Cisza przed burzą?

Początek tygodnia na GPW rozpoczął się bez większej niespodzianki. Cieszyły poranne wzrosty indeksów, jednak skala obrotów nie pozostawiała złudzeń, że czeka nas sesja bez znaczenia. I tak też się stało. Początkowo byki opierając się na optymizmie płynącym z zachodnich parkietów zdołały doprowadzić do dwuprocentowych wzrostów, jednak poziom 1520 pkt. dla WIG20 stał się zaporą nie do ruszenia.

Na rynku uwagę zwracały dobrze sprawujące się banki na czele z akcjami GETINu, który ostatecznie zakończył zwyżką o 9 proc. Wyróżnienia „in plus” należą się też PEKAO i PKO BP, które zyskały ponad 2 proc. i na których skupiła się niemal połowa obrotów z WIG20. Największe banki dzięki tym wzrostom osiągnęły ceny nie widziane od miesiąca.

Po pierwszym ruchu wzrostowym indeksy ugrzęzły w stabilizacji, która trwała ponad 4 godziny. W jej trakcie rynki ze stoickim spokojem przyjmowały kolejne słabe dane makro. Pierwszą była informacja, że indeks rozwoju gospodarczego w rejonie Nowego Jorku spadł znacznie bardziej niż prognozowano, do swojego historycznego minimum. Następnie okazało się, że produkcja przemysłowa w USA spadła w lutym o 1,4 proc., a wielkość jej spadku ze stycznia została zrewidowana w dół z 1,8 do 1,9 proc. Luty jest już czwartym z rzędu miesiącem spadku produkcji w Stanach i mimo, że ta część gospodarki stanowi tylko 20 proc. PKB to w ciągu 12 miesięcy łączna wielkość produkcji spadła o 11,2 proc. co jest największym spadkiem od 1975 roku. Jeszcze gorzej przedstawia się przyszłość wyrażana wykorzystaniem maszyn w produkcji. Obecnie ich potencjał jest wykorzystywany w zaledwie 70,9 proc., co jest również historycznym minimum (za optimum uznaje się ok. 82 proc. ). Oznacza to jednocześnie, że kolejne miesiące przyniosą dalsze spadki produkcji, bo dziś nikt nie myśli o zwiększaniu produkcji skoro nie ma chętnych do kupna wytworzonych towarów.

Po południu przy małym obrocie WIG20 niemrawo przystąpił do schodzenia na niższe poziomy, ale w końcówce po raz kolejny poziom 1500 pkt. spełnił rolę bariery od której indeks odskoczył, dzięki czemu sesja zakończyła się wzrostem o 1,6 proc. W żadnym wypadku nie można powiedzieć, że dzienna zmienność głównego indeksu na poziomie 26 punktów dała jakiekolwiek sygnały na kolejne dni. Nadal przed bykami rysuje się niełatwa wizja pokonania średnioterminowych oporów, a niedźwiedziom nie sprzyja dobra atmosfera panująca na  europejskich rynkach. Stąd obecna stabilizacja. Stan wyczekiwania najdalej może trwać do jutra, ponieważ później rozpoczną się standardowe zagrywki związane z piątkowym wygasaniem kontraktów terminowych, a wtedy rynek czeka dzień emocji i nieoczekiwanych zwrotów.

Sesja w USA wyglądała analogicznie do krajowej. Z początku wzrosty, a końcówka przyniosła spadki. Jedyną różnicą była skala realizacji zysków w ostatniej godzinie. Amerykańskie indeksy zakończyły spadkami, ale nie przeszkodziło to azjatyckim parkietom rosnąć. Japoński NIKKEI od 26-letniego dołka z 10 marca  wzrósł już o 11 proc., choć wciąż od początku 2009 roku indeks jest na 11 procentowym minusie. Dziś czeka nas, przynajmniej z początku, sesja analogiczna do wczorajszej i jeżeli nie pojawią się żadne znaczące impulsy znów będziemy zmuszeni od obserwowania marazmu.

Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse
Źródło: AZ Finanse