Cienka giełdowa linia (wsparcia)

Indeks WIG20 balansuje krytycznie blisko niedawno minimalnie poprawionych dołków bessy. Chętnych do kupna można szukać ze świecą, a trwale zadomowiony pesymizm widać w mocno ujemnej bazie na kontraktach indeksowych. Zalega wyniszczający mentalnie „ boczniak” z motywem przewodnim w postaci bariery 1500 punktów.

Nikogo już nie podnosi na duchu uchwalony amerykański megapakiet stymulacyjny gospodarkę za blisko 800 miliardów dolarów. Panuje swoista psychoza strachu, który zwiększa się proporcjonalnie do podwyższanych kwot pomocy. Paradoksalnie jest to objawem zdrowszego myślenia w horyzoncie dłuższym. Drukowanie pieniądza musi bowiem z czasem nasilić presję inflacyjną wynikającą nie tyle z ewentualnego powrotu koniunktury, ale po prostu z faktu psucia pieniądza. Bank FED manewru do działania już nie ma żadnego: stopy są na poziomie japońskim, czyli zerowym. Przynajmniej oficjalnie, bo podszyty nieufnością rynek międzybankowy ma swoje własne stopy, wyższe z racji żądanej premii za ryzyko.

Każdy sobie zadaje pytanie gdzie jest dno, jeśli już od pół roku nie udaje się wykrzesać trwalszego spokoju na rynkach. Indeks S&P500 wyciera posadzkę w okolicy 800 punktów i według wyliczeń zagranicznych analityków nadal nie jest on fundamentalnie tani. Posiłkując się analogiami historycznymi, wskaźnik cena/zysk bliski 18 nie zwiastuje odwrócenia trendu. Nierzadko u dołków bessy spadał on do wartości jednocyfrowych. Kulą u nogi pozostają gigantyczne straty sektora finansowego, co może być wątłą nadzieją, że tym razem takie zachowanie nie wystąpi. Tylko dolar zachowuje siłę w zupełnej sprzeczności ze stanem amerykańskiej gospodarki.

Z bardzo złymi przeczuciami wchodzimy również w nowy tydzień. Powszechnie oczekuje się potwierdzenia rozkwitu recesji w całej gamie mających się ukazać danych. Poniedziałek będzie ulgowy, gdyż giełdy w USA nie pracują (świętowanie urodzin G. Washingtona). We wtorek stowarzyszenie NAHB opublikuje wskaźnik nastrojów w segmencie nieruchomości. Indeks ten ostatnio krąży poniżej 10, co oznacza, że mniej niż co dziesiąty przedsiębiorca patrzy optymistycznie w przyszłość. W środę dane z rynku nieruchomości powinny potwierdzić kontynuację zapaści w budowach nowych domów. Mówi się o kolejnym spadku ich liczby (525 tys. po styczniu – jest to wielkość zannualizowana, czyli odczyt obejmuje cały rok, licząc właśnie do stycznia br.). Tego samego dnia poznamy dynamikę produkcji przemysłowej, która – mając na uwadze przestoje w fabrykach samochodów – może być fatalna.

Poniedziałek nie zaczął się ulgowo na walutach regionu środkowoeuropejskiego. W dzisiejszy frank przebił już 3,2 za franka i nie widać końca tej całej inspirowanej paniki. Powstaje pytanie, gdzie są fundamenty gospodarcze? Czy nasz PKB skurczy się o 10 proc. tak jak na Ukrainie? Złoty zachowuje się gorzej od hrywny. Obecny atak spekulacyjny na pewno nie jest przypadkowy, mając na uwadze opcje walutowe. Wygląda na to, że ktoś duży pociąga za sznurki z zagranicy i dołując złotego niewielkim nakładem kapitału może przysporzyć znacznie większe korzyści komuś innemu dużemu z tytułu rozliczenia tychże opcji.

Zastanawia chowanie głowy w piasek polskiego rządu. Poszła plotka o zakusach ustawowego unieważnienia opcji walutowych, co oznaczałoby katastrofalną utratę zaufania kraju. Brak ucięcia tej plotki powoduje, że żyje ona własnym życiem, a złoty tanieje w tempie 10 groszy dziennie. Nikt nie jest w stanie określić końca tej szaleńczej hiperboli, jednak wydarzenia na rynku złotego przypominają to, co się działo na rynku ropy w połowie 2008 r. Na takim rynku każdy niewinny trzepot skrzydeł motyla może wywołać tajfun.

Bartosz Stawiarski, Wealth Solutions
Źródło: Wealth Solutions