Będzie można nacjonalizować depozyty powyżej 100 tys. euro

Gdy rząd cypryjski zdecydował się sięgnąć po pieniądze klientów zdeponowane w tamtejszych bankach, zwracałem uwagę, że taka praktyka tworzy niebezpieczny precedens na rynku europejskim. Dokument sankcjonujący taką praktykę jest już gotowy, czeka teraz na decyzję Rady UE i PE.


W marcu rząd cypryjski zdecydował się sięgnąć po pieniądze własnych obywateli, by ratować sypiący się sektor bankowy. Cypryjski bank narodowy ogłosił wówczas, że posiadacze depozytów o wartości przekraczającej 100 tys. euro utracą część swoich pieniędzy. Rząd Cypru musiał uzbierać 5,8 mld euro, by otrzymać pakiet pomocowy od strefy euro i MFW.

Jeszcze zanim zapadała ostateczna decyzja pisałem: Na Cyprze runął już mit bezpiecznych gwarancji depozytów. Nawet jeśli rząd wycofa się z kontrowersyjnej decyzji, część pieniędzy wypłynie z sektora bankowego. Nie będzie bowiem gwarancji, że za jakiś czas idea nacjonalizacji oszczędności obywateli nie powróci. Niewykluczone, że gdy „eksperyment cypryjski”, czerpiący jakby nie patrzeć wzorce z „praktyk argentyńskich”, przejdzie bez większych reperkusji, kolejne kraje, które staną na skraju bankructwa będą musiały zaakceptować podobne warunki. Naciski na rząd Nikozji wpłyną bardzo negatywnie na ideę wspólnego nadzoru bankowego.

Zaledwie kilka dni później Olli Rehn, europejski komisarz ds. gospodarczych, powiedział dziennikarzowi Reutersa, że przyszłe dyrektywy nie będą chroniły wszystkich oszczędności zdeponowanych w bankach. Stało się więc jasne, że „janosikowa” idea podbierania depozytów najbogatszym na dobre zagościła w głowach unijnych decydentów. Zwłaszcza, że na Cyprze udało się przeprowadzić nacjonalizację względnie bezboleśnie. Dziś wiele wskazuje na to, że czarny scenariusz zostanie wkrótce usankcjonowany przez prawo, a klienci będą płacić z własnej kieszeni za błędy popełniane przez bankierów.

Jak donosi PAP, komisja Parlamentu Europejskiego ds. gospodarczych przyjęła właśnie stanowisko w sprawie naprawy upadających banków działających na terenie unii. Uzgodniono, że w kosztach naprawy mogą brać udział właściciele depozytów powyżej 100 tys. euro, choć ma to mieć miejsce tylko w ostateczności. Na pierwszy ogień pójdą pieniądze udziałowców i inwestorów, dopiero później nieubezpieczone depozyty osób indywidualnych. Należy bowiem pamiętać, że systemy gwarantowania depozytów obejmują w pełni sumy tylko do 100 tys. euro. Także w Polsce, gdzie po zawirowaniach rynkowych ostatnich lat podniesiono tę poprzeczkę z kwoty 50 tys. euro.

Jak czytamy w komunikacie PAP, większości krajów członkowskich podoba się pomysł ratowania systemu bankowego depozytami klientów. Aby możliwość strat na depozytach weszła w życie, odpowiednią dyrektywę musi przegłosować jeszcze Rada UE (rządy) i Parlament Europejski. Jeśli pomysł przejdzie, rządy będą mogły sięgnąć po prywatne pieniądze klientów zgromadzone na depozytach bankowych.

Niestety takie działanie podważa wiarygodność do sektora bankowego, budowaną latami przez rządy poszczególnych państw. Do tej pory to właśnie one były ostoją i gwarancją bezpieczeństwa depozytów zgromadzonych w bankach. Lokaty były ubezpieczone co prawda „tylko” do kwoty 100 tys. euro, ale w przypadku bankructwa banku winę za stratę ponosili bankierzy. Teraz strata może wynikać nie tylko ze złego zarządzania bankiem, ale także być skutkiem nacjonalizacji części oszczędności w imię zasady: zabierzemy bogatym, by pomagać „biednym”. W takiej sytuacji osobom dysponującym wysokimi depozytami pozostaje trzymać się innej zasady, że nie wkłada się wszystkich jajek do jednego koszyka i podzielić oszczędności na mniejsze „paczki”.