Bieg na giełdę

Kto żyw i ma choć trochę rozeznania w ofertach bankowych ruszy lada dzień w maratonie, którego metą będzie dzień publicznej sprzedaży Giełdy Papierów Wartościowych. Biura maklerskie banków już stanęły do walki o nowych klientów. A klienci? Po raz pierwszy w wolnej Polsce opłaca im się szukać kredytu na zakup papierów wartościowych.

Z wielu powodów należy sądzić, że giełdowy debiut GPW, który odbędzie się 9 listopada będzie klasycznym i najlepszym przykładem transakcji, w której wygrywają wszystkie strony. Kupujący, bo z pewnością na giełdzie zarobią, Skarb Państwa, bo pozbędzie się niewygodnego i wymagającego troski bagażu a zyska gotówkę, która choć w części pozwoli pokryć dziurę budżetową, o której już wiadomo, że będzie duża. GPW, bo ma szansę zyskać inwestora strategicznego, w którego interesie będzie doprowadzenie spółki do świetności i zrobienie z niej jednej z najbardziej liczących się giełd na świecie.

Jak na każdej wielkiej transakcji nie najgorzej obłowią się również wszelkiej maści pośrednicy, a więc przede wszystkim banki i ich biura maklerskie. Oraz działy kredytów gotowe lewarować transakcje inwestorów indywidualnych. A ponieważ zysk z akcji GPW jest pewny, kredyt jest w miarę bezpieczny.

Kiedy inwestorowi indywidualnemu warto skusić się na kredytowanie zakupu giełdy? Tylko wówczas, jeśli planuje inwestować długoterminowo. Przeciętny Kowalski nie będzie mógł kupić więcej niż 100 akcji (i nie mniej niż 10) w dniu debiutu. Biorąc pod uwagę maksymalną cenę, jaką wyznaczył obecny właściciel GPW (czyli Ministerstwo Skarbu Państwa) – a jest to 43 złote – nawet dobra sprzedaż (przy założeniu najlepszego scenariusza) po kilku dniach gwarantuje mu góra tysiąc złotych opodatkowanego zysku. Nieco lepiej wygląda przy inwestowaniu długoterminowym. Na przykład pięcio-, czy dziesięcioletnim. Wówczas zysk na akcjach może przeciętnego Kowalskiego mocno i pozytywnie zaskoczyć. Tak, jak zaskoczył tych, którzy kupili akcje banku PKO BP i oparli się pokusie ich natychmiastowej sprzedaży. Przytrzymanie akcji jeszcze dłużej – a już najlepiej przeniesienie ich przez kolejne pokolenia – daje gwarancję małej fortuny w przyszłości. Ten wzrost wartości akcji w czasie nie jest specyficzny wyłącznie dla Giełdy Papierów Wartościowych, ale dla każdej dużej, stabilnej i dobrze zarządzanej spółki. Giełda, która od początku istnienia zdążyła sobie wyrobić pozycję w gospodarkach regionu i renomę, które gwarantują jej rozwój i pomnażanie wartości. A udziałowcom sukces, jeśli najbliższy debiut pozwoli im na nabycie pakietu akcji.

Ci, którzy zdecydują się na krótkoterminową inwestycję i szybki zysk z odsprzedania akcji na rynku głównym także nie będą zawiedzeni. Doświadczenie z publicznymi ofertami spółek Skarbu Państwa, które debiutowały już w Polsce pokazuje, że są chętnie nabywane przez dużych inwestorów, których polityka inwestycyjna sięga dużo dalej, poza kilka miesięcy. W ten sposób zarobili i na debiucie PKO BP, i PZU, i – ostatnio – Tauronu.

Pozostaje pytanie, czy na taką transakcję opłaca się brać kredyt bankowy? I jaki kredyt najlepiej wziąć. Klienci indywidualni raczej powinni zrezygnować z klasycznego kredytu na zakup akcji. W Polsce jest on po prostu nieopłacalny. Jeżeli natomiast uda się im przekonać bank do udzielenia zwykłego konsumenckiego kredytu, to mogą zaryzykować. I pewnie niejeden bank liczy na wzrost sprzedaży detalicznych kredytów konsumenckich. Tym bardziej, że przy kwocie ok. 5 tys. złotych większość klientów będzie miała zdolność kredytową. I nawet jeśli zysk z późniejszej sprzedaży GPW będzie na tyle niewielki, że pokryje z lekką nadwyżką koszty samego kredytu, bezboleśnie (czyli bez strat) nauczą się inwestować na giełdzie.

Źródło: Gazeta Bankowa