Bogaci Anglicy uciekają z kraju przed podatkami

Mike Williams, dyrektor departamentu podatków osobistych w ministerstwa skarbu przyznał, że rząd spodziewa się uzyskać jedynie 31 proc. kwoty, która miała wpłynąć do budżetu po podwyższeniu podatków. Bogaci już bowiem podejmują zgodne zresztą z prawem kroki pozwalające im uniknąć 50-procentowej stawki. Przepracowują mniej godzin albo wyprowadzają się z Wielkiej Brytanii.

Gdyby bogaci nie podjęli żadnych działań, skarb mógłby liczyć w przyszłym roku na dodatkowe dochody z tytułu 50-procentowego podatku w wysokości 3,6 mld funtów. Zamiast tego spodziewa się otrzymać jedynie 1,1 mld funtów. Resort skarbu liczy, że nieco więcej dostanie w 2011 roku, kiedy w życie wejdą nowe zasady emerytalne ograniczające osobom bogatym możliwość odliczania sobie od podatku składek. – De facto zlikwiduje to jeden ze sposobów, w jaki osoby najlepiej uposażone mogą obejść 50-procentowy podatek – wyjaśnił Williams, występując przed parlamentarną komisją skarbu.
Tymczasem Michael Fallon, deputowany Partii Konserwatywnej oszacował, że aż 70 proc. przychodów przecieka przez na Wyspach wyjątkowo nieszczelny system podatkowy.

Rząd podwyższając stawkę podatkową dla najbogatszych i likwidując ulgi dla nich, chciał w ciągu najbliższych trzech lat pozyskać 7 mld funtów. Jednak Instytut Studiów Fiskalnych zakwestionował tę sumę. Minister skarbu jest oskarżany o to, że podwyższył podatki z powodów politycznych, by postawić konserwatystów w niewygodnej sytuacji przed wyborami.

Williams oświadczył również, że 50-procentowa stawka podatkowa nie jest rozwiązaniem tymczasowym.
Dave Ramsden, który jest głównym ekonomistą ministerstwa, uważa, że dzięki krokom podjętym przez skarb państwa i Bank Anglii uratowanych zostało do pół miliona miejsc pracy, ale nie potrafił wyjaśnić, jak suma ta została obliczona.

– Takie rzeczy zawsze pozostają w sferze szacunków, ale są to szacunki uzasadnione – powiedział Dave Ramsden. Dodał również, że prognoza ministerstwa skarbu, mówiąca o 3,5-procentowym spadku gospodarki w tym roku i odbiciu się od dna w przyszłym, jest całkiem racjonalna.

Grainne Gilmore „The Times”