Budżet łatany pieniędzmi z kieszeni Polaków

Expose premiera zawierało jeden nadrzędny cel: redukcji deficytu budżetowego do 1% PKB. Zapomnijcie o autostradach, zasiłkach, dotacjach czy szkolnych laptopach. Kierunek jest dobry, ale cel niewystarczający. Rzeczpospolita potrzebuje niewielkiej, lecz stałej nadwyżki budżetowej, aby zacząć spłacać 250 miliardów złotych długu zaciągniętego w poprzedniej kadencji Donalda Tuska.

Jak rząd zamierza naprawić swoje błędy? To proste! Sięgnie do Twojej kieszeni. W górę pójdą praktycznie wszystkie podatki. Eliminacja lub ograniczenie ulg w podatku dochodowym to nic innego jak zwiększenie obciążeń podatkowych. Podniesienie „składki rentowej” o dwa punkty procentowe w sytuacji rosnącego bezrobocia to strzał w stopę. Zwiększenie opodatkowania pracy (obecnie 39%) jest błędem. Firmy zatrudnią mniej ludzi niż by mogły, a pracownicy dostaną niższe pensje niż by tego chcieli pracodawcy.

Premier Tusk nie był też łaskaw dodać, że od Nowego Roku jego rząd podnosi akcyzę na paliwa i papierosy. Z 23% do 24% może wzrosnąć stawka VAT, jeśli tylko na koniec roku kurs euro sięgnie 4,70 zł. Wprowadzenie nowego podatku wydobywczego lub podniesienie już istniejącej opłaty eksploatacyjnej uderzyło w giełdę – akcje KGHM przeceniono o 20%. Papiery te posiadają nie tylko „źli spekulanci”, ale też klienci TFI i OFE.

Czego nie znajdziesz w expose?

Jednakże najważniejsze w wystąpieniu premiera jest to, czego w nim zabrakło. W ponad godzinnym przemówieniu nie znalazła się ani jedna wzmianka o natychmiastowym cięciu wydatków rządowych. Można więc domniemywać, że z roku na rok gabinet premiera Tuska wydawać będzie coraz więcej i coraz głębiej będzie sięgał do naszych kieszeni. Oszczędzone zostaną też wszystkie „święte krowy”. Przywileje emerytalne lub branżowe zachowają policjanci, żołnierze, górnicy, rolnicy i nauczyciele. Ci pierwsi dostaną ponadto 300 złotych „tuskowego” miesięcznie. Oczywiście na nasz koszt. Zmiana systemu emerytalnego służb mundurowych, która ma objąć dopiero nowo przyjętych funkcjonariuszy, niczego nie zmienia. Jakiekolwiek oszczędności zobaczymy najwcześniej za 20 lat, w czasie których następne rządy będą mogły te zmiany odwrócić.

Dokładnie ten sam problem dotyczy reformy systemu emerytalnego. Wydłużenie i zrównanie wieku emerytalnego do 67 lat, to krok w dobrą stronę. Ale daleko niewystarczający! Przy obecnych tendencjach demograficznych utrzymanie zusowskiej piramidy finansowej wymagałoby, aby Polacy pracowali przynajmniej do siedemdziesiątki. Ponadto rozłożenie tego procesu na 40 lat sprawia, że oszczędności „tu i teraz” będą niezauważalne.

Znacznie istotniejsza jest w mojej ocenie zapowiedź zmiany systemu waloryzacji rent i emerytur. Obecny model (coroczna podwyżka o inflację + 20% wzrostu płac) uważam za niesprawiedliwy transfer dochodów od pracujących na rzecz niepracujących. Premier Tusk chce wprowadzić waloryzację kwotową – czyli każdy emeryt otrzymałby taką samą podwyżkę (np. sto złotych miesięcznie), ustalaną zapewne według widzimisię (tj. „analiz”) ministra finansów. Przy wysokiej inflacji otwiera to drogę do realnej obniżki emerytur oraz redukcji ich zróżnicowania, co zresztą oceniam pozytywnie . Sądzę, że może to być pierwszy krok ku wprowadzeniu jednolitej gwarantowanej przez państwo emerytury, niezależnej od wpłaconych wcześniej „składek”. Taka emerytura byłaby faktycznie zasiłkiem, którego wysokość zależałaby wyłącznie od decyzji rządu.

Polityka antyrodzinna

„Będziemy używać instrumentów finansowych wspierających rozwój demograficzny” – powiedział Donald Tusk zapowiadając ograniczenie ulg podatkowych na wychowanie dzieci oraz becikowego. Tyle że żadne z tych „narzędzi prorodzinnych” tak naprawdę nie przyczynia się do wzrostu liczby urodzeń. Kto zdecyduje się na kolejne dziecko z powodu 500 złotych rocznie? Ze względu na horrendalnie wysokie opodatkowanie pracy i znaczne bezrobocie wielu ludzi zwyczajnie nie stać na drugie (a czasem nawet na pierwsze) dziecko. Jeśli premier istotnie chciałby poprawić sytuację demograficzną kraju, powinien zacząć od zniesienia podatku dochodowego i emerytalnego (czyli „składek” na ZUS). Tymczasem składka rentowa ma zostać podniesiona, ulgi w podatku dochodowym ograniczone, VAT i akcyza podniesione, w efekcie czego w portfelach gospodarstw domowych pozostanie jeszcze mniej pieniędzy na inwestowanie w dzieci.

Expose premiera Donalda Tuska było zaskakująco konkretne i jak zwykle pełne obietnic. Polakom pozostała nadzieja, że tak jak poprzednio szef rządzącej partii nie wywiąże się ze swych zobowiązań. Zwłaszcza że piątkowe wystąpienie nie było adresowane ani do Sejmu, ani do Narodu, lecz do analityków agencji ratingowych i banków inwestycyjnych. Szef PO dostrzegł grupę wpływowych wyborców, którym też trzeba coś obiecać. W zamian liczy na poprawę ratingu Polski, spadek oprocentowania długu i umocnienie złotego. Ciekawe, czy rynki finansowe okażą się równie naiwne co wyborcy głosujący na miraż „drugiej Irlandii”.

Krzysztof Kolany
Główny analityk Bankier.pl
k.kolany@bankier.pl

Źródło: Bankier.pl