Amerykanie nadal największymi optymistami

W USA wtorkowa sesja nadal cechowała się sporą zmiennością, ale nastroje graczy były zdecydowanie lepsze niż w Europie. Mniej niż w UE przejmowano się słabym raportem kwartalnym UBS i restrukturyzacją Royal Bank of Scotland i Lloyds. Jak zwykle traktowano te wydarzenia jako europejskie problemy, które nie muszą szkodzić sektorowi finansowemu w USA. Owszem psuły nieco humory, ale nie za mocno.

Nastroje poprawiała Amerykanom transakcja Berkshire Hathaway, firmy Warrena Buffeta. Dokupiła ona (miała już wcześniej akcje tej firmy) 77,4 procent akcji Burlington Northern Santa Fe (linie kolejowe) po 100 USD za akcję (w gotówce i w wymianie akcji). Na giełdzie akcje te kosztowały w poniedziałek 76,07 USD. Inwestorzy uważają zyski linii kolejowych za wyprzedzający wskaźnik koniunktury, więc taka transakcja uznawanego za najlepszego inwestora na świecie Warrena Buffeta musiała poprawić nastroje. Poza tym okazało się, że raport o wrześniowych zamówieniach w przemyśle amerykańskim był zgodny z oczekiwaniami (wzrosły o 0,9 proc.).

Oprócz wymienionych wyżej czynników na rynek akcji negatywnie wpływało obniżenie rekomendacji przez Morgan Stanley dla sektora producentów półprzewodników. Pozytywnie wpływały informacje płynące z sektora producentów samochodów. GM i Ford w październiku zwiększyły sprzedaż, co może nieco dziwić, bo przecież latem wygasł program „kasa za grata”. Tylko Chrysler ma nadal problemy. Dobrze zachowywały się też spółki sektora surowcowego (działał wzrost cen surowców. Indeksy od początku sesji spadały, ale nie były to duże zniżki. Po 3 godzinach sesji byki nagle zaatakowały i wszystkie indeksy wróciły do poziomu z poniedziałku. Prawdę mówiąc nie było poważnych powodów ani do kupna ani do sprzedaży akcji. Byki tę sytuację wykorzystały. Indeksy rosły, wchodziły w dłuższą stabilizację, z której były wybijane, co zwiększało popyt. Taki scenariusz potarzał się trzy razy. Udało się zakończyć dzień niewielką zwyżką. Co prawda to jest drugi, kolejny wzrost, ale zdecydowanie nie wymazuje on sygnału sprzedaży.

GPW też, podobnie jak inne giełdy europejskie, rozpoczęła sesję spadkiem. Bardzo szybko WIG20 tracił tak jak inne indeksy w Europie, czyli około 1,5 procent. Mniejsze spółki zachowywały się bardzo spokojnie. Spokojnie też zachowywał się kurs akcji TVN mimo opublikowania niezbyt dobrego raportu kwartalnego. Najmocniej negatywnie ważyły na indeksie banki (wpływ raportu kwartalnego UBS). Potem raport kwartalny BMW dodatkowo pogorszył nastroje. Po dwóch godzinach handlu WIG20 tracił już ponad dwa procent, a potem spadał nadal.

Tym razem nasz rynek zachowywał się znacznie gorzej niż francuski czy niemiecki, ale podobnie do węgierskiego. Dopiero po rozpoczęciu sesji w USA, kiedy amerykańskie indeksy nie bardzo chciały spadać, popyt nieco wzrósł, ale to było tylko drgnięcie. Dobił rynek fixing, na którym WIG20 stracił blisko 20 punktów, dzięki czemu indeks spadł o ponad trzy procent. Obrót był spory, chociaż nie bardzo duży, co zwiększa wiarogodność zniżki. Indeks jest tuż nad dolnym ograniczeniem 10. miesięcznego kanału trendu wzrostowego. Spadek o 10 punktów doprowadziłby do naruszenia tego ograniczenia, co nie znaczy, że wygenerowany zostałby średnioterminowy sygnał sprzedaży. W takich wypadkach trzeba stosować filtr. Ja zakładam, że dopiero pokonanie 2.150 pkt. na dużym obrocie dawałoby taki sygnał.

Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi