Tak złego okresu posiadacze lokat nie mieli od lat. Przez inflację pieniądze ulokowane w banku rok temu straciły na wartości prawie 8%. Problem trwa od lat i trwać będzie. Przez 8 lat siła nabywcza kapitału trzymanego w bankach spaść może o 15-20%.
Ceny rosną najszybciej od 21 lat – takie dane potwierdził GUS podsumowując grudniowe badanie na temat panującej w kraju inflacji. Wszyscy w mniejszym lub nawet większym stopniu odczuwamy te zmiany w portfelach.
Rok rekordowych strat
W najgorszej od wielu lat sytuacji są też osoby, które swoje oszczędności postanowiły powierzyć bankom. Zyskują w ten sposób co prawda łatwy dostęp do swoich pieniędzy i gwarancję, że dostaną pieniądze z powrotem. Coraz słabsze jest to jednak pocieszenie, jeśli spojrzymy na to jak szybko topnieje zawartość koszyka, który za te oszczędności można z czasem kupić. Rok 2021 był pod tym względem szczególnie dotkliwy.
Przykład? Załóżmy, że w grudniu 2020 roku założyliśmy przeciętną roczną lokatę w banku. Wtedy instytucje te „kusiły” oszczędzających oprocentowaniem na przeciętnym poziomie 0,16%. To znaczy, że powierzając bankowi na rok kwotę 10 000 złotych dostaliśmy po 12 miesiącach niecałe 13 złotych odsetek (16 złotych minus podatek). Jeśli ceny w międzyczasie wzrosły o 8,6% (dane GUS), to znaczy, że trzymane w banku oszczędności bardzo mocno straciły w ciągu roku na wartości (blisko 8%) i to pomimo dopisania do nich odsetek. To najgorszy wynik od co najmniej 17 lat, czyli od kiedy zbierane są stosowne dane.
Możemy to zjawisko pokazać też w inny sposób. Znowu załóżmy, że ktoś w grudniu 2020 roku włożył na przeciętną roczną lokatę kwotę 10 tysięcy złotych. W międzyczasie bank doliczał wcześniej wspomniane skromne odsetki (0,16% minus podatek), ale ceny w sklepach rosły ponad 50 razy szybciej (8,6%). Efekt tego był taki, że po wyjęciu tych pieniędzy z banku można za nie kupić tylko tyle rzeczy, co za 9220 złotych w dniu zakładania depozytu. Realna strata z rocznej inwestycji wyniosła w tym wypadku aż 780 złotych.
Przez 8 lat stracimy nawet 15-20%
Z problemem tym mierzymy się już od lat. Już bowiem lokaty zakładane na przełomie lat 2015/16 przynosiły realną stratę. I gdyby tego było jeszcze mało, to podobnie może być z depozytami zakładanymi w bieżącym roku. Tak przynajmniej sugerują dziś dostępne prognozy.
Jeśli więc ktoś na pod koniec 2015 roku założył przeciętną roczną lokatę i konsekwentnie odnawiał ją co roku i dalej planuje to robić, to w ciągu 8 lat (2015-2023) realnie jego oszczędności mogą stracić aż 15-20% ze swojej oryginalnej siły nabywczej i to pomimo doliczania do tych pieniędzy odsetek. To najlepiej tłumaczy, dlaczego spora część rodaków w ostatnich latach wolała np. kupować detaliczne obligacje skarbowe, nieruchomości lub złoto.
Ktoś kto kupił pod koniec 2015 roku 10-letnie detaliczne papiery skarbowe dziś mógłby się cieszyć z 21% nominalnego zysku. To oznacza, że w latach 2015-21 rozwiązanie to pozwoliło może nie tyle realnie zarobić, co zachować siłę nabywczej pieniądza. Po potrąceniu inflacji obligacje te dały bowiem 1% realnego zysku. Ktoś kto pod koniec 2015 roku wybrał królewski kruszec mógłby dziś go sprzedać inkasując około 75% zysku (po potrąceniu inflacji 46% zysku). Za to ktoś kto w tym czasie kupił mieszkanie był świadkiem, że od końcówki 2015 roku do trzeciego kwartału 2021 roku ceny w największych miastach poszły w górę o 55% – tak przynajmniej sugerują dane NBP. Już to dawałoby szansę na realny zysk na poziomie 30%. Jeśli ponadto nieruchomość ta przeznaczona byłaby na wynajem, to dodatkowy zysk z tego tytułu można bezpiecznie szacować na około 4% rocznie. Oczywiście wymagałoby to od właściciela trochę zachodu, a i sam zakup nieruchomości czy jej przystosowanie do wynajmu pochłonęłoby niemałe koszty.
Bartosz Turek, główny analityk HRE Investments