Amerykańska awersja do sprzedawania akcji

Amerykańscy inwestorzy raz jeszcze pokazali, gdzie mają problemy Europy. Gdy zaczynali dzień, europejskie indeksy dołowały po 3%. Sesja na Wall Street zakończyła się jednoprocentowymi spadkami, zaś nieobciążony bankami Nasdaq zdołał na chwilę wyjść nad kreskę.

Na Starym Kontynencie liczyła się dziś tylko Grecja. Kolebka zachodniej cywilizacji stoi na progu niewypłacalności i zdaniem większości uczestników rynku jej bankructwo jest już tylko kwestią czasu. Oraz stylu. Na razie nikt nie wie, czy Atenom zwyczajnie skończy się gotówka czy też już teraz prowadzone są pozakulisowe negocjacje w sprawie poważnej restrukturyzacji greckiego długu (czyli redukcji zadłużenia rzędu 50%-70%).

Rezultatem przeceny akcji w Europie (zwłaszcza w sektorze bankowym) był silny spadek kursu EUR/USD oraz wzmożony popyt na amerykańskie obligacje skarbowe. Rentowność papierów 10-letnich spadła o blisko 10 pb. i znów znalazła się poniżej 2%. Czyli dwukrotnie poniżej oficjalnego wskaźnika inflacji CPI.

Ale już reakcje inwestorów z Wall Street były bardziej stonowane. Co prawda akcje Bank of America, American Express i JP Morgan przeceniono po ok. 3%, ale S&P500 w końcowej fazie sesji odrobił część strat, broniąc wsparcia zlokalizowanego na poziomie 1.204 pkt.

Poniedziałkowa niczego nie zmieniła w krótko i średnioterminowym obrazie rynku. Amerykańscy inwestorzy czekają na rozstrzygnięcia w sprawie Grecji i przede wszystkim na rezultat wtorkowo-środowego posiedzenia władz Rezerwy Federalnej. Jeśli Fed zawiedzie, to droga ku przetestowaniu sierpniowego minimum stanie otworem. Hojność władz monetarnych w postaci choćby śladowego QE3 może zapewnić wzrosty nawet do końca roku.

Na razie swoje prognozy rewidują w dół najwięksi optymiści. Stratedzy Citigroup obniżyli docelowy tegoroczny poziom indeksu S&P500 z 1.400 do 1.325 pkt. Ich zdaniem rok 2012 S&P500 zakończy na pułapie 1.375 pkt. – czyli na wysokości kwietniowego szczytu.

Źródło: Bankier.pl