Brytyjczycy uciekają przed podatkami

Longcroft senior, wówczas prezes firmy naftowej Tricentrol, nie wytrzymał, kiedy najwyższa stopa podatkowa wzrosła do 83 proc. Szwajcarię wybrał z powodów podatkowych, a Genewę z racji bliskości dobrych szkół.

Minęło trzydzieści lat i bogaci Brytyjczycy stanęli przed takim samym dylematem jak Longcroftowie. Czy mają zostać i od kwietnia przyszłego roku oddawać fiskusowi połowę tego, co zarobili ponad kwotę 150 tys. funtów, czy wyjechać?

Kinetic Partners, firma która specjalizuje się w przeprowadzaniu funduszy hedgingowych z Londynu do Genewy, przewiduje, że przed kwietniem przyszłego roku na przeprowadzkę zdecyduje się do 150 funduszy. Emigracją grożą też bogate jednostki, jak Hugh Osmond, przedsiębiorca ubezpieczeniowy, i aktor Michael Caine.

Skutki takiego exodusu mogą się okazać dla Londynu opłakane. Genewa wchłonie ten strumień. Podobnie jak Londyn w latach 90. oferuje atrakcyjny pakiet: korzystny system podatkowy, liberalne regulacje, wysoki standard życia, podobną strefę czasową i powszechną znajomość angielskiego.
Jest tylko jeden problem: Genewa pęka w szwach. Znalezienie miejsca do mieszkania graniczy z niemożliwością. Brakuje powierzchni biurowej, a w międzynarodowych szkołach są długie listy oczekujących.

W latach 70., gdy Longcroftowie przeprowadzili się do Genewy, sytuacja wyglądała zgoła odmiennie. Rodzina natychmiast znalazła dom i nie miała problemów w umieszczeniem dzieci w Aiglon College, prestiżowej brytyjskiej szkole prywatnej położonej godzinę jazdy samochodem od miasta. 43-letni dziś Longcroft kieruje Clever Company, firmą, która pomaga ludziom przeprowadzić się do Genewy. Szukają wszystkiego, od domów i daczy letniskowych po nianie i lekarzy dla zamożnych imigrantów. Od kiedy minister finansów ogłosił, że ma zamiar podwyższyć podatki dla najbogatszych, Longcroft nie może opędzić się od zleceń. „Mamy około dwóch poważnych zapytań dziennie. Najczęściej pytają osoby prywatne: przedsiębiorcy, menedżerowie funduszy i deweloperzy. Pierwsze pytanie brzmi: Jakimi nieruchomościami dysponujecie?”.

Recesja nie ima się genewskiego rynku nieruchomości. W ubiegłym roku ceny wzrosły o 8 proc., podczas gdy w Londynie w tym samym czasie spadły o 9,4 proc., wynika z danych firmy nieruchomościowej Knight Frank. Dla zwykłych pracowników banków, funduszy hedgingowych i międzynarodowych korporacji może to oznaczać, że nie będzie ich stać na mieszkanie w mieście. Nick Tappi, dyrektor finansowy funduszu Jabre Capital, był dwa lata temu odpowiedzialny za przeprowadzkę 70 pracowników firmy z Londynu. „Mieliśmy gigantyczne problemy ze znalezieniem mieszkania dla tych, którzy nie zarabiali naprawdę dużo. Tak jak wszędzie trzeba się było pogodzić z mieszkaniem nieco dalej od centrum, ale to była zdecydowanie najtrudniejsza część operacji” – powiedział.

Rynek nieruchomości komercyjnych nie wygląda lepiej z zaledwie 2 proc. niewykorzystanych powierzchni biurowych. Szkoły to inny obszar zażartej konkurencji. Do prestiżowych Aiglon College i Le Rosey praktycznie nie można się dostać. Mniej ekskluzywna International School of Genewa ma listę oczekujących, na której jest 1200 nazwisk – ponad dwa razy więcej, niż może przyjąć w ciągu roku. Szef administracji John Douglas mówi: „Nigdy nie mieliśmy takiego popytu. To zdumiewające, że tylu ludzi przeprowadza się, nie zadając podstawowych pytań o szkołę i mieszkanie. Można by pomyśleć, że interesują ich tylko podatki”.

Genewa pęka w szwach, ponieważ przez trzy ostatnie dekady stała się schronieniem dla podatkowych uciekinierów. Populacja centrum Genewy wzrosła do 188 tys., z czego 43 proc. to cudzoziemcy. Międzynarodowe firmy, takie jak DHL, Caterpillar, Ralph Lauren i Oracle, wybrały Genewę na swoje europejskie siedziby, a wielu bogatych ludzi, na przykład kierowca Formuły 1 Lewis Hamilton i irlandzcy królowie wyścigów konnych John Magnier i J.P. McManus, nazywa ją swoim domem.

W tej sytuacji Genewie trudno będzie ugościć kolejną falę. Trudno jednak z takiej okazji nie skorzystać. Władzom, które negocjują stawki podatkowe z firmami, nie chodzi o odstraszanie tych, którzy mogą napełnić miejską kasę. Jednocześnie przedsiębiorczy mieszkańcy, głównie imigranci, starają się wykorzystać niedobory na genewskim rynku nieruchomości.

Niewielkie konsorcjum brytyjskich bankierów buduje luksusowy apartamentowiec obok hotelu Kempinski w centrum miasta, a deweloper Aylesford ma wkrótce wyłożyć 58 mln funtów na budowę trzech luksusowych bloków mieszkalnych. International School rozbudowuje kampus, dzięki czemu powstanie 600 nowych miejsc, a z pomysłem powołania filii szkoły noszą się ponoć korporacje międzynarodowe i bogate jednostki.

Trwają również wysiłki, by nadać życiu nocnemu więcej blasku. Buddha Bar, modna sieć drink-barów, otworzy w przyszłym roku Little Buddha w pobliżu opery. Kilka londyńskich nocnych klubów jest podobno zainteresowanych otworzeniem swoich filii w mieście, a latem tego roku odbędzie się tu festiwal rockowy.

Jednak mało kto liczy, by Genewa mogła się szybko pozbyć swojego sennego wizerunku.
Jeden z menedżerów funduszy hedgingowych, który mieszka w apartamencie z widokiem na jezioro, powiedział: „To małe, nudne i nieco prowincjonalne miasto, ale ważne jest, gdzie można stąd dojechać. To Londynu leci się 90 minut, do Paryża 40, do narciarskiego kurortu Gstaad są dwie godziny samochodem, a do St. Tropez leci się 45 minut. Pytanie brzmi, czy ludzie tu naprawdę żyją, czy tylko mieszkają? Powiedziałbym, że to drugie, ponieważ tak jest wygodnie”.

Żony menedżerów funduszy mogą wskoczyć rano do samolotu, być na Bond Street o 10 rano i wrócić do Genewy na kolację. Longcroft, którego można nazwać drugim pokoleniem genewczyków, jest mniej cyniczny. Jest podekscytowany perspektywami, jakie ma przed sobą miasto i wierzy, że nowe inwestycje budowlane i ciekawsze życie nocne sprawią, że więcej ludzi pójdzie w ślady jego rodziny.

Tłum. TK