Amerykanie prowadzą indeksy na północ

W czwartek w USA rynek nadal próbował przedłużyć wtorkową zwyżkę indeksów. Środowa sesja (neutralna) była moralnym zwycięstwem byków, bo nie dopuściły one do korekty, a to zachęcało do kupna akcji. Pomagało bykom też to, że dane makro były całkiem niezłe. 

Sprzedaż detaliczna co prawda spadła, ale tylko o 0,1 procent (oczekiwano spadku o 0,5 proc.). Co bardziej istotne sprzedaż bez samochodów wzrosła (nieoczekiwanie) o 0,7 proc. To trochę dziwne i mało wiarogodne dane, bo przecież rynek pracy jest w fatalnym stanie, co potwierdziły dane tygodniowe. Ilość noworejestrowanych bezrobotnych wzrosła mocniej niż oczekiwano – do 654 tysięcy. Jak można było oczekiwać gracze skupili się jednak na danych o sprzedaży, mimo że jedna jaskółka (niezbyt jak twierdzę wiarogodna) nie czyni wiosny. Raport o zapasach w firmach został jak zwykle zlekceważony, ale odnotujemy, że zapasy spadły mniej więcej tak jak oczekiwano (1,1 proc.). 

Ze spółek napływały zróżnicowane informacje. Dowiedzieliśmy się, że Freddie Mac, obecnie już państwowa firma finansująca kredyty hipoteczne, zwróciła się do skarbu państwa o dodatkowe 30,8 mld USD po to, żeby kontynuować działalność. Minusem było obniżenie przez Morgan Stanley prognozy zysków Microsoftu. Wydawało się, że General Electric jest kolejnym problemem rynku. Agencja ratingowa obniżyła rating długu GE z AAA (taki miał od 1956 roku) do AA+ z perspektywą stabilną. Rynek nawet na początku sesji prawie na to nie zareagował, a potem kurs akcji GE mocno rósł. Wytłumaczono sobie, że cięcie ratingu mogło być mocniejsze, a stabilna perspektywa pomoże w prowadzeniu przez spółkę biznesu. Taka reakcja najlepiej pokazało, w jakiej fazie jest rynek („byczej”). 

Były też zdecydowanie pozytywne informacje. Kolejny bank, Bank of America, poinformował, że w pierwszych dwóch miesiącach roku wypracował zysk. Poza tym General Motors poinformował, że nie będzie jednak potrzebował 2 mld USD pomocy, o którą niedawno prosił. Informacje o BoA i GM były chyba jeszcze bardziej istotne niż wątpliwej jakości dane makro. Rynek przecież od wielu miesięcy niepokoił się właśnie losem banków i sektora producentów aut. Poza tym rosły też ceny w sektorze surowcowym. W takiej sytuacji koniec sesji mógł być tylko jeden: duży wzrost indeksów. 

W czwartek rano kursy walut w Polsce rosły. Kurs EUR/PLN usiłował wrócić nad przełamane w środę wsparcie, ale nie bardzo u to wychodziło, mimo że spadek kursu EUR/USD powinien pomagać zwolennikom słabego złotego. Po opublikowaniu prognoz niemieckiego instytutu IfW, kiedy nastroje na świecie gwałtownie się pogorszyły, kursy walut ruszyły znowu na północ, ale trwało to krótko i wkrótce zaczęły się osuwać. Ten proces przybrał na sile po publikacji danych w USA. Jeszcze bardziej przyśpieszyła go informacja ze Szwajcarii. Tam bank centralny obniżył stopy (0 – 0,75 proc.) i zapowiedział interwencję: kupno euro za franka po to, żeby osłabić franka, zwiększyć konkurencyjność gospodarki i przeciwdziałać deflacji. To oczywiście wzmocniło złotego do franka, a za tym poszły inne pary walut. Kurs EUR/PLN przełamał poziom 4.55 PLN i jest na najlepszej drodze do zaatakowania dolnego ograniczenia prawie półrocznego kanału trendu wzrostowego (4,45 PLN). Przełamanie tego poziomu dawałoby silny sygnał zmiany trendu lub mocnej korekty całego osłabienia złotego. 

GPW rozpoczęła czwartkową sesję spadkiem, ale był on zdecydowanie mniejszy niż na innych giełdach europejskich. Można powiedzieć, że było to zachowanie rozsądne, bo nasi gracze dobrze wiedzieli, że przed publikacją danych o sprzedaży detalicznej w USA akcji nie ma sensu sprzedawać. WIG20 w niezłej formie utrzymywał wzrost ceny akcji TPSA i KGHM. Liderem spadków była TVN. Informacja o planowanym zwiększeniu udziałów w platformie „n” (koszt 46,2 mln euro) rozbudziła spekulacje, że być może spółka nie wypłaci dywidendy (w dalszej części dnia na rynek trafiło dementi) i zaprzestanie skupu akcji. 

Po południu prognozy IfW załamując indeksy na innych giełdach zaszkodziły też naszej giełdzie. WIG20 spadał 1,5 procent, ale węgierski BUX tracił wtedy 3,5 proc. Kropkę nad i postawiły kolejne informacje z Niemiec – te o rekordowym spadku produkcji. WIG20 błyskawicznie osunął się o dodatkowy punkt procentowy. Wpływ niemieckiego raportu był jednak krótkotrwały. Indeksy w Eurolandzie zaczęły zawracać (czekanie na dane z USA) a nasz poszedł za nimi. Publikacja danych o sprzedaży detalicznej zaczęła podnosić WIG20. Początkowe zniżki indeksów w USA zatrzymały ten ruch, ale bardzo szybko w USA nastroje się poprawiły, a nasz rynek poszedł wytyczoną przez Amerykanów drogą. Nie udało się co prawda zakończyć sesji zwyżką, ale spadek o 0,45 proc. należy uznać za symboliczny. Bez względu na to jak zakończy się dzisiejsza sesja możemy powiedzieć jedno: sygnały kupna obowiązują. 

Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi