swoją przyszłość – za 3,66 zł

Któż by nie chciał znać przyszłości za 3 złote? Dzwoniąc pod specjalny numer lub wysyłając SMS-a, można zadać swoje pytanie albo otrzymać specjalne przesłanie. Kuszące i chyba niedrogie? Zanim jednak zapytamy, czy w końcu znajdziemy pracę, warto przejrzeć ogłoszenia w internecie. Być może natkniemy się na firmę, która poszukuje ludzi zainteresowanych ezoteryką do obsługi czatu SMS-owego…

Wygląda na to, że prorokiem może być każdy. Może więc SMS-a z pytaniem o sens swojego związku lepiej wysłać do przyjaciela? I taniej, i skuteczniej.

4. Klikaj reklamy z e-maili

„Praca bez wychodzenia z domu!”, „Zarabiaj na czytaniu e-maili!”, „Płacimy za oglądanie reklam!” – czy są jeszcze użytkownicy internetu, którzy nie widzieli takich reklam? Teoretycznie wygląda to na złoty interes – zajmujemy się swoimi sprawami, co jakiś czas klikniemy reklamę, która przyjdzie na naszą pocztę, i pieniądze same spłyną na konto… Opłaca się to, ale jedynie firmie, która udostępnia nam takie usługi. Reklamodawcy są w stanie zapłacić niemałe pieniądze za gwarancję, że ich reklama zostanie obejrzana. Nam też przypadnie udział w zyskach – za jedną reklamę zarobimy od 1 do 5 groszy. Zwykle dziennie przychodzi ich najwyżej kilka. Zakładając optymistyczną wersję, po roku możemy dostać około 30-40 złotych, jednocześnie zapewniając zleceniodawcy wielokrotnie wyższy zarobek.

5. Zagraj w lotto

Państwowy monopolista kusi nas nie lada ofertą – obstawiając 6 liczb, możemy wygrać naprawdę duże pieniądze. Jedyny problem to trafienie „szóstki” – prawdopodobieństwo wynosi 1:13 983 816. Aby gra była przynajmniej teoretycznie opłacalna, los musiałby kosztować złotówkę, a gwarantowana nagroda powinna wynosić około 14 mln złotych. Oczywiście, zawsze możemy trafić „piątkę”. Tutaj prawdopodobieństwo wynosi około 1:54 000, więc podobny powinien być stosunek naszych kosztów do oczekiwanej nagrody. W zależności od przyjętego systemu (ile obstawimy liczb) szanse na wygraną będą się zmieniały – ale liczyć możemy tylko na szczęście, bo strategią opartą na statystyce wiele nie wskóramy.

6. Przyjdź do kasyna i zgarnij miliony

Gra w ruletkę to z pewnością emocjonująca rozrywka. Niestety, niezbyt dochodowa dla grających. Nawet w przypadku bardziej korzystnej dla gracza ruletki europejskiej (37 liczb, jedno zero), szansa na wygraną wynosi 1 do 2,055, co daje kasynu ponad 2% przewagi nad graczem. Nawet jeśli szczęście się do nas uśmiechnie i pojedynczy zakład przyniesie nam zysk, to długotrwała gra prawdopodobnie skończy się naszą porażką.
Istnieje wiele systemów, które rzekomo gwarantują dochody w ruletce. Niestety, nie dość, że matematyka jest nieubłagana, to kasyna wprowadzają swoje własne ograniczenia – zwykle dotyczą one wysokości zakładu, jaki możemy postawić.

Na czym polega progresja

Jedną z najpopularniejszych strategii grania w ruletkę jest tzw. progresja. Opiera się ona na obstawianiu kolorów – czarnego lub czerwonego, których na kole jest po 17 plus jedno zielone pole z zerem. W przypadku, gdy trafimy zakład, zmieniamy obstawiany kolor. Kiedy jednak nie powiedzie nam się, należy podwoić stawkę, aby odrobić poprzednią stratę i postawić na ten kolor, któy nie został wylosowany – i tak aż do chwili, gdy zakład zostanie trafiony.
Progresja opiera się na błędnym założeniu – kilkukrotna przegrana w żaden sposób nie zwiększa szans na to, że kolejne zakręcenie kołem okaże się dla nas korzystne. W każdym kolejnym zakładzie nasze szanse są dokładnie takie same – około 48% (ponieważ wylosowanie zielonego pola z „zerem” zawsze kończy się naszą porazką). Dlatego może się zdarzyć, że przez kilkanaście gier cały czas będzie wypadało „czerwone”. Stawiając w pierwszym zakładzie 1 zł, dwunasty zakład kosztowałby nas już 2048 złotych. Na wypadek jednak, gdyby kogoś było stać na takie ryzyko, kasyna zazwyczaj ustalają ograniczenia w wysokości zakładu możliwego do wniesienia, co dodatkowo powiększa ich przewagę.

Podobnie sprawa ma się z innymi grami – automatami do gier, blackjackiem czy pokerem karaibskim. We wszystkich tych przypadkach gramy przeciwko kasynu, a zasady skonstruowane są tak, że jest ono faworyzowane. Dodając do tego emocje graczy, potęgowane przez alkohol, możemy stwierdzić, że kasyno daje zarobić… swoim właścicielom. Jedynym wyjątkiem są gry, w których rywalizujemy z innymi ludźmi – na przykład poker. Tutaj każdy ma takie same szanse na zwycięstwo.

7. Wyślij darmowego SMS-a i wygraj samochód

Dlaczego by tego nie zrobić? Może to właśnie do nas uśmiechnie się szczęście? Przecież nic nie zapłacimy za jednego SMS-a… To prawda, ale warto wiedzieć, że ten SMS wcale nie uprawnia nas do wzięcia udziału w losowaniu. W odpowiedzi na niego otrzymamy kilka lub kilkanaście kolejnych, za które będziemy już musieli zapłacić. Organizator będzie się chciał „upewnić”, czy zamiast samochodu nie wolimy gotówki, jaki interesuje nas kolor i który model najbardziej się nam podoba. Jeżeli zaczniemy odpowiadać, możemy wpaść w klasyczną marketingową pułapkę – żałując wydanych już pieniędzy, będziemy brnąć dalej i wysyłać kolejne wiadomości. Dlatego zanim zdecydujemy się na udział w konkursie tego typu, przeczytajmy regulamin, zwykle dostępny na stronie internetowej organizatora.

8. Obniżka (d)o 70%

Obniżki w sklepach, zwłaszcza odzieżowych, mogą być prawdziwą gratką dla stałych bywalców galerii handlowych i… pułapką dla tych, którzy odwiedzają je tylko w dniach wyprzedaży. Nie dość, że obniżki „do 50 procent” zwykle oznaczają, że na większość ubrań upust sięga 10-20%, to jeszcze wcale nie jest powiedziane, że w czasie promocji kupimy coś taniej. Właściciele sklepów nierzadko podnoszą cenę popularnego towaru, dołączają etykietę „obniżka”, i z powodzeniem go sprzedają. Podobnie jest z cenami „skreślonymi” – często są one wyssane z palca i nijak mają się do prawdziwej ceny sprzed kilkunastu dni.
Warto poruszyć też w tym miejscu kwestię marży w polskich sklepach. Okazuje się, że markowe ubrania w Holandii czy Anglii są nieporównywalnie tańsze od tych, które możemy kupić w naszym kraju. I nie chodzi tu wcale o stosunek zarobków do cen – bo te nawet nominalnie są zdecydowanie niższe.

9. Kupuj przez telewizor

Telezakupy są miłe, łatwe i przyjemne – wystarczy jeden telefon i ani się nie obejrzymy, a kurier zapuka do naszych drzwi. A jakie tam są okazje! Obniżki nawet do 70 procent! Interesujące jest tylko to, że zazwyczaj wcześniej nikt nie widział, żeby ten produkt był sprzedawany po wyższej cenie. To tłumaczy, jakim sposobem sprzęt do ćwiczeń fitness warty podobno ok 2000 zł staniał do niecałych 800. Dodatkowo możemy wziąć go na raty – ale wtedy zapłacimy już ponad 1300 złotych, plus 60 złotych za przesyłkę. Już tylko na marginesie można dodać, że to samo urządzenie w Allegro.pl można znaleźć za 650 złotych…

10. Wygraj aukcję za 10 groszy

To naprawdę możliwe – w ostatnim czasie pojawiło się sporo serwisów aukcyjnych, w których, by zostać zwycięzcą licytacji, wystarczy podać najniższą unikatową cenę – czyli taką, jakiej nie zaproponował żaden z innych użytkowników. Oczywiście za każdą możliwość zaproponowania sumy musimy zapłacić – w zależności od serwisu i wykupionego „pakietu” od kilku do kilkudziesięciu groszy. To i tak wydaje się opłacalne – jeżeli dopisze nam szczęście i za pierwszym razem uda się nam, dostaniemy produkt praktycznie za darmo.
Gdzie jest „haczyk”? Sytuacja komplikuje się, kiedy serwis jest popularny i na konkretny produkt ma ochotę wielu użytkowników. Zazwyczaj ich strategia polega na podawaniu konkretnego zakresu cen – nawet do kilkuset pozycji. Gra toczy się więc o to, kto jest w stanie więcej zainwestować. Nieraz może się okazać, że wkładając w aukcję kilkaset złotych, odejdziemy z kwitkiem, bo za wykorzystane punkty pieniądze nie zostaną zwrócone. Dlatego nie należy sugerować się podawanymi w tych serwisach rzekomymi „cenami” podawanymi przy produktach – to tylko aktualne najniższe wartości, w których wygenerowanie włożono być może kilkaset lub kilka tysięcy złotych.

Dla niektórych wszystkie te „biznesy” wydają się banalne, a jednak cały czas powstają kolejne, oparte na tych samych zasadach. To świadczy tylko o tym, że grupa ludzi zainteresowanych „superpromocją” czy „banalnie prostym zarobkiem” jest duża. Rzeczywistość pokazuje, że na tym interesie zarabiają nieliczni. Większość niestety traci.

Mateusz Szymański

Źródło: Bankier.pl