Antyinflacyjne inwestycje

Inflacja w grudniu wyniosła 4,6% czyli ponad 2 punkty procentowe więcej niż cel NBP. Bank jednak, w obawie o zwalniający wzrost gospodarczy, nie śpieszy się z podwyżkami stóp. Inwestorzy muszą coś uczynić sami, by ich oszczędności zachowały wartość. Czy są jakieś sprawdzone strategie antyinflacyjne?

By stwierdzić, co może stanowić dobre zabezpieczenie oszczędności przed inflacją, trzeba zrozumieć skąd się to zjawisko bierze i w jaki sposób inwestorzy na nim tracą. Najważniejszą przyczyną inflacji jest wzrost podaży pieniądza. Przez to, że banki zwiększają tempo akcji kredytowej lub bank centralny bezpośrednio „dodrukowuje” pieniądze dokonując ilościowego łagodzenia, określona grupa osób dysponuje większą siłą nabywczą.

Ci, którzy jako pierwsi otrzymali nowo wykreowane środki płatnicze kupują jeszcze po starych cenach, choć mają wyższe dochody niż w sytuacji, gdyby do kreacji pieniądza nie doszło. Ta część społeczeństwa jednak, która nie korzysta z kredytu, ani nie znajduje się w pierwszym rzędzie dostawców, świadczących usługi wzbogaconym kredytobiorcom, na inflacji traci. Otrzymuje nominalnie taki sam dochód jak wcześniej, ale wydaje go po wyższych cenach.

Strata biorąca się z inflacji wynika więc z tego, że inwestor znalazł się po niewłaściwej stronie strumienia zwiększającej się podaży pieniądza. Jeżeli wiedziałby, w który sektor gospodarki popłynie kredyt, mógłby nawet łatwo na inflacji zarobić. Przykładowo w trakcie boomu budowlanego finansowanego z kredytu należy kupić akcje spółek budowlanych i cieszyć się ich zyskami rosnącymi w tempie wyraźnie wyższym niż inflacja. Wytypowanie branż, które akurat okażą się beneficjentami zwiększającej się podaży pieniądza nie jest jednak łatwe.

Dlatego zamiast tego lepiej zainwestować w takie aktywa, które będą się cieszyć zainteresowaniem na rynku bez względu na to, który sektor na skutek ekspansji kredytowej będzie się rozwijał szybciej, a który wolniej. Innymi słowy należy kupić coś, co będzie w cenie zawsze bez względu na to, jak będą kształtować się inne ceny w gospodarce. Można wskazać cztery grupy takich aktywów.

Po pierwsze są to zagraniczne waluty. Zapotrzebowanie na jakieś towary zza granicy będzie występowało zawsze bez względu na to, co się dzieje w krajowej gospodarce. Po drugie są to surowce, które trzeba zużywać bez względu na to, co akurat jest z nich wytwarzane. Po trzecie są to akcje, gdyż nominalne zyski spółek także rosną wraz z inflacją (stałe kupony obligacji zaś nie). Szczególną uwagę warto zwrócić na spółki defensywne, czyli takie, które mają ugruntowaną pozycję rynkową poprzez silną markę lub sprzedają towary, które zawsze będą potrzebne (na przykład leki). Po czwarte osobną kategorię antyinflacyjnego aktywa stanowi złoto. Historyczna rola tego metalu jako pieniądza powoduje, że w razie hiperinflacji to ku niemu skierują się uczestnicy rynku. Ta antyinflacyjna reputacja kieruje uwagę inwestorów na złoto także w momentach umiarkowanie wysokiego wzrostu inflacji.

Spójrzmy, jak przedstawiona teoria sprawdza się w praktyce. Zacznijmy od rynku amerykańskiego, który dostarcza reprezentatywnych i dobrej jakości danych. Analitycy Comerzbanku przyjrzeli się, jak zachowują się najważniejsze klasy aktywów w chwili, gdy gwałtownie przyspiesza inflacja. Policzono średnią miesięczną stopę zwrotu z inwestycji w ciągu 25 miesięcy o najwyższej w USA inflacji wybranych z lat 1970-2010. 

Najgorzej wypadły obligacje oraz akcje. Rentowność amerykańskich dziesięciolatek wzrosła średnio o 0,2 punktu procentowego, a wartość indeksu S&P500 spadła o 0,9%. Zarobić można było za to na surowcach – indeks S&P GSCI zwiększył swoją wartość o 0,2%. Najlepiej na inflacji wyszli posiadacze złota, które drożało w czasie inflacyjnych miesięcy średnio o 4,3%.

Podobne zestawienie można zrobić dla Polski. Przyjrzyjmy się średniej realnej rocznej stopie zwrotu z poszczególnych aktywów w przeliczeniu na złotówki w ciągu sześciu lat o najwyższej inflacji wybranych spośród lat 1995-2011. Ulokowanie środków w dolarach nie przyniosłoby wtedy zachowania siły nabywczej. Zielone banknoty przyniosły średnio –3.3% rocznie. Jest to strata mniejsza niż tak, którąprzyniosłoby trzymanie banknotów złotowych (13,4%, czyli tyle, ile wynosiła wtedy średnio inflacja).

Znacznie lepiej wyszliby ci inwestorzy, którzy w czasie wysokiej inflacji w Polsce trzymali akcje. WIG 20 wzrósł średnio realnie o 6,2%, co dałoby stopę zwrotu na poziomie około 8,5% rocznie, gdyby uwzględnić jeszcze wypłacane dywidendy. Znacznie lepiej jednak było mieć papiery amerykańskie, które pozwoliły zarobić realnie aż 18,5%. Godna odnotowania jest też stopa zwrotu z amerykańskich obligacji skarbowych liczona w złotych – jest to aż 5,4% (co ciekawe ten sam instrument w przeliczeniu na złotówki w 2011 roku dał zarobić prawie 36% w ciągu roku). Bardzo słabo za to wypadło złoto. Inwestorzy stracili na nim średnio realnie 8,6%. Antyinflacyjna reputacja nie wygrała z negatywnym trendem, który panował w latach 90-tych na rynku kruszców.

Historyczne wyniki strategii stanowią więc pewne wskazówki, jak uciekać przed inflacją, choć nie dają gwarancji pozytywnych stóp zwrotu. Bessa lub hossa na którymś z rynków może diametralnie zmienić wyniki strategii antyinflacyjnej opartej tylko na akcjach, surowcach, bądź złocie. Rynek, który jest już przewartościowany może zacząć spadać i małym pocieszeniem będzie, że w przeliczeniu na złotówki stracimy nieco mniej. Dlatego wskazana jest dywersyfikacja. Miniony rok uczy, że rozczarowanie krajowymi akcjami bądź inwestycją w surowce może być skompensowane sporym zarobkiem na zagranicznych aktywach.

Źródło: Wealth Solutions