Szef Rezerwy Federalnej tym razem zawiódł inwestorów. Nim jeszcze zaczął przemawiać, nowojorskie indeksy zanurkowały, wymazując wcześniejsze wzrosty. Urzędowy optymizm Bena Bernanke jak na razie zdaje się bowiem przekreślać rachuby na QE3.
Przemówienie prezesa Fed-u było głównym i praktycznie jedynym istotnym punktem wtorkowego kalendarium. Mówiąc o perspektywach amerykańskiej gospodarki Bernanke utrzymał oficjalną linię, według której w drugim półroczu wzrost przyspieszy. Ben dzielnie zignorował ostatnie słabe dane makroekonomiczne i nie obawia się ponownego uderzenia recesji. To zaś oznacza, że przynajmniej na razie spekulacje na temat trzeciej rundy ilościowego poluzowania polityki pieniężnej w USA można odłożyć na półkę.
Optymizm przewodniczącego FOMC nie zna granic. Za słaby wzrost w drugim kwartale Bernanke winił trzęsienie ziemi w Japonii. Prognozuje także spadek cen paliw, co w drugim półroczu powinno zaowocować szybszym wzrostem PKB i zatrudnienia. Obecną wysoką inflację wciąż uważa za „przejściową”, spodziewając się wyhamowania wzrostu cen surowców.
Inwestorzy z Wall Street najwyraźniej nie podzielili optymizmu Bena Bernanke. Ostatnie 30 minut dzisiejszej sesji stało pod znakiem wzmożonej wyprzedaży akcji, w efekcie której indeks S&P500 odnotował piątą stratę z rzędu, na wykresie dziennym rysując coś w stylu spadającej gwiazdy wieszczącej dalsze spadki.
Teoretycznie potencjał spadkowy jest ograniczany przez niezbyt wygórowane wyceny amerykańskich akcji. Według danych Bloomberga indeks S&P500 jest obecnie wyceniany na 12,2-krotność prognozowanych zysków operacyjnych, co jest najniższym wynikiem od 9 miesięcy. Tyle że analitycy z Wall Street znani są z tendencji do zawyżania całorocznych prognoz finansowych, dla których dodatkowym zagrożeniem pozostaje słabnący wzrost gospodarczy. Nie tylko w USA, ale także w Chinach, Indiach, Japonii i Europie Zachodniej.
Krzysztof Kolany
Źródło: Bankier.pl