Teraz powoli wracają. Jednak nie każdy może taki kredyt otrzymać. A jeśli już spełni wszystkie warunki, to zapłaci za niego znacznie więcej, niż gdyby posiadał wkład własny. – Wiosną tego roku, po kilku miesiącach kryzysu, praktycznie we wszystkich bankach zniknęły z oferty kredyty mieszkaniowe na 100 proc. wartości nieruchomości. Z jednej strony bowiem wzrosła cena pieniądza na rynku międzybankowym, z drugiej zaś ceny mieszkań zaczęły spadać. To spowodowało, że kredyty bez wkładu własnego zostały przez banki uznane za zbyt ryzykowne – mówi Paweł Majtkowski, główny analityk Finamo.
Jednak obecnie takie kredyty powoli wracają na nasz rynek hipoteczny. Nic dziwnego, bo jeśli banki chcą zarabiać, nie mają wyjścia i muszą poluzować restrykcyjną politykę kredytową. Okazuje się bowiem, że niewielu Polaków ma oszczędności, by wykorzystać je jako wkład własny do kredytu. Trudno się temu dziwić, skoro w przypadku kredytu na kwotę 300 tys. zł, jeśli bank wymaga wkładu własnego na poziomie 20 proc., to rodzina nim zainteresowana musi dysponować oszczędnościami w wysokości co najmniej 60 tys. zł. Aby taką kwotę zebrać, potrzeba co najmniej kilku lat. Wielu Polakom odłożenie takiej sumy może zająć znacznie więcej czasu. I dlatego właśnie kredyt na 100 proc. wartości nieruchomości to jedyny, na jaki mogą sobie pozwolić.
Jak wynika z analiz Finamo, obecnie kredyt taki można już otrzymać w prawie połowie banków na naszym rynku. Jednak jest to kredyt w złotych. Kredytów walutowych na 100 proc. wartości nieruchomości udziela tylko kilka banków, między innymi Deutsche Bank, MultiBank i mBank.
Jednak za kredyt bez wkładu własnego trzeba zapłacić znacznie więcej niż w sytuacji, gdy dysponuje się oszczędnościami. Na przykład w Deutsche Banku bez wkładu własnego możemy otrzymać kredyt w złotych z marżą na poziomie 2,7 p.p., a w wypadku posiadania wkładu własnego będzie to 2,3 p.p. – Posiadając taki wkład, można próbować uzyskać kredyt w BZ WBK, z rekordowo niską marżą w wysokości 1,35 p.p. – zachęca Paweł_Majtkowski. Jeszcze gorsze warunki oferują banki w przypadku kredytów bez wkładu własnego w walutach obcych. Wspomniany już Deutsche Bank za kredyt w euro pobiera 3,7 proc. marży, a kredyt we frankach szwajcarskich kosztuje tam dodatkowe 4,9 proc.
Wyższa marża to niejedyny koszt związany z kredytem na całą wartość nieruchomości. Poważnym obciążeniem finansowym jest także ubezpieczenie niskiego wkładu. Bank wymaga bowiem, by klient ubezpieczył tę część kredytu, która przekracza poziom 70-80 proc. wartości nieruchomości. Na przykład w Deutsche Banku trzeba ubezpieczyć kredyt powyżej 80 proc. wartości nieruchomości w złotych i ponad 70 proc. w walutach obcych. Koszt ubezpieczenia to 4,5 proc. kwoty powyżej tego poziomu na 5 lat.
Ważne jest także to, że choć wiele banków informuje, że udziela kredytów na 100 proc. wartości nieruchomości, to praktycznie nie są one dostępne dla wszystkich klientów. Na przykład w Eurobanku kredyt bez wkładu własnego mogą otrzymać tylko osoby, które kupują nowe mieszkania wybudowane do 2000 roku i tylko zlokalizowane w miejscowościach „preferowanych przez bank”. Jeśli ktoś nie spełnia tego warunku, bank nie pożyczy mu więcej niż 90 proc. ceny nieruchomości.
Zatem jeśli ktoś nie ma wkładu własnego i pilnej potrzeby kupna mieszkania, warto jeszcze się wstrzymać z zaciąganiem kredytu. Banki, chcąc ściągnąć klientów, będą musiały poluzować swoją politykę i obniżyć marże.
Henryk Sadowski