„Liczba osób nadmiernie zadłużonych, posiadających co najmniej dziesięć kredytów, sięgnęła 137 tys. , a ich zadłużenie w połowie roku wynosiło już 15,7 mld zł – szacuje Mariusz Karpiński, były prezes GE Money Banku i Meritum Banku, na podstawie danych z Biura Informacji Kredytowej. Jeszcze kilka miesięcy temu szacowano tę kwotę na 10 mld zł, a grupę takich kredytobiorców na około 100 tys. ludzi. Coraz więcej osób w tej grupie nie jest w stanie spłacać swoich zobowiązań.”, czytamy dalej.
„Mariusz Karpiński podaje przykład urzędniczki, która zaciągnęła 22 kredyty, jej miesięczny dochód wynosi 2,3 tys., a kwota rat – ponad 7 tys. zł. – To pokazuje tylko część problemu, bo przecież są też klienci, którzy mają po siedem czy dziewięć kredytów, a dodatkowo te dane nie uwzględniają osób, które są zadłużone w firmach pożyczkowych typu Provident – dodaje Karpiński. Przyczyną tego zjawiska jest agresywna polityka kredytowa, którą niektóre banki prowadziły jeszcze niedawno. A nie wszystkie instytucje dostarczają dane do BIK, jeszcze więcej nie korzysta z raportów biura.”, podaje dziennik.
Kredyty gotówkowe i ratalne stały się kulą u nogi dla sektora bankowego. Jeszcze w ubiegłym roku były udzielane lekką ręką nawet osobom o niskiej zdolności kredytowej. W wyniku kryzysu i spowolnienia gospodarczego wielu klientów przestało w ogóle regulować swoje zobowiązania względem instytucji finansowych. Banki muszą więc zawiązywać bardzo wysokie rezerwy na niespłacone kredyty,a to negatywnie odbija się na prezentowanych wynikach. Z tego też powodu bankowcy w ostatnich miesiącach mocno przykręcili kurek z pożyczkami gotówkowymi. Kredyty są drogie i coraz trudniej dostępne. Dziś banki wnikliwie prześwietlają klientów wnioskujących o kredyt gotówkowy, czy kartę kredytową. Eksperci uważają, że czasy szybkich kredytów na dowód odchodzą już w przeszłość. Banki wolą pożyczać tylko sprawdzonym klientom.
Więcej szczegółów w artykule „Banki mają coraz większy problem ze złymi kredytami” autorstwa Moniki Krześniak.
WB