Kolejna wojna na konta, lepsze oprocentowanie lokat i premiowanie aktywnych klientów – to rzeczywistość, która może nas czekać w 2014 roku w bankowości. Do tego dojdą jednak wzrost opłat i prowizji oraz dalsze wygaszanie moneybacków.
Rok 2013 stał pod znakiem niskich stóp procentowych, fuzji bankowych, batalii o interchange i nowoczesnych technologii płatniczych. Co przyniesie rok 2014?
Jednym z kluczowych wydarzeń w sektorze bankowym będzie obniżka opłat interchange, czyli prowizji pobieranych przez banki i organizacje handlowe od przedsiębiorców. Przez lata stawki interchange utrzymywały się w Polsce na rekordowo wysokim poziomie. W połowie przyszłego roku spadną średnio z 1,3 proc. do 0,5 proc. Dla sektora decyzja ta będzie oznaczała prawdziwe trzęsienie ziemi. Strumyk pieniędzy płynący z tego tytułu do banków i organizacji płatniczych zmaleje bowiem o połowę. W przyrodzie jednak nic nie ginie. Straty z tytułu niższych prowizji banki odbiją sobie na klientach detalicznych.
Bankowanie za darmo to już przeszłość
Trend podwyżek za konta i karty został zapoczątkowany już w końcówce 2012 roku, kiedy to stało się jasne, że opłaty interchange będą musiały stopnieć. Banki chciały w ten sposób powetować sobie oczekiwane straty. W ostatnich dwunastu miesiącach niemal każdy bank zmienił cenniki opłat za podstawowe produkty. W wielu bankach wzrosły opłaty za konta, karty, w innych wycofano lub ograniczono programy lojalnościowe i premiowe. Ten trend będzie się utrzymywał jeszcze przez wiele miesięcy. Banki muszą przecież rekompensować sobie niższe wpływy od przedsiębiorców, a najszybciej robi się to kosztem klientów indywidualnych.
Klientów coraz częściej będzie się ganić za nieaktywne korzystanie z karty czy konta. Bankowcy przyznają zresztą, że czasy bezwarunkowo bezpłatnej bankowości dobiegły już końca. Jeśli będziemy chcieli mieć konto za zero, trzeba będzie wykazać się dużą lojalnością wobec banku. W praktyce oznacza to, że konieczne będzie przelewanie pensji i częstsze wyciąganie karty z portfela. Takie przykręcanie śruby przyniesie też inne konsekwencje: banki będą próbowały podebrać sobie najbardziej perspektywicznych klientów. W praktyce może to oznaczać, że czeka nas kolejna wojna na konta.
Kolejna odsłona wojny na konta
Nie będzie to jednak jak przed laty rywalizacja niską ceną. W grę będą musiały wejść dodatkowe przywileje. Pewne jaskółki takiego podejścia są już widoczne. Moneyback, czyli zwrot wydatków od transakcji dokonanych kartami, wraca, ale tylko dla wybranych, najbardziej lojalnych klientów. Programy premiowe nie będą już tak łatwo osiągalne, jak do tej pory. Dlaczego? Bo większość z nich finansowana była pieniędzmi pobieranymi od handlowców z tytułu interchange.
Do wojny na konta może dojść także z tego względu, że klienci zaczną powoli zamykać rachunki drugiego wyboru. Ten trend zaczyna się powoli klarować. Przyrost liczby ROR-ów w sektorze zaczął powoli hamować, a niektóre banki w ciągu ostatniego roku zamknęły po kilkadziesiąt tysięcy kont osobistych. Banki będą musiały znaleźć sposób, by zatrzymać najbardziej wartościowych klientów. Można zatem oczekiwać, że wojna z gruntu cenowego przeniesie się na konkurowanie jakością.
Na rynek depozytów i kredytów wpłyną istotnie planowane na przyszły rok podwyżki stóp procentowych. Obecnie stopy procentowe Narodowego Banku Polskiego znajdują się na rekordowo niskim poziomie. Dlatego też oprocentowanie lokat w bankach jest obecnie tak niskie, ale z drugiej strony kredyty są tanie. Makroekonomiści prognozują jednak, że w połowie roku stopy procentowe zaczną iść do góry.
Dla osób deponujących pieniądze na lokatach jest to dobra informacja. Można bowiem oczekiwać, że jeszcze przed oczekiwaną podwyżką oprocentowanie lokat w bankach drgnie i zacznie powoli rosnąć. Niestety mniej powodów do zadowolenia będą mieli posiadacze kredytów mieszkaniowych w złotych. Po kilkunastu miesiącach wytchnienia dla portfeli, raty hipotek zaczną powoli rosnąć, choć początkowo nie będzie to mocno odczuwalne. Więcej zapłacą także osoby planujące kredyty konsumpcyjne na remont mieszkania, wakacje czy samochód.
Telekomy chcą mieć banki
Ostatnie dwa lata przyniosły szereg zmian właścicielskich w sektorze bankowym. BZ WBK przejął Kredyt Bank, Raiffeisen kupił Polbank, PKO Bank Polski odkupił Nordeę, a kilka dni temu BNP Paribas poinformował, że zamierza kupić BGŻ. Na horyzoncie nie widać już kolejnych potencjalnych banków do sprzedaży. Teoretycznie można zatem oczekiwać, że układ sił będzie się powoli stabilizował. Ale mogą nas czekać niespodzianki. Nie wiadomo bowiem, czy w plotkach o sprzedaży Banku Millennium, które od lat przetaczają się przez rynek, nie kryje się ziarnko prawdy. Nie wiadomo też do końca, czy PKO BP nie przypuści kolejnego szturmu na Bank Pocztowy.
Czarnym koniem może okazać się też Plus Bank, który właśnie wyrósł na bazie Invest-Banku. To nowy projekt Zygmunta Solorza-Żaka, który ma łączyć usługi finansowo-telekomunikacyjne. Jeśli biznesmen postanowi szturmem zdobyć rynek bankowy, dla sektora będzie to twardy orzech do zgryzienia. Plus GSM i Cyfrowy Polsat to łącznie około 20 mln klientów. Klientów, którzy posiadają konta w innych bankach. Jeśli Plus Bank zaoferuje im zniżki na abonamenty i usługi dodatkowe, konkurencję może czekać exodus.
Nie wiadomo też, czy Zygmunt Solorz-Żak nie zmotywuje do działania innych telekomów.
Już od miesięcy pojawiają się bowiem informacje, że własny bank chce mieć także Orange.
Przyszły rok będzie także ciekawy na rynku płatności mobilnych. Wiele wskazuje bowiem na to, że czeka nas agresywna walka banków i organizacji płatniczych o narzucenie swojego standardu płatności. A im walka jest bardziej agresywna, tym lepiej dla klientów i handlowców. Na pewnym etapie zacznie się bowiem walka cenowa, na której skorzystają małe podmioty i klienci detaliczni.
Wojciech Boczoń, analityk Bankier.pl