A-Z Finanse: Przeciąganie liny

Ale rekord WIG20 to jedyna rzecz, której brakuje do pełni szczęścia giełdowym optymistom. Bo pozostałe indeksy, w tym WIG, oddający nastroje nie tylko na rynku gigantów, ale i mniejszych spółek, w ubiegłym tygodniu historyczne rekordy biły kilkakrotnie – ostatnio tuż przed weekendem, w piątek.

Dlatego, mimo pozostawania w tyle najważniejszego z indeksów, inwestorzy mogą być dobrej myśli. Nabierająca tempa w pierwszej części ubiegłego tygodnia spadkowa korekta okazała się bowiem mniej groźna, niż można było przypuszczać. Zabrała tylko 2-3 proc. cen akcji, co udało się z nawiązką odrobić w drugiej części tygodnia. Co prawda było w tym sporo przypadku, bo gdyby nie informacja o podwyższeniu oceny (tzw. ratingu) dla Polski przez agencję Standard&Poors, pewnie nadal tkwilibyśmy w marazmie. Ale na giełdzie, tak samo jak na boisku piłkarskim, szczęście często sprzyja lepszym.

Jest i druga dobra wiadomość. Mimo bardzo wysokiego poziomu cen największych spółek i rekordowo wysokich cen firm ze średniej półki, na parkiecie wciąż widać spory popyt. Naturalna w takich wypadkach chęć wielu graczy do zabezpieczania zysków znajduje odzew po stronie kupujących, dzięki czemu obroty są wysokie, a ceny nie spadają.

Główny problem tkwi w tym, że ci, którzy dziś podejmują ryzyko zakupu akcji, doskonale zdają sobie sprawę, że mogą wpaść w bolesną pułapkę, jeśli ten stan rynku utrzyma się dłużej. W najbliższych dniach rynek potrzebuje kolejnego pozytywnego impulsu – choćby z rynku amerykańskiego lub z Azji. Inaczej presja podaży z czasem będzie rosnąć – do realizujących zyski dołączą ci, którzy teraz kupują akcje, ale nie doczekawszy się wzrostu ich cen, zaczną dochodzić do przekonania, że popełnili błąd.

Ale to tylko łyżka dziegciu w beczce miodu, wypełnionej zyskami inwestorów. Jeśli z zagranicznych giełd nie nadejdą jakieś złe sygnały, to dobra passa na warszawskim parkiecie może jeszcze potrwać, choć zapewne początek tygodnia kupujący zaczną ostrożnie – tak samo, jak skończyli poprzedni.