Alimenty a kredyt

550 tysięcy złotych to rekord w kwestii długu alimentacyjnego. Nie ma co jednak skupiać się na ekstremalnych przypadkach. Warto przyjrzeć się problemowi z nieco innej strony.

Dług alimentacyjny od dłuższego już czasu może być podstawą do wpisania nieodpowiedzialnego rodzica (głównie ojca, ponieważ to właśnie na mężczyznach w znakomitej większości spoczywa obowiązek alimentacyjny, kobiety są tu w zdecydowanej mniejszości) na listę niesolidnych dłużników prowadzoną przez Biuro Informacji Gospodarczej (BIG).

Statystyczny dłużnik alimentacyjny to mężczyzna w wieku od 40 do 49 lat, zadłużony niemalże na 20 tysięcy złotych. Kobiety niepłacące alimentów stanowią zaledwie 4 proc. ogólnej liczby dłużników alimentacyjnych. Biorąc pod uwagę fakt, że średnia wysokość alimentów w Polsce nie przekracza 500 zł, statystyczny dłużnik alimentacyjny musi uchylać się od łożenia na utrzymanie swojego dziecka (jednego) dłużej niż 3 lata by osiągnąć średni krajowy poziom zadłużenia. Smutna to prawda zwłaszcza, że całkowita kwota przeterminowanych zobowiązań alimentacyjnych sięga prawie 1,5 mld złotych.

Zostawmy jednak wątek etyczny. Dług alimentacyjny, jako mający pierwszeństwo przed innymi długami w przypadku egzekucji komorniczej (i innej również), stanowi dla banku (lub innej instytucji próbującej odzyskać pieniądze od dłużnika) poważne zagrożenie. Informowanie zatem BIG-u o powstałym zadłużeniu alimentacyjnym leży nie tylko w interesie beneficjenta alimentów (dziecka reprezentowanego przez rodzica lub opiekuna), ale także w interesie banków, które uzbrojone w taką wiedze mogą świadomie podjąć decyzję o udzieleniu lub odmowie udzielenia kredytu.

Alimenciarze to szczególny rodzaj dłużników. Niespełna jedna trzecia z nich posiada inne zaległości płatnicze. Pozostali terminowo wywiązują się ze swoich zobowiązań finansowych, w tym kredytów gotówkowych, ratalnych, płacą na czas rachunki itd. Oznacza to, że w przypadku alimentów, o opóźnieniach w ich zapłacie nie decydują względy finansowe lecz psychologiczne. Co za tym idzie, są świadomi swoich długów i z premedytacją ich nie regulują. Dla banków stwarza to problem, ponieważ taki zdeklarowany dłużnik alimentacyjny prędzej czy później popadnie w kłopoty finansowe, straci płynność i odzyskanie od niego pożyczonych mu pieniędzy stanie się skomplikowane, drogie i długotrwałe, a czasem wręcz niemożliwe.

W odzyskiwaniu zaległych alimentów udział biorą np. komornicy, firmy windykacyjne. Ci zaś nie kierują się dobrem dziecka, a wynikiem, biznesem. Dlatego też dług alimentacyjny jest postrzegany jako wygodny dla egzekutora. Ma priorytet przed innymi długami, może być zgłoszony do BIG-u co skutecznie uniemożliwia dłużnikowi zaciąganie nowych zobowiązań finansowych do czasu uregulowania zadłużenia i gwarantuje stały dochód, ponieważ jest cykliczny i długoterminowy.

Czy zatem alimenciarze powinni być traktowani przez sektor bankowy jako klienci solidni? Tak, pod warunkiem, że nie uchylają się od obowiązku płacenia swoich zobowiązań i można to sprawdzić. Ci zaś, którzy mieli już i nadal mają problemy z przekazaniem pieniędzy swojemu dziecku, nie tylko psują wizerunek innych, rzetelnych rodziców, ale także stwarzają realne zagrożenie dla pozostałych uczestników rynku finansowego właśnie poprzez podnoszenie poziomu ryzyka związanego z kredytowaniem, tym samym przyczyniają się do podnoszenia kosztów udzielania pożyczek i kredytów. 

Źródło: Gazeta Bankowa