Mitem jest, że bank pytając o stan cywilny kredytobiorcy i liczbę osób na jego utrzymaniu chce dbać o dobro współmałżonka kredytobiorcy. Można wprawdzie wysnuć taki wniosek, zwłaszcza, że powyżej pewnej kwoty, bank zażąda zgody jednego na zaciągnięcie kredytu przez drugiego z małżonków.
Bankowi zależy na ustaleniu stanu faktycznego ze względu na konieczność obliczenia zdolności kredytowej starającego się kredyt klienta. Nie ma to jednak nic wspólnego z dbałością o dobrą atmosferę i szczerość w związku. Nie ma również żadnego przepisu zmuszającego bank do zaniechania kredytowania klienta pozostającego w związku małżeńskim, jeśli ten nie ma zamiaru ujawnić przed współmałżonkiem swoich zobowiązań finansowych – sławetna tajemnica bankowa. Banki tworzą jednak wewnętrzne przepisy, na mocy których ustalają górną granicę zadłużania się małżonka na własne konto. Może to być np. 5 lub 10 tys. zł. Pełna dowolność. Powyżej wyznaczonej granicy bank może i będzie z całą pewnością żądał pisemnej zgody męża lub żony na zawarcie umowy kredytu. To element zmniejszania ryzyka związanego z udzieleniem kredytu ratalnego lub gotówkowego.
Kredyty udzielane tylko jednemu małżonkowi, bez wiedzy i zgody drugiego, mogą być jednak przyczyną poważnych problemów tak dla banku, jak dla nie mającego o długu pojęcia drugiego małżonka. Zwykle taki kredyt nie staje się przecież długiem obojga małżonków. Wyjątkiem są np. kredyty zaciągane przez oboje lub przez jednego z małżonków, ale spożytkowane na „zwykłe” potrzeby rodziny, głównie na bieżącą konsumpcję (np. wyposażenie dzieci w podręczniki szkolne, wspólne wakacje itp.). Bank w takim wypadku będzie dochodził roszczeń od obojga, zarówno z majątku wspólnego jak i osobistego (majątek osobisty małżonków występuje także w przypadku ustawowej wspólności majątkowej). Rzecz dotyczy oczywiście małżeństw posiadających wspólność majątkową.
Do „zwykłych” potrzeb rodziny nie wliczają się jednak np. zakupy ratalne. W takim przypadku, kupno telewizora lub kina domowego na raty przez jednego z małżonków, nie może automatycznie obciążyć tego drugiego, który umowy nie podpisał. W przypadku, gdy kredytobiorca nie spłaca rat za telewizor, bank nie może zatem zażądać od drugiego z małżonków spłaty. Nie może mu również wytoczyć procesu sądowego, może jednak prosić by ten zechciał przyjąć na siebie ten obowiązek (takie prośby często przybierają charakter żądań i tylko dobrze zorientowana w przepisach osoba może sobie z nimi poradzić).
Podobnie w przypadku śmierci kredytobiorcy. Bank nie może domagać się bezwarunkowego przyjęcia długu. Zazwyczaj przecież kredyty ratalne i gotówkowe – zabezpieczone jedynie wekslem, czyli niezbyt mocno – ubezpieczone są na taką okoliczność i to z ubezpieczenia kredyt powinien zostać spłacony. Banki jednak chcąc uniknąć formalności związanych z wyegzekwowaniem ubezpieczenia zwracają się najpierw do wdowy lub wdowca, który – zdarza się dość często – nawet nie wiedział o poczynionych zakupach, lub zaciągniętych kredytach gotówkowych swojej drugiej połowy. To znacznie tańsza i prostsza procedura, dlatego banki chętnie z niej korzystają licząc, że pogrążony w smutku wdowiec lub wdowa bez zadawania dodatkowych pytań zapłaci ratę byleby tylko mieć święty spokój. Warto jednak pamiętać, że zapłata choćby jednej złotówki takiego kredytu przez żyjącego małżonka jest równoznaczna z przyjęciem przez niego długu i całe zobowiązanie zostaje na niego przeniesione.
Jak się bronić przed długami małżonka? Przede wszystkim przeczytać umowę kredytu, skontaktować się z bankiem, w przypadku śmierci dłużnika przedstawić akt zgonu i domagać spłaty zadłużenia z ubezpieczenia. I nie wpadać w panikę. Bank nie może windykować swoich należności z majątku niebędącego dłużnikiem małżonka, wdowca czy wdowy jeśli nie ma zgody sądu. A to już zupełnie inna historia.
Źródło: Gazeta Bankowa