BZ WBK AIB TFI: Czas inwestować w akcje

Niedawno Arka zaproponowała klientom nowy zamknięty fundusz inwestycyjny Arka BZ WBK Akcji Środkowej i Wschodniej Europy FIZ. Nowy fundusz przygotowany został z myślą o najbardziej wymagających klientach, takich jak na przykład posiadacze prywatnych portfeli asset management. Zapisy na certyfikaty trwają już niemal dwa tygodnie, ale kolejek nie widać. Nawet możliwość inwestowania na 19 wschodzących rynkach, w części wspieranych wielkimi pieniędzmi z Unii Europejskiej, przestała kusić oszczędzających. Jakby wszyscy uznali, że pociąg z akcjami się wykoleił, a podróżnym pozostaje czekać w poczekalni z napisem „ lokata”. Tymczasem na bocznych torach cały czas trwa ruch i formują się składy do kolejnych dalekich podróży. Inwestorzy, obecni na giełdzie już od dawna, właśnie teraz szukają inwestycji na kolejne lata.

Teza 1: Konsekwencja procentuje

Gdybym 40 lat temu zainwestował 10 tysięcy dolarów w NYSE Composite Index (jeden z indeksów nowojorskiej giełdy), dziś moje oszczędności byłyby warte ponad sto sześćdziesiąt tysięcy dolarów, a więc szesnastokrotnie więcej. Tak prosta strategia i tak wysoki zysk i to mimo okresowych spadków, kryzysów, amerykańskich wojen, czy okresowej globalnej dekoniunktury. Kluczem do sukcesu byłoby to, że przez 40 lat nie ruszałem zainwestowanych pieniędzy. Byłbym jednak wyjątkiem, bo większość oszczędzających inwestuje i wycofuje swoje pieniądze z giełdy w zależności od tego, jak oceniają sytuację na parkiecie. Finacial Times przedstawił dwa lata temu wyniki analizy, co z takiego podejścia wynika. Otóż przez 20 lat, od 1985 do 2005 roku indeks S&P 500 rósł średnio o 11,9 proc. rocznie. Tymczasem amerykańscy klienci funduszy akcji zarobili średnio w tym samym okresie po 3,9 proc. Fundusze źle inwestowały? Nie, zwykle wyniki funduszy były porównywalne z indeksem. Przyczyną było to, że klienci funduszy wycofywali swoje środki „w dołkach”, po czym decydowali się na powrót dopiero

w momencie, gdy hossa największe wzrosty miała już za sobą.

Innym podejściem od strategii „włóż i trzymaj” jest systematyczne oszczędzanie. Osoba, która na koniec kwietnia 1998 roku wpłaciłaby do Arki BZ WBK Akcji FIO pierwszy tysiąc złotych i co miesiąc, nie bacząc na bieżącą koniunkturę, do końca marca 2008 roku wpłacała po tysiąc złotych, dziś miałaby 327 tysięcy 234 złote. Przez 10 lat wpłaciła 120 tysięcy złotych, a jej oszczędności wypracowały w tym czasie ponad 200 tysięcy zysku!

Inną kwestią jest czas inwestycji. Na jak długo najlepiej inwestować w akcje? Nasi zarządzający mówią, że co najmniej na 5 lat. Tyle zwykle bowiem wystarczy, aby fundusz akcyjny wypracował solidną stopę zwrotu i to nawet w przypadku, gdy mieliśmy to nieszczęście, że zainwestowaliśmy na „górce”. Wielu z 2,5-3 milionów inwestorów, którzy weszli do funduszy w ostatnich latach nie ma za sobą nawet połowy tego okresu…

Teza 2: Większość nie zawsze ma rację

Kiedy zainwestować, żeby zarobić jak najwięcej? Tego oczywiście z wyprzedzeniem nikt nie jest

w stanie z absolutną pewnością określić. Są jednak wskaźniki, które sugerują, że ten czas jest właśnie teraz. W ubiegłym roku wskaźnik cena/zysk dla WIG20 wynosił 13,7, a teraz wynosi 11,9, czyli spadł do poziomu sprzed 3-4 lat. Podobnie jest ze wskaźnikiem cena/wartość księgowa. Nie mniej atrakcyjnie wyglądają wskaźniki węgierskie, a jeszcze lepiej czeskie, tureckie i austriackie. Na giełdzie rumuńskiej wskaźnik cena/zysk spadł z poziomu 21,9 w ubiegłym roku do 12,9 obecnie. Te same wskaźniki bardzo atrakcyjnie wyglądają też dla giełd w Europie i Stanach Zjednoczonych. To tylko jedna z przesłanek, że na giełdach w naszym regionie – i poza nim – jest już miejsce na wzrosty.

Drugą przesłanką do optymizmu jest – paradoksalnie – pesymizm uczestników rynku . W Polsce nikt regularnie nie bada ich nastrojów tak, jak to się robi w Stanach Zjednoczonych. Badania te pokazują, że obecnie uczestnicy rynku w USA – w szczególności inwestorzy indywidualni – bardzo pesymistycznie oceniają perspektywy rozwoju sytuacji. Od początku lat 90-tych, jedynie czterokrotnie mieliśmy do czynienia z tak głębokim jak obecnie pesymizmem wśród inwestorów. Za każdym razem skrajny pesymizm wywoływany był przez znaczące wydarzenia: inwazja Iraku na Kuwejt, recesja w Stanach Zjednoczonych na początku lat dziewięćdziesiątych czy pęknięcie internetowej bańki. Gdzie są wspomniane źródła optymizmu? Otóż we wszystkich przypadkach, inwestorzy negatywnie oceniając dalsze perspektywy rozwoju rynku… mylili się. Szczyt negatywnych nastrojów za każdym razem okazywał się de facto ostatnim akordem spadków, bezpośrednio po nich następowały wzrosty. Najbardziej wymownym przykładem jest tu pogorszenie nastrojów inwestorów w związku z inwazją na Kuwejt i pierwszą wojną w Zatoce Perskiej – wtedy to nastroje były najgorsze – obawy o konsekwencje konfliktu i wpływ drogiej ropy na światowe gospodarki spędzały sen z powiek inwestorom i analitykom. Jednak to właśnie wtedy rozpoczęła się trwająca około 10 lat fala wzrostów.

Jest jeszcze jedna bardziej wyrafinowana przesłanka świadcząca o dobrym momencie do zainwestowania – spadek kosztu ubezpieczenia ryzyka inwestycji w papiery dłużne banków. Jak wiadomo, ogromne straty wielu banków są główną przyczyną obecnego kryzysu. Po marcowym szczycie wzrostu kosztów ubezpieczenia ryzyka inwestycji w papiery dłużne banków nastąpił ich spadek o ok. 50 proc. Choć jeszcze daleko do pełnej stabilizacji, to jednak wyraźnie widać, że powoli odbudowuje się zaufanie do banków. A wraz z nim na nowo rośnie zaufanie do rynków finansowych.

Reasumując: czy akcje mogą być jeszcze tańsze? To są pytania, na które różnie można odpowiedzieć, ale zawsze trafne odpowiedzi warte są miliony. Co do jednego jestem przekonany – jeśli ceny akcji jeszcze spadną, to raczej niewiele.

Giełdy nie są maszynkami do zarabiania pieniędzy i nigdy nie gwarantują zysków. Z drugiej strony giełdy najszybciej reagują na poprawę koniunktury i póki gospodarki się rozwijają, są one w stanie odrobić nawet największe straty.

Według naszych prognoz, w latach 2008-2012 roku WIG powinien wzrosnąć o 58 proc., ale warto podkreślić, że w naszym regionie powinny znaleźć się jeszcze bardziej dynamiczne rynki. Według nas, na giełdzie tureckiej będzie można zarobić 73 proc., a na austriackiej – 88 proc.