Coraz mniej wiary w skuteczną pomoc dla gospodarki

Faza uspokojenia (odbicia) na Wall Street nie trwała długo. Ubiegły tydzień, choć trochę krótszy niż zwykle, przyniósł warszawskim inwestorom wiele emocji. Za nami kolejny tydzień spadków na rynkach Starego Kontynentu determinowany głównie obawami o spowolnienie globalnej gospodarki oraz słabymi danymi makro ze strefy euro.

Stany Zjednoczone

Faza uspokojenia (odbicia) na Wall Street nie trwała długo. Po pięciu dniach oddechu na rynki powrócił strach. Analitycy zaczynają obniżać prognozowane tempo wzrostu światowego PKB, zwracając uwagę na ograniczone możliwości państw w stymulowaniu gospodarki. Niestety, gdy nastąpi gwałtowne osłabienie, rządy przez ogromne zadłużenie nie będą miały odpowiednich narzędzi do aktywizacji wzrostu.

Jednocześnie niski poziom stóp i wysoka inflacja ograniczają możliwości interwencji bankom centralnym. W przypadku ostatniej decyzji FOMC o pozostawieniu stóp procentowych na obecnym poziomie do 2013 roku mieliśmy do czynienia z trzema zdaniami odrębnymi. Taki rozłam na łonie FED nie miał miejsca od 1992 roku. Była to tylko deklaracja słowna zastępująca wcześniejszy komunikat o pozostawieniu stóp na niezmienionym poziomie w dłuższym terminie. Jeżeli ta mała zamiana treści spowodowała różnice skutkujące odrębnymi zdaniami, to wydaje się, że rynek nie ma co liczyć na odważne decyzje stymulujące, które mogą wzmacniać presję inflacyjną. Richard Fisher z Banku Rezerwy Federalnej w Dallas (jeden z oponentów decyzji określającej okres utrzymywania niskich stóp) zakomunikował, że FED nie jest od ochrony przedsiębiorców i inwestorów giełdowych. Tak ostry przekaz nie spotkał się ze zrozumieniem inwestorów. Pokazuje on jednak, że gracze giełdowi w mniejszym stopniu mogą liczyć na ratunek z tej strony.

Jednocześnie Fisher zauważa słabnącą gospodarkę światową, jednak po ratunek kieruje do Waszyngtonu i upatruje go w rozwiązaniach fiskalnych, a nie pieniężnych. Gdy Wall Street szukając rozwiązania  skierowała wzrok na Biały Dom, otrzymała komunikat, że prezydent Obama ma plan, ale na razie wybiera się na wakacje i przedstawi go we wrześniu. Wakacje z rodziną –rzecz święta. Niestety, inwestorzy nie są cierpliwi i postanowili sprzedać ryzykowne aktywa oraz powrócić do zdegradowanego przez S&P długu USA, który ustanawia nowe rekordy cenowe. Rentowność obligacji 10-letnich spadła chwilowo nawet poniżej 2%. W czwartek po południu rynki dobił indeks FED z Filadelfii, który wyniósł -30,7 pkt wobec spodziewanego odczytu na poziomie 1 pkt.

Dodatkowo, po raportach kwartalnych zawierających rozczarowujące prognozy dot. drugiej połowy roku Dell i Hewlett Packard, pod presją sprzedających jest sektor technologiczny. Oferujący akcje nowych firm technologicznych mówią już, że czują zimny powiew trzeciej zimy na rynku ofert pierwotnych od 2000 r. Konkludując nad gospodarką widać coraz więcej czarnych chmur, a na pomoc rycerza na białym koniu coraz mniej można liczyć. Inwestorzy odstawieni od piersi czują się osamotnieni. Tracą nadzieje na pomoc i w bólach zaczynają dorastać. Jedynym pozytywem minionego tygodnia jest utrzymywanie się rentowności 10-letnich obligacji włoskich i hiszpańskich w pobliżu 5%. Pytanie tylko, czy interwencje ECB w dłuższym terminie będą równie skuteczne, co obecnie. Historia zakupu długu Grecji, Portugalii czy Irlandii powoduje, że wątpliwości czy mu się uda na rynkach dużo większych są uzasadnione.
 
Piotr Olejniczakowski

Polska i Europejskie Rynki Wschodzące

Ubiegły tydzień, choć trochę krótszy niż zwykle, przyniósł warszawskim inwestorom wiele emocji. Rozpoczął się on korektą gwałtownych spadków z poprzedniego tygodnia, która sama przebiegała dosyć spokojnie. W czwartek warszawskie indeksy gwałtownie zawróciły i po bardzo słabym otwarciu amerykańskich giełd, nasze indeksy zanurkowały w trakcie sesji osiągając nawet ponad 8% spadki. Na zakończeniu tej sesji pojawił się jednak popyt i cała czwartkowa sesja skończyła się wynikiem -5,8% na indeksie WIG20. Być może nie jest to  powód do zadowolenia dla obozu byków, ale już piątkowa sesja może nim być, a na pewno powinna dać niedźwiedziom do myślenia. Przez praktycznie całą sesję nasze indeksy rosły, a pod koniec bardzo przyśpieszyły, co świadczy o tym, że byki w tej rozgrywce nie są całkiem bez szans.

Z punktu widzenia analizy fundamentalnej znaleźliśmy się w dość newralgicznym punkcie, ponieważ wyceny wielu spółek są już bardzo nisko i dalszy spadek ich cen byłby uzasadniony jedynie wówczas, gdybyśmy mieli mieć do czynienia z głębokim kryzysem gospodarczym w najbliższej przyszłości. Tymczasem wskaźniki makroekonomiczne wskazują raczej na delikatne spowolnienie tempa wzrostu gospodarczego, czego raczej trudno było uniknąć, biorąc pod uwagę efekt bazy, która już nie jest tak niska jak ta z 2009 roku. Również wyniki spółek, takich jak na przykład Tauron w tym tygodniu, często zaskakują analityków dobrymi wynikami. Taki stan rzeczy, jak również wszechobecny pesymizm analityków, powinien zmusić inwestorów do zastanowienia, czy warto podążać za stadem i panicznie sprzedawać akcje w obliczu kryzysu, który może, ale nie musi nadejść, czy też raczej poszukiwać okazji do kupna już i tak mocno przecenionych aktywów.
 
Jacek Maleszewski

Europa Zachodnia

Za nami kolejny tydzień spadków na rynkach Starego Kontynentu determinowany głównie obawami o spowolnienie globalnej gospodarki oraz słabymi danymi makro ze strefy euro. Główne zachodnioeuropejskie indeksy w ujęciu tygodniowym w większości wylądowały na kilkuprocentowych minusach.

Po swoistej huśtawce nastrojów sprzed kilku dni wszyscy liczyli na uspokojenie emocji, ale sielanka trwała tylko do połowy tygodnia. Komunikat Morgan Stanley odnośnie obniżenia prognoz wzrostu globalnego PKB stał się pretekstem do kolejnej fali wyprzedaży na wszystkich rynkach. Nie pomógł również niższy od prognoz wzrost PKB Niemiec w drugim kwartale, co pokazuje, że gospodarka naszych zachodnich sąsiadów podobnie do Francji może nie oprzeć się spowolnieniu.

Swoje trzy grosze próbowali dodać europejscy politycy, jednakże ze spotkania kanclerz Angeli Merkel z prezydentem Nicolasem Sarkozy’m nic konkretnego nie wyniknęło. Na dzień dzisiejszy Niemcy zdecydowanie odrzucają oczekiwaną przez rynki możliwość emisji euroobligacji, natomiast niechciany przez graczy rynkowych tzw. Podatek Tobina to zapewne melodia dalekiej przyszłości. Tematem na oddzielną dyskusję jest pytanie, kiedy sternicy strefy euro zabiorą się za konkretne systemowe reformy finansów publicznych. Wszakże ostatnie spadki mogą być ostatnim ostrzeżeniem ze strony rynków i za kilka miesięcy sytuacja może już się wymknąć spod kontroli.

Koniec tygodnia europejscy inwestorzy kończą w neutralnych nastrojach, jednakże większość indeksów ustanowiła w ostatnich dniach nowe 1,5-roczne minima. Warunkiem koniecznym do ewentualnego odbicia jest poprawa sentymentu globalnego, a co za tym idzie zmniejszenie awersji do ryzyka. Ale o tym przekonamy się dopiero za kilka lub kilkanaście dni.

Piotr Trzeciak

Azja i Ameryka Łacińska

Niższy poziom inflacji dalej pozostaje największym priorytetem rządzącej chińskiej partii komunistycznej. Lipcowe dane o inflacji na poziomie 6,5 proc. vs. 6,4 proc. miesiąc wcześniej były głównie determinowane przez rosnące ceny żywności, które stanowią istotną część koszyka inflacyjnego. Chiński bank centralny do końca bieżącego roku prawdopodobnie nie zdecyduje się na kolejne podwyżki stóp procentowych, gdyż wydają się one nie przynosić pożądanego efektu. Ostatnia broń w walce z rosnącą dynamiką cen to wzrastająca siła nabywcza chińskiego Yuana, który osłabi konkurencyjność krajowego sektora eksportu. Morgan Stanley tnie prognozy wzrostu PKB Chin w 2012 r. do 8,7 proc. z 9,0 proc. a IV kw. 2011 chiński PKB wzrośnie o 8,1 proc. wobec 9,7 proc. w I kw. Ekonomiści Deutsche Banku uważają, że gospodarka Chin może w 2011 i 2012 r. rosnąć słabiej, niż to wcześniej szacowano, (obniżono prognozowany wzrostu PKB w 2011 r. do 8,9 proc. z 9,1 proc., w 2012 r. do 8,3 proc. z 8,6 proc.). W perspektywie miesiąca Indeks Shanghai Composite straci ponad 10 proc. poddając się potężnej przecenie akcji na globalnych rynkach finansowych.

W minionym tygodniu Indyjski Sensex stracił ponad 6,5 proc. pomimo danych, które okazał się być lepsze od oczekiwań. Odczyt lipcowej dynamiki wzrostu cen okazał się być na poziomie 9,22 proc., vs. 9,44 proc. miesiąc wcześniej. Dotychczasowa polityka pieniężna wydaje się przynosić pierwsze rezultaty i nie jest wykluczone, że kolejne podwyżki stóp procentowych będą kontynuowane.

Indeks Bovespa stracił w ostatnim tygodniu około 1 proc. i zwłaszcza w pierwszej części tygodnia zachowywał się lepiej od europejskich rynków finansowych. Poziomy wsparcia indeku z Sao Paulo to 46 000 pkt., najbliższym oporem jest poziom 57 500 pkt., a podczas czwartkowych notowań zakończył handel na poziomie 53134 pkt.
 
Jan Żuralski

Surowce

Kontynuacja fatalnych nastrojów na światowych parkietach akcji przyczyniła się do spadków cen surowców przemysłowych oraz wywindowała ceny złota na nowe maksimum. Nie ma najmniejszego sensu opisywania, jakie były poziomy zapasów ropy za poprzedni tydzień czy sytuacji na rynku walutowym, który często determinuje zachowanie się surowców. Wszystkie oczy wpatrzone są na kłopoty Stanów Zjednoczonych i Europy. Strach, jaki obserwujemy na rynku dotyczy globalnej gospodarki, a przy braku jej rozwoju trudno oczekiwać poprawy popytu na rynku ropy czy miedzi. Skoro rynki akcyjne wydają się dyskontować scenariusz recesyjny, to i ceny surowców przemysłowych musiały spaść. Na bazie obaw o popyt na surowce spadły ceny ropy naftowej oraz miedzi. Ta pierwsza kosztuje w piątkowe popołudnie już 82 dolarów za baryłkę (kontakty terminowe na Crude oil), co w porównaniu z wyceną z zeszłego tygodnia oznacza spadek cen o 4 procent. Z kolei miedź w kontraktach terminowych straciła tylko 0,5 procent, a tona w Londynie kosztuje 8800 dolarów. Ceny miedzi oparły się spadkom po informacjach z Chin o zacieśnianiu stosunków gospodarczych z Hong-Kongiem. Jest to potwierdzenie rozwojowych tendencji krajów azjatyckich, co tchnęło trochę więcej optymizmu w tamtej części Świata.

Paniczne zachowanie inwestorów z całego świata sprzyja poszukiwaniom bezpiecznych aktywów. Fala wyprzedaży na akcjach sprowokowała ujście strumienia pieniądza do złota, które w piątek kosztowało 1880 dolarów za uncję. Ostatnia dynamika wzrostów zwiększa ryzyko korekty na tym rynku, gdyż zmusza do rozważań o realizacji zysków. Obecny rekord cenowy na złocie wynosi 1877 dolarów za uncję. W ostatnich 5 dniach roboczych złoto zdrożało o ponad 5 procent.

W szerszym aspekcie obecny spadek może przynieś wiele dobrego gospodarce, gdyż w zdecydowany sposób zmniejszy presję inflacyjną. To jednak będzie widoczne w przyszłych odczytach danych makro, zatem w tej chwili to czynnik niedostrzegany przez inwestorów.

Tomasz Ray-Ciemięga

Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi