AIG znowu prosi o pomoc rządu

Początek tygodnia był dla inwestorów amerykańskich bardzo trudny. Jednak to nie raporty makro zwiększyły niepokój (o ile nie panikę) graczy. Były zresztą tym razem mieszane. Dane o wydatkach i przychodach Amerykanów były w styczniu lepsze od oczekiwań. Przychody wzrosły o 0,4 proc. (oczekiwano spadku), a wydatki o 0,6 proc. oczekiwano wzrostu o 0,2 proc.).

Wydaje się, że to premie i przeceny odpowiadają za jednorazowy wzrost przychodów/wydatków, ale nie ulega wątpliwości, że były lepsze od prognoz analityków, którzy przecież wiedzieli, że styczeń rządzi się specjalnymi prawami. Oczekiwano również, że indeks ISM dla sektora produkcyjnego spadnie, ale tym razem kosmetycznie wzrósł (z 35,6 na 35,8 pkt.). Tyle tylko, że nie ma się czym cieszyć, bo takie dane pokazują, że gospodarka 13 miesiąc z rzędu zwalnia. Jednoznacznie złe były dane o wydatkach na konstrukcje budowlane. Spadły w styczniu o 3,3 procent (oczekiwano spadku o 1,6 proc.). 

Cała uwaga graczy skupiona była na rynku akcji. Tam od początku dnia docierały złe informacje. Już bardzo słaby wynik HSBC był niepokojący. Dowiedzieliśmy się też, że ubezpieczyciel AIG poniósł kwartalną stratę w wysokości 62 mld USD. To rekord wszech czasów. Firma dostanie od rządu (z funduszy TARP) kolejne 30 mld USD pomocy, bo bez niej nie dałaby sobie rady. To wszystko nie spodobało się rynkom, bo to już kolejna (po Citigroup) instytucja, której nie wystarczyło pomóc raz, czy nawet dwa, żeby dała sobie radę. Gracze zaczęli się obawiać, że również inne instytucje sektora finansowego stoją już w kolejce. Nic więc dziwnego, że akcje w tym sektorze gwałtownie taniały. Akcje AIG jednak drożały ponad 13 procent – w końcu przecież firma znowu został wybroniona przez rząd. Dodatkowym czynnikiem przeceniającym indeksy był duży spadek ceny ropy – obniżał ceny akcji w sektorze spółek paliwowych. Pomagał też niedźwiedziom nieco Warren Buffet przyznający się do wielu błędów popełnionych w 2008 roku i twierdzący, że gospodarka jest w ruinie. 

Indeksy, po chwieje szamotaninie na początku sesji, spadały jak kamień. Paniką zwiększała technika. Przełamanie poziomu 780 pkt. przez indeks S&P 500 zapowiada przecież (tak mówi analiza techniczna) spadek w okolice 400 pkt. (oczywiście w długim okresie). Nic dziwnego, że na dwie godziny przed końcem sesji indeks tracił 4 procent. Potem było nawet gorzej i tylko psychologiczne wsparcie, które indeks S&P 500 ma na poziomie 700 pkt. zatrzymywało spadki. Indeks wrócił do poziomu z listopada 1996 roku – miesiąc przed słynnym określeniem zachowania rynku mianem „nieracjonalnej przesady”. Przełamanie linii szyi 12.letniego podwójnego szczytu (780 pkt.) stało się faktem, bo nawet w tak długim okresie filtr nie może mieć 10 procent szerokości. 

W Polsce początek poniedziałkowego handlu na naszym rynku walutowym był łatwy do przewidzenia. Rosnąca awersja do ryzyka i brak konkretów po nieformalnym szczycie UE przeceniało wszystkie waluty regionu w tym oczywiście również i złotego. Przy czym mówienie o tym, że to brak zgody na pomoc unijną proponowaną przez Węgrów (190 mld euro) doprowadził do przeceny walut jest nieporozumieniem. Nikt tak naprawdę nie oczekiwał, że taka pomoc zostanie zaproponowana. 

GPW rozpoczęła sesję tak jak i inne giełdy europejskie – solidnym spadkiem. Opublikowane przed sesją raporty kwartalne spółek nie poprawiały nastrojów. PGNiG poniósł nieoczekiwaną stratę, BZ WBK odnotował znaczny spadek zysku i tylko Lotos poinformował, że strata kwartalna była mniejsza od oczekiwań rynku. Niedźwiedzie po 30 minutach handlu spróbowały ataku na czterotygodniowe wsparcie, ale był to atak nieudany. 

Generalnie nadal rządziły rynkiem zlecenia koszykowe i rynek kontraktów, co bardzo ułatwiła mały obrót. Po godzinie 10.00 to właśnie doprowadziło do gwałtownego wzrostu indeksów. Straty zostały znacznie ograniczone, co znacznie zmniejszyło chęć do sprzedaży akcji. Potem zobaczyliśmy kontynuację, która zabarwiła WIG20 na zielono. Bardzo podobnie zachowywał się rynek węgierski i czeski, co sygnalizuje, że rzeczywiście na tych rynkach zagościł jakiś kapitał spekulacyjny, co rodzi nadzieję na mocniejsze odbicie indeksów. Zdecydowanie nie radziłbym szukać w tym jakiegoś fundamentalnego wyjaśnienia. 

Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi