Dokapitalizowanie to fikcja
Według ekspertów taki sposób dokapitalizowania to fikcja. Bank zwiększy swój fundusz statutowy tylko na papierze, bo pozyska pieniądze funduszy, którymi wcześniej sam zarządzał.
– Realna wielkość środków, z których można by generować akcję kredytową i poręczeniową, nie zmieni się. Wcześniejsze formy dokapitalizowania, czyli przekazywanie aportem jakichś aktywów, była bardziej czytelna. Tutaj mamy do czynienia raczej z operacją na pasywach banku – mówi Dariusz Winek, ekonomista BGŻ.
W rządowym Pakcie Stabilności i Rozwoju rząd deklarował zwiększenie kapitału banku o 2 mld zł. Ostatnio minister skarbu Aleksander Grad mówił o możliwości przekazania BGK obligacji Skarbu Państwa – ale szczegółów brak. Tymczasem nowy system poręczeń to nie wszystko. BGK będzie musiał też aktywnie szukać pieniędzy na rynku długu na rzecz Krajowego Funduszu Drogowego i opracować – wspólnie z KUKE – nowe instrumenty wspierania eksportu. Bank ma też wziąć udział w ewentualnym dokapitalizowaniu PKO BP. Niewykluczone, że wejdzie też na rynek walutowy, jeśli rząd zechce wymienić bezpośrednio na foreksie część środków pozyskanych z UE.
Za dużo dla małego banku
Bank ma też zająć się – przynajmniej częściowo – opiniowaniem wniosków o gwarancje z budżetu państwa. Ich limit w tym roku to 40 mld zł.
– BGK jest za mały, by temu podołać. Musi zostać dokapitalizowany i wzmocniony kadrowo – mówi Marcin Piątkowski, ekonomista Akademii Leona Koźmińskiego.
I dodaje, że rząd ma rację, gdy stara się zwiększyć rolę BGK.
– To jest dobry pomysł, kierunek zmian też jest dobry. BGK od początku miał być bankiem pełniącym służebną rolę wobec rządu i spełniającym pewną misję publiczną. Do tej pory nie był wykorzystywany. To może być sprawne narzędzie w rękach rządu w okresie dekoniunktury – uważa Marcin Piątkowski.
Jak mówi, rząd powinien też zastanowić się, czy nie powierzyć części zadań innemu bankowi, w którym ma większościowy udział – czyli PKO BP.
Osoby związane niegdyś z BGK zwracają uwagę, że rząd nie powinien obciążać BGK wszystkimi zadaniami, z jakimi nie są w stanie poradzić sobie poszczególne resorty.
– Jeżeli ma to być bank – agent finansowy rządu, to nie może robić wszystkiego. Nie ma takiej możliwości, żeby wszystko można było robić dobrze – mówi jedna z nich.
– Im więcej zadań da się bankowi, tym większy będzie problem z ich wykonywaniem, bo nie będzie do tego instrumentów – dodaje.
Podobnego zdania jest były wicepremier i minister gospodarki Jerzy Hausner.
– Świetnie, że rząd odkrył, iż ma Bank Gospodarstwa Krajowego. Całe szczęście, że ktoś kiedyś pomyślał: a może być taka sytuacja, że będzie nam potrzebny taki bank państwowy jak BGK. Ale aby BGK mógł spełnić swoją rolę, nie wystarczy go dokapitalizować. Powinien on być wyposażony w instrumenty realnego działania – mówił w wywiadzie dla GP na początku stycznia.
Zdążyć przed końcem kryzysu
Zdaniem rozmówców GP konieczność ewentualnego zwiększenia poziomu zatrudnienia może też oznaczać opóźnienie w realizacji zadań. Ich zdaniem jeżeli ten bank ma relatywnie szybko działać, to nie da się wszystkiego budować na nowych zespołach. Bo to może opóźnić realizowanie zadań o rok-półtora. Co oznacza, że instrumenty antykryzysowe byłyby uruchamiane w czasie, gdy gospodarka zacznie wychodzić z kryzysu.
Marek Chądzyński
Gazeta Prawna 12.02.2009 (30) – forsal.pl – str.A6