Banki już wiedzą… że kredyty będą tańsze

Jeszcze w grudniu 2007 roku perspektywy dla kredytobiorców rysowały się w dużo ciemniejszych barwach. Dziś spłacając kredyt w złotych można już chyba odetchnąć – oprocentowanie nie powinno już rosnąć, a być może wkrótce odsetki mogą nieco spaść.

Wynika to ze zmiany podejścia w polityce pieniężnej banków centralnych. Wydaje się, że presja rynków na podtrzymanie procesów wzrostu gospodarczego okazała się silniejsza, niż obawy przed inflacją. Rynki finansowe są coraz bardziej zglobalizowane i to już chyba eufemizm, efekt jest jednak taki, że coraz większe znaczenie posiadają zachowania i oczekiwania uczestników rynku. Sęk w tym, że jest ich ogromna rzesza – często mają różne cele, a przede wszystkim poziom wiedzy, dostęp do informacji i w różnym zakresie poddają się stadnym zachowaniom rynkowym. Można więc dojść do wniosku, że to raczej nastroje i optymizm stają się dziś wyznacznikiem fundamentów gospodarczych, co próbują mniej lub bardziej udolnie wykorzystać banki centralne. Problem w tym jednak, że obniżanie stóp za każdym razem sprowadza rynki do ściany. Psychologia jest nieubłagana – inwestorzy domagają się coraz to nowych zachęt do gry, jak ich zabraknie kryzys będzie nieunikniony.

Oceniając oczekiwania co do skali podwyższania stóp procentowych, to podwyżka stóp NBP o 0,25 pkt. proc. w środę wydaje się już jedną z ostatnich (chociaż RPP może jeszcze nas zaskoczyć). Na razie liczy na to nawet Ministerstwo Finansów, które obniża oprocentowanie kolejnych emisji obligacji długoletnich. Zacieśnianie polityki pieniężnej może też okazać się zbędne z uwagi na zmiany strukturalne we wskaźnikach fundamentalnych polskiej gospodarki. Nawiasem warto zauważyć, że dzisiejsze decyzje znajdą odzwierciedlenie w wynikach gospodarki za rok. Dziś dominujący jest jednak efekt psychologiczny. Jeśli tylko uda się spacyfikować żądania podwyżek płac (nawiasem – rząd i pracodawcy dość dobrze dają sobie na razie z tym radę), to przynajmniej kredytobiorcy będą mogli spać spokojniej. Mniejsza presja inflacyjna może wyjść również na dobre samym pracownikom, gdyż ich pensje nie będą „zjadane” przez wyższe ceny. Naturalnym regulatorem będzie spadek konsumpcji, a za tym być może cen. Wyższe inwestycje, nadal utrzymywane w gospodarce, sygnalizują wzrost wydajności, a co za tym idzie w dłuższej perspektywie szanse na zdrowy wzrost dochodów. Problemem jest oczywiście ich redystrybucja. Dopóki ciągle państwo będzie największym pracodawcą, trudno będzie liczyć na konsensus i działanie mechanizmu popytu i podaży. Schładzanie oczekiwań płacowych w kontekście kalendarza wyborczego wydaje się zawsze samobójstwem politycznym.

Stopy procentowe w dłuższej perspektywie zależeć będą również od możliwości pozyskiwania kapitału przez same banki. Widać, że na fali płynnościowej paniki subprime, oprocentowanie WIBOR 3 – 6M w czwartym kwartale ubiegłego wzrosło skokowo i jak się wydaje z naddatkiem. Patrząc na perspektywy widać już, że reakcja była nieco za ostra. Styczeń przyniósł pewne uspokojenie – nie bez znaczenia są zdecydowane reakcje w strefie euro i wręcz dramatyczne decyzje FED-u, który obniżył już stopę funduszy federalnych do poziomu 3 proc. Patrząc na perspektywy banków w Polsce – te próbując podtrzymać bardzo dobre wyniki finansowe z 2007 roku, nie mają wyjścia. Nie mogą dopuścić do załamania akcji kredytowej. Po spadku dochodów z pośrednictwa ze sprzedaży funduszy inwestycyjnych kredyty umocnią się jako podstawowy filar przychodów. Z drugiej strony banki nie mają problemów i raczej większych nie powinno być, z obsługą udzielonych kredytów. Oczywiście z czasem pojawi się pewna erozja portfela, ale na pewno nie na skalę USA. Po pierwsze nie udzielano w Polsce kredytów osobom bez zdolności kredytowej. Po drugie rosnące dochody jak na razie rekompensują wzrost kosztów kredytu. Nieco inaczej sprawa ma się z kredytami we frankach szwajcarskich lub euro. Tu co prawda spadek jest jeszcze wyraźniejszy po interwencji ECB, natomiast nie do końca rozpoznane są efekty dla kursu złotego. Możliwa deprecjacja polskiej waluty może znacząco niwelować korzyści z niższego oprocentowania. Powiększający się dysparytet stóp procentowych pomiędzy Strefą Euro, USA i Polską może zwiększać ryzyko walutowe i koszty kredytów denominowanych. Trzeba być więc przygotowanym na pogorszenie warunków kosztowych kredytów denominowanych. Być może wkrótce kredytobiorcy w Polsce ponownie zainteresują się kredytami w USD. Jeśli tempo obniżania ceny pieniądza w USA zostanie utrzymane, to jest to całkiem możliwe. Należałoby jednak zwrócić uwagę na bardzo niepewną sytuację, co do oceny stanu gospodarki amerykańskiej, co zwiększa znacznie ryzyko takich spekulacji kursowych. Reasumując dla kredytobiorców można wskazać umiarkowany optymizm i zatrzymanie wzrostu kosztów

Dla wielu kredytobiorców spłacających kredyty hipoteczne, jak na razie większe koszty (niż wzrost stóp procentowych) generuje ubezpieczenie pomostowe niż wzrost raty kredytu. Wynika to ze sposobu aktualizacji oprocentowania, gdzie na początku tego roku dopiero uwzględniane są podwyżki z czwartego kwartału ub. roku. Natomiast dokonanie wpisu w księgach wieczystych pozwoli w większości umów obniżyć oprocentowanie od 0,5 do nawet 1,5 pkt proc. w skali roku, co zrekompensuje wyższe oprocentowanie. Patrząc na stopy kredytów o stałym oprocentowaniu można zauważyć, że są one już niższe, niż stopy kredytów o oprocentowaniu zmiennym. Bazowa stopa stała na okres 2 lat to 6 procent, podczas gdy WIBOR 6M plus marża znacząco przewyższa już tę wartość. Potwierdza to bliskie zamknięcie cyklu wzrostu stóp procentowych i ich delikatną korektę. Bardziej stonowane wypowiedzi „jastrzębi RPP” również wskazują na taką możliwość. Jeśli fundamenty gospodarki potwierdzą taką ścieżkę polityki, to wydaje się, że gospodarka polska ma szansę wyjść obronną ręką z możliwej recesji na świecie.