Banki znowu rozdają kredyty gotówkowe

Kredyty na drobne przyjemności wpędziły już wielu klientów w spiralę zadłużenia. Banki przed kryzysem nie widziały problemu w udzielaniu ich klientom z ulicy. Dzisiaj sytuacja wygląda nieco inaczej, ale consumer finance jest wciąż istotny zarówno dla klientów, jak i chcących zarobić banków.

Consumer finance to w Polsce nic innego jak kredyty konsumpcyjne, czyli pożyczki na dowolny cel. W praktyce są to produkty dla emerytów i rencistów oraz uzupełnienie budżetu polskich rodzin, którym brakuje gotówki na bieżące potrzeby. Łatwość otrzymywania tych kredytów przyzwyczaiła klientów do konsumpcyjnego trybu życia. Mogli mieć kredyty ratalne, karty kredytowe i pożyczki na każdą okazję. Tym sposobem rynek hulał, banki zarabiały krocie, a klienci spłacali jeden kredyt zaciągając kolejny, przez co wpadali w spiralę kredytową. Część banków wraca do polityki kredytowej znanej nam przed kryzysem. Klienci znowu muszą uważać na marketingowe sztuczki w reklamach.

Consumer w odwrocie

Kryzys finansowy dał bankom nauczkę, że musi być granica pomiędzy masową sprzedażą kredytów gotówkowych a realną zdolnością kredytową klientów. Portfele zaczęły się psuć, a banki musiały wyhamować z akcją kredytową. W szczególności dla banków giełdowych księgowość to bardzo istotna kwestia, a analitycy wystawiający rekomendacje nie patrzyli przychylnie na powiększającą się pulę złych kredytów.

Banki sprzedały swoje „złe kredyty” firmom skupującym wierzytelności. Dzięki temu znowu mają czyste konta i mogą prowadzić swobodniejszą politykę udzielania szybkich pożyczek. Szacunki wskazują, że w kolejnych 3-4 latach banki wystawią na sprzedaż kredyty o rekordowej wartości. Mówi się tu nawet o 30 mld złotych. Tylko dzięki takiemu „zabiegowi” można będzie wrócić do masowej sprzedaży kredytów, bez utraty wiarygodności w oczach analityków i inwestorów.

Kredyt jak bumerang

Już kilka miesięcy temu prezes Alior Banku wspominał, że przyszłość to kredyty ratalne. Inni wolą gotówkę na cel dowolny. Duże banki nic nie mówią, ale zarówno pożyczka ekspresowa w Pekao SA, jak i Mini Ratka z PKO Bankiem Polskim nie znikają z plakatów. Internetowy mBank afiszuje się z kredytami wewnątrz swojej pokaźnej sieci. Po usprawnieniu usługi „Oferta dla Ciebie”, dzięki której automatycznie bank generuje ofertę dopasowaną do obrotów na kocie klienta, wystarczy kilka minut, by uzyskać pożyczkę. EuroBank rozpoczął kampanię reklamową z kredytami , a Alior Bank udowadnia, że za każdy 1 tys. zł pożyczki można płacić 22 zł miesięcznej raty. Lukas Bank wylicza, że za każde 1 tys. zł pożyczone od banku klient zapłaci, poza ratą kapitałową, 10 zł. miesięcznie.

Wszystkie te oferty wyglądają bardzo atrakcyjnie i mają na celu przyciągnięcie jak największej liczby potencjalnych kredytobiorców. Tym bardziej, należy uważać na marketingowe sztuczki i dokładnie czytać drobny druk u dołu każdej reklamy. Banki z początkiem wiosny wracają do udzielania szybkich pożyczek, ale tym razem dokładnie weryfikują zdolność kredytową i starają się nie wpaść po raz kolejny w tę samą pułapkę, co w czasie kryzysu. Rekomendacja T zaostrzyła wymagania, jednak odczują to głównie grupy klientów zarabiających najmniej. Ci najbardziej dotknięci nowymi przepisami mogą jednak nie chcieć zrezygnować z łatwych pożyczek i przeniosą się do instytucji, które nie są bankami, ale jak najbardziej udzielą im kredytu. Ustawodawcy chcieli dobrze, ale niektórzy klienci trafią z deszczu wprost pod rynnę.

Uwaga na magię liczb

Kredyty gotówkowe to produkty o wysokich marżach, nawet jeśli banki deklarują w reklamach niskie oprocentowanie. Jeśli dobrze przyjrzymy się ofertom banków, co najmniej kilka deklaruje minimalne oprocentowanie w ofercie poniżej 10 proc. Niektóre banki zbliżają się do średnich wartości, jakimi reklamowane są… lokaty. Najlepszym przykładem jest najnowsza kampania Banku Zachodniego WBK, który swoim klientom oferuje nawet 5,99 proc. w skali roku. EuroBank poszedł o krok dalej i zaproponował 5 proc., ale jedynie dla stałych klientów. Ponad 10 banków chwali się minimalnym oprocentowaniem poniżej 10 proc., jednak są to parametry z reguły dla stałych klientów o nienagannej historii kredytowej i imponującej zdolności.

Kluczem do rozgryzienia oferty banku jest wskaźnik RRSO (rzeczywista roczna stopa oprocentowania), odzwierciedlający łączny koszt kredytu po wliczeniu prowizji i np. dodatkowych ubezpieczeń. Ten wskaźnik występuje w reklamach banków, jednak trudno go dostrzec gołym okiem. Wszystkie oferty promocyjne, z jakimi afiszują się banki, mają u dołu wyjaśnienie, ile wynosi RRSO i przy jakich parametrach należy zaciągnąć kredyt, aby otrzymać oprocentowanie z reklamy. Bardzo możliwe, ze większość klientów czeka spory zawód.

Tomasz Jaroszek
t.jaroszek@bankier.pl

Źródło: Bankier.pl