Banki bronią się przed frankami z kantorów

Cała operacja opłaci się jednak bardzo niewielu klientom. Banki mnożą bowiem dodatkowe opłaty, które będą się wiązać ze zmianą warunków umowy.

Największy w Polsce bank detaliczny PKO BP wprowadził wczoraj do swojej oferty nowe konta oszczędnościowe w walutach obcych. Klienci będą mogli na nich deponować pieniądze w dolarach, euro i frankach szwajcarskich, by potem przeznaczyć je na spłatę kredytu walutowego.

W ten sposób PKO BP dostosował swoją ofertę do rekomendacji SII, która wchodzi w lipcu. Zgodnie z nią instytucje finansowe mają umożliwić klientom spłatę kredytów hipotecznych w walucie, w jakiej zostały zaciągnięte pieniędzmi kupionymi np. w kantorze.

Do zmian przepisów przygotowują się także inne banki. PKO BP jest jednak jednym z nielicznych banków, które chcą ułatwić klientom spłatę zadłużenia. Komisja Nadzoru Finansowego wprowadziła rekomendację SII, by uchronić kredytobiorców zadłużonych w walutach przed wysokimi marżami, które pobierają banki za sprzedaż walut. To z powodu wysokich marż raty kredytów walutowych po przeliczeniu na złote są sztucznie zawyżane.

W DomBanku np. różnica między kursem kupna a sprzedaży franka sięga 39 gr, w innych bankach średnio 14-19 gr, podczas gdy w kantorach tzw. spread wynosi zwykle ok. 10 gr. A to oznacza, że kupując franki w kantorze, klienci będą mogli zaoszczędzić na miesięcznej racie przeciętnie 30-100 zł.

I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że wiele banków wcale nie zamierza ułatwiać życia dłużnikom i zachęcać ich do zmiany zasad spłacania kredytów. Dlatego klienci chcący spłacać kredyty według nowych zasad będą musieli najpierw podpisać aneks do umowy. Rzecz jasna nie za darmo. Bank Millennium pobierze za to aż 500 zł prowizji, bo operacja wiąże się ze zmianą konta powiązanego z kredytem ze złotowego na walutowe.

Z kolei w Kredyt Banku za aneks będzie trzeba zapłacić 200 zł. Najtaniej będzie w ING i BZ WBK, gdzie operacja kosztować ma 100 zł. Inne banki jeszcze nie ogłosiły swoich cenników aneksów do umów. Na szczęście ten wydatek kredytobiorca będzie ponosił tylko raz, bo jeśli zdecyduje się na samodzielne dostarczanie walut do banku, to będzie to decyzja nieodwracalna.

Ale na aneksie nie kończą się dodatkowe wydatki, do których mogą być zmuszeni klienci. Banki pobierają bowiem również prowizje za przelewy walutowe. Załóżmy na przykład, że klient ma kredyt walutowy w mBanku i po pierwszym lipca będzie chciał sam zapłacić ratę w wysokości 500 franków (ok. 1,5 tys. zł). Zakładając spread w banku na poziomie 18 gr i kantorowy 10 gr, oszczędność na racie wyniesie 40 zł.

Jednak mBank nie daje klientom możliwości wpłaty waluty obcej w gotówce w oddziale. A to oznacza, że trzeba zrobić przelew walutowy z innego rachunku we frankach, na który klient wpłaci wcześniej gotówkę. Koszt tej wysokości przelewu wyniesie w zależności od banku 20-30 zł. Oczywiście im wyższa kwota przelewu, tym prowizja wyższa. Nie licząc już nawet kosztów aneksu, oszczędność wynikająca ze zmiany umowy będzie więc śladowa.

– Na razie możliwość wpłat gotówkowych w walutach obcych obiecało klientom tylko pięć banków: ING, BZ WBK, Millennium, Kredyt Bank i PKO BP – wylicza Jarosław Sadowski, analityk z firmy doradczej Expander. – Wpłaty nie będą obciążone prowizją. A to oznacza, że zmiana umów kredytowych opłaci się praktycznie tylko klientom tych banków. O ile oczywiście zdecydują się oni ponieść początkowy koszt aneksu do umowy, który np. w Millennium jest przecież bardzo wysoki – dodaje.

Wiadomo natomiast, że wpłat gotówkowych w walutach obcych na pewno nie będą przyjmować banki: DnB Nord, GE Money Bank, Dominet Bank, mBank i Multibank. A to oznacza, że klienci, którzy zdecydują się na zmianę umowy kredytu hipotecznego w tych bankach, będą musieli się liczyć z kosztami comiesięcznych przelewów waluty na tzw. rachunek techniczny powiązany z kredytem.

Kredytobiorcy, którzy zdecydują się zmienić umowy, ponoszą jeszcze jedno ryzyko. Jeżeli bowiem wielu klientów rzuci się do kantorów kupować franki szwajcarskie, to również tam cena waluty może pójść w górę, bo frank jest bowiem walutą, której na naszym rynku najbardziej brakuje. Dlatego ze zmianą umów nie warto się spieszyć.

Łukasz Pałka